Prezydent RP Andrzej Duda w swoim przemówieniu Noworocznym:
„…Co nas czeka od 1-go stycznia? Ufam, że będzie to rok polskich zwycięstw! Że tym słowem, które będziemy odmieniać najczęściej w roku 2020 będzie słowo sukces…”
Tydzień upłynął i okazuje się jak mają się do rzeczywistości buńczuczne słowa Prezydenta. Wielotygodniowe wysiłki, aby podczas spotkania na temat Holocaustu z udziałem światowych przywódców móc przemówić i sprostować haniebne i kłamliwe oskarżenia Rosji o współodpowiedzialności za wybuch wojny spełzły na niczym. Polska racja stanu, prawo i sprawiedliwość za doznaną wojenną hekatombę, możliwość powiedzenia na cały świat o niemieckich okrucieństwach w Oświęcimiu oraz zdradzieckim napadzie dwóch sojuszników we wrześniu 1939 roku pozostały mrzonką. Polska w Jerozolmie do niczego, nikomu nie jest potrzebna i nikt z zaproszonych nie chciał optować za udziałem Polaków.
Polska dyplomacja doznała bolesnego upokorzenia, którego konsekwencje będą i dalekosiężne i długotrwałe. Okazuje się jak bardzo byliśmy osamotnieni w walce o polski głos na międzynarodowej arenie. Nie było sojuszników, aby poparli swoim autorytetem starania i polskiego rządu i polskiego Prezydenta. Nie potrafiliśmy zdobyć ich poparcia w tak istotnej kwestii i walczyliśmy sami. Tak jak i we wrześniu roku 1939.
Polska jest coraz bardziej osamotniona na międzynarodowej arenie i oznaki tego są widoczne już od kilku lat. Ustawa o IPN-nie z której polski rząd musiał się rakiem wycofywać przyczyniła się oczywiście do potraktowania polskiego Prezydenta jako słuchacza a nie jednego z rozgrywających na konferencji w Yad Vashem. Ale ustawy o sądownictwie wydaje się, że idą tą samą drogą. Poza Wegrami nie mamy nikogo w UE, kto wykazuje chęć i ochotę do zrozumienia rządowego stanowiska a wizyta przedstawicieli niezależnej Komisji Weneckiej w sprawie oceny praworządności zostaje przez polski rząd potraktowana jako wizyta „bandy impertynentów”. Polskie państwo nie zadaje sobie nawet tudu, aby wykorzytać okazję i zaprezentować wszystkie, tak podkreślane, pozytywy proponowanych rozwiązań, zdobywać teren do negocjacji i przekonywać argumentami. My wiemy lepiej i nikt nam nie będzie mówił jakie ustawy i jak je uchwalamy.
Działanie idące na kolizyjny kurs z Parlamentem Europejskim, Komisją Europejską, TSUE i krajami członkowskimi UE już mają reperkusje a przecież budżetowe rozmowy o unijnych milardach są w pełnym toku. Czy prowadzona polityka zyskuje nam sojuszników? Poprawia naszą negocjacyjną pozycję? Daje nam więcej kart do ręki, które będzie można rozgrywać w kuluarowych mediacjach? Jednym słowem wzmacnia czy osłabia nasze wysiłki, aby umieścić Polskę na należnej jej pozycji?
Polska Historia wystarczająco często uświadamiała nam czym kończy się brak jedności, wewnętrzne kłótnie, niemożność porozumienia się i osiągania kompromisów. Wystarczająco często bywaliśmy osamotnieni a jednak nie potrafimy wyciągać wniosków z porażek. Nasz wielki sojusznik jest daleko a sojusze są dla niego tylko sfinalizowaniem biznesowych transakcji. Jednocześnie Unia Europejska, której Polska jest częścią, jest dla niego zagrożeniem jako liczący się na świecie handlowy konkurent. Ale to głównie Unia generuje nasze zyski, z nią najwięcej robimy biznesu i to Unia jest bliżej niż dalej. A niestety Amerykanie od kilku lat wycofują coraz więcej miliardów z polskich obligacji. Nie za bardzo chcą tutaj „przechowywać” swoje finansowe rezerwy.
Polska polityka coraz częściej idzie na udry z najbliższymi sąsiadami. Czy jesteśmy wystarczająco silni jako państwo aby sobie na to pozwolić? Czy jesteśmy przygotowani na walkę ze całym światem? Czy naprawdę robi się wszystko, aby życzenia Noworoczne pana Prezydenta o roku 2020 pełnym sukcesów miały jakąkolwiek szansę powodzenia?
Z dystansu ale nie z boku.
Anonimowych blogowiczów "tykam". Pan/Pani są dla mnie osobami z nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka