Po ośmiomiesięcznym oczekiwaniu mamy nominację na ambasadora Stanów Zjednoczonych W Warszawie. Zostanie nim proponowany już w styczniu przez amerykańską administrację Mark Brzeziński, syn doskonale nam znanego Zbigniewa Brzezińskiego odznaczonego najwyższym polskim odznaczeniem jakim jest order Orła Białego przyznawanego za wybitne cywilne i wojskowe zasługi dla Rzeczpospolitej Polskiej.
Osiem miesięcy musiał Mark Brzeziński czekać na zgodę polskich urzędników zamotanych w polityczno-kombinatorskie poszukiwania znalezienia pretekstu do odmowy na udzielenie tzw. agrément. Nie podobała się polskim władzom ta nominacja i próbowano wpłynąć na suwerenną, amerykańską decyzję dosyć prymitywnymi sztuczkami prawnymi znalezionymi w przedwojennych przepisach jakoby nominat był polskim obywatelem. Koniec końców okazało się jednak, że na podstawie komunistycznego prawodawstwa jest on dla polskich władz Po Prostu Czechem i nic nie stoi na przeszkodzie , aby zgodzono się na objęcie przez niego stanowiska amerykańskiego ambasadora.
Zagrywki polskiej administracji rządowej można określić jako poszukiwanie formalnej PRAWDY kim właściwie jest ten pan wysunięty na reprezentanta amerykańskich interesów w Polsce, ale można je również widzieć jako dziecinne i raczej zabawne próby wpływania na decyzje Amerykanów kogo powinni wyznaczać na swoich przedstawicieli dyplomatycznych. A mając w pamięci, że to właśnie USA jest naszym największym i JEDYNYM sojusznikiem odgrywającym rolę w światowych politycznych rozgrywkach, można takie działanie określić nie tylko niepoważne i nieprofesjonalne, ale Po Prostu szkodliwe dla przyszłych wzajemnych relacji.
Nominacja ambasadora Marka Brzezińskiego to jedno, ale przecież zawzięta walka z TVN24 pod naiwnym i dla wszystkich przejrzystym pretekstem jakoby możliwym było przejęcie tej stacji przez Rosjan czy Chińczyków, Arabów nie wspominając, i z tego powodu nie można przedłużyć koncesji na nadawanie Amerykanom, jest następnym etapem jak można świadomie przecież, pogarszać swoją wyjściową pozycję do jakichkolwiek negocjacji w przyszłości z naszym sojusznikiem.
Relacje z administracją prezydenta Bidena od samego początku czyli od dwuznacznych a właściwie obraźliwych w dyplomatycznym rozumieniu gratulacji prezydenta Dudy po wygranych przez Bidena wyborach, zostały ustawione na, mówiąc kolokwialnie, kopanie się z koniem. Wygrać czy ugrać cokolwiek nie mamy przecież szans, ale pomachać szabelką zawsze możemy. I to nie tyle w dyplomatycznych kuluarach w czasie twardych negocjacji, lecz na oczach całego świata. I na oczach całego świata akceptować poniżające odpowiedzi Amerykanów, który przecież nie mogą sobie pozwolić, aby ogon machał psem. A ta prosta reguła jakoś jeszcze do naszej WAADZY nie dotarła.
Rząd premiera Morawieckiego pod dowództwem Jarosława Kaczyńskiego o coś chce walczyć. O co właściwie? Chcemy pokazać Amerykanom, że jesteśmy suwerenni, niezależni od nikogo i wolnoć Tomku w swoim domku? To wszystko prawda, ale dyplomatyczne reguły i uznanie oczywistych zależności plus ADEKWATNE DO TEGO DZIAŁANIA świadczą bardziej o politycznej mądrości i wykorzystaniu szans z istniejących sojuszy niż ich nadwyrężanie czy świadome niszczenie. A to ostatnie staje się regułą w naszej polityce zagranicznej.
Amerykanie, Niemcy, Francuzi, Unia Europejska, nasi wschodni sąsiedzi – stosunki dyplomatyczne w ostatnich latach tylko się pogorszyły. Największym naszym sukcesem dyplomatycznych będzie chyba udzielenie azylu politycznego lekkoatletce z Białorusi Chryscinie Cimanouska.
Z braku laku cieszmy się więc i z tego.
Z dystansu ale nie z boku.
Anonimowych blogowiczów "tykam". Pan/Pani są dla mnie osobami z nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka