Podejmowanie tematu odszkodowań za straty poniesione przez Polskę w II W.Ś. to temat pełen min na który czyhają chmary trolli, wyznawców Prezesa i miłośników Winy Tuska. To temat pułapka, gdzie wyrażenie zwątpień, (nie)wiary w czystości intencji czy poddanie go wiwisekcji w aktualnej sytuacji politycznej i zbliżających się wyborów, to prawie 100 procentowa pewność na pojawienie się oskarżeń o zdradę, agenturalność czy bycie niePolakiem. Ale nie od dzisiaj, i nie tylko na tutejszym salonie, prezentowanie spectrum opinii, a nie tylko tej „jednej prawdziwej” jest uważane za sprzeniewierzenie się obowiązkowi wyznawania tej samej wyznawanej i głoszonej wiary, w zależności od okoliczności, przez pana „naczelnika”.
Jedno jest pewne, niepodważalne i niezaprzeczalne: niemiecki najeźdźca jest winny rozpętania światowej hekatomby ponosi pełną odpowiedzialność za swoje czyny. I to nie tylko wobec polskiego Narodu, ale wobec wszystkich innych, gdzie popełniano zbrodnie i zniszczenia. Ale wojny, zniszczenia, mordowanie niewinnych i popełnianie wszelkich możliwych zbrodni to pasmo nieszczęść związanych z historią homo sapiens. To historia cywilizacji od czasów jak daleko sięga pamięć. I moralna odpowiedzialność agresora zawsze była jednoznaczna. Co zresztą nie chroniło nas przed następnymi wojennymi zbrodniami.
Polska ma pełne, moralne prawo do żądania odszkodowań za niemieckie zbrodnie przeciwko naszemu Narodowi. Ale jest jedno skrzeczące „ale” w obiecanym przez Jarosława Kaczyńskiego rozpoczęciu starań o reparacje. Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego w momencie, kiedy kraj targany jest niezliczonymi problemami, rząd mota się z rosnącym niezadowoleniem społeczeństwa, rekordowymi cyframi inflacji, rosnącym długiem i spieprzoną reformą wymiaru sprawiedliwości prowadzącej do konfliktu o pieniądze z Unią Europejską? Pieniądze które jak rząd twierdzi nam się należą, chociaż w Brukseli mówią inaczej.
Walka o pieniądze. Te z Brukseli to około 120 miliardów złotych do wzięcia w ciągu 7 lat w ramach unii 27 państw do której przynależymy. Konkretne i możliwe do uzyskania w ciągu kilku miesięcy. Te inne to astronomiczna suma ponad 50 razy większa, „należąca” się nam od jednego z tych państw. Te pierwsze miliardy można by stosunkowo szybko otrzymać, tak jak dzieje się to już w 25 innych krajach, te inne to, jak mówi prezes PiS-u:
„…Wchodzimy na drogę, która będzie trwała długo i nie będzie łatwa. Nie zapowiadamy jakichś bardzo szybkich sukcesów..”
czyli reparacje od Niemiec to tzw. przysłowiowy „gołąb na dachu”.
I w tym momencie rodzi się pytanie: czy w obecnej sytuacji politycznej polski rząd nie powinien zrobić wszystkiego co możliwe, aby Polska otrzymała wynegocjowane wsparcie finansowe z Brukseli, które przecież nam się należy, jednocześnie występując na drodze dyplomatyczno-prawnej o niemieckie reparacje? Których ewentualne wynegocjowanie to zadanie, jak powiedział Kaczyński, może dla następnego pokolenia?
I również pytanie nieodparcie się nasuwające: czy wysuwanie roszczeń w stosunku do Niemiec w sytuacji obecnego międzynarodowego, światowego kryzysu a przede wszystkim kryzysu w Polsce to może tylko polityczna gra, która jest życiową pasją Jarosława Kaczyńskiego? Czy to nie tylko odciągnięcie uwagi od partyjno-rządowych przepychanek w których Ziobro występuje w roli ogona kręcącego psem? Bo przecież prezes PiS-u już kilkakrotnie mówił o NIEUDANEJ reformie sądownictwa a pan minister Ziobro ze swoimi szablami jak gdyby nigdy nic „reformuje” nadal i trzyma Kaczyńskiego w szachu? I który również rozgrywa niemiecką kartę jako usprawiedliwienie dla swojej ministerialnej nieudolności i torpeduje rządowe próby Morawieckiego do wyrwania miliardów z Brukseli?
Koincydencja ogłoszenia żądania reparacji z Niemiec z istniejącymi problemami rządzącej partii nie wydaje się przypadkowa. Tym bardziej jeżeli pomyśli się o rozgrywaniu w przeszłości smoleńskiej karty przez Prezesa. Przez lata potrafił nas mamić obietnicami o wyjaśnieniu katastrofy wciągając do swojej gry krętacza Macierewicza i do dzisiaj czekamy na niespełnione, oszukańcze obietnice. Ale cel swój przecież osiągnął: zdobył władzę a końcowy raport to pewnie znowu zadanie dla następnego pokolenia.
Od kilku dni polska polityka to wyłącznie niemieckie reparacje. Inne problemy Polaków zeszły na dalszy plan. Kaczyński sprytnie, a chciałoby się powiedzieć po cwaniacku, zajął Polaków niemieckim problemem. I to na najbliższe 12 miesięcy będzie regularnie powracało na łamy prasy. Inflacja, energia, zimowe ogrzewanie, Ukraina, rosnący dług publiczny, edukacja i służba zdrowia zejdą na drugi plan. Będzie nas PiS ekscytował reparacjami tak jak i Winą Tuska. Bo przecież partia i rząd robi wszystko jak należy i co powinien a Polacy mają problemy jedynie z niemieckim sąsiadem.
Rozgrywanie niemieckiej karty, to obrona Kaczyńskiego przed zwiększającymi się problemami stojącymi przed Polską. I przed od dłuższego czasu malejącym poparciem dla PiS-u’.
Jarosław Kaczyński zaproponował obecnie Polakom:
„Lepszy gołąb na dachu niż wróbel w garści”.
Z dystansu ale nie z boku.
Anonimowych blogowiczów "tykam". Pan/Pani są dla mnie osobami z nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka