Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
1315
BLOG

Zaolzie: Zapomniany cmentarz ewangelicki w Karwinie

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Zabytki Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

W zniszczonej z powodu tzw. szkód górniczych zaolziańskiej Karwinie (obecnie Karwina-Kopalnie, czes. Karviná-Doly) znajduje się zapomniany i popadający w ruinę pomnik polskości tamtych terenów - cmentarz ewangelicki.
image
Dość trudno tam trafić i nawet niewielu Zaolziaków wie, gdzie się dokładnie on znajduje. Ale bez żadnych kłopotów docierają tam rowerzyści, którzy unikają głównych arterii i jadą bocznymi drogami. Drogami, będącymi niegdyś miejskimi ulicami, wzdłuż których jeszcze dziesięć-dwadzieścia lat temu stały górnicze domki karwińskiej kolonii „Meksyk”. Przejeżdżając koło zagajnika dostrzegają zwykle pomiędzy drzewami zapuszczone nagrobki. Niektóre zarosłe i roztrzaskane, z zatartymi już napisami, a inne jeszcze trzymające się w pionie, z czytelnie wykutym imieniem, nazwiskiem i datą śmierci, i z porcelanową fotografią, z której spogląda na przypadkowego przybysza zmarły. O części z nich nikt nie pamięta, ale do kilkunastu przynajmniej raz do roku przyjeżdża ktoś, by zapalić świeczkę i uporządkować miejsce wiecznego spoczynku swoich przodków, jakby nie bacząc na to, że nawet przy lekkim powiewie wiatru wyschłe już drzewo, będące kilkadziesiąt lat temu ozdobą głównej alei, spadnie mu na kark.

Sam cmentarz powstał w 1903 roku na gruncie podarowanym miejscowemu zborowi przez rolnika Józefa Krainę (1850-1934). Rychło wzniesiono też murowaną kapliczkę-kostnicę i dokonano uroczystego aktu poświęcenia. I tak karwińscy ewangelicy nie musieli już odprowadzać swych bliskich zmarłych do Orłowej, bo mieli już własną nekropolię.

Sytuacja zaczęła zmieniać się po drugiej wojnie światowej, kiedy to zaczęto eksploatować złoża węgla metodą rabunkową, „pod zawał”. I tak ponad dwudziestotysięczne miasto, gdzie Polacy stanowili 70 proc. mieszkańców stopniowo zaczęło niknąć. Domy się zapadały, inne, choć trzymały się w miarę mocno na fundamentach, nagle znajdywały się na terenach zagrożonych, więc je rozbierano, a miejscowych mieszkańców przesiedlano do „nowej” Karwiny, czyli do dawnego Frysztatu i Raju, do stawianych naprędce socrealistycznych osiedli i do anonimowych blokowisk, gdzie wśród przybyłych za pracą w kopalniach „kuferkorzy” i „rukzakowców” – jak pogardliwie określano na Zaolziu przyjezdnych z całej ówczesnej Czechosłowacji – z dnia na dzień stawali się mniejszością narodową na własnej ziemi.

W połowie lat 70-tych - kiedy zaczęły też znikać pobliskie domostwa z kolonii „Meksyk” i „Nowy Jork” – dokonano ostatniego pochówku na cmentarzu ewangelickim. Potem go zamknięto. Ówczesny pastor zaapelował o ekshumację i przeniesienie szczątków na inne miejsca, ale nie wszyscy podporządkowali się temu zaleceniu. Bo skoro dziadkowie, rodzice zostali tu złożeni, to dlaczego po śmierci mają jeszcze wędrować? I zapominał Bóg o pogrzebanych, zapominali kolejni pastorowie i zborownicy, Cmentarz stał się swoistym tabu. Zaolziańscy ewangelicy nie chcieli o nim wspominać.

Opuszczony i zapomniany, zaczął zarastać chaszczami. Pamiętali o nim tylko zbieracze złomu. Bo im mniej pojawiało się na nim odwiedzających, tym szybciej znikały żelazne okucia i żeliwne krzyże, aż przed kilkoma laty wieżyczka kaplicy – wystająca tak dumnie ponad korony drzew – zapadła się w sobie. Zapadła się z tego smutku i zgryzoty, bo ten cmentarz żył nieco krócej, niż wynosi przeciętna średnia ludzkiego żywota.

I to właściwie mógłby być koniec tej smutnej historii, gdyby nie to, że w październiku tego roku (2017) znalazła się grupka entuzjastów, szaleńców wręcz, którzy postanowili, jeśli już nie przywrócić cmentarzowi pierwotnego wyglądu, to przynajmniej wykarczować krzaki i usunąć przewalone drzewa. I nie byli to wierni Śląskiego Kościoła Ewangelickiego Augsburskiego Wyznania, do którego należy gros zaolziańskich protestantów. Nie byli to też członkowie któregoś z karwińskich czy sąsiednich kół Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego – największego stowarzyszenia skupiającego naszych rodaków na terenie Republiki Czeskiej, którego Zarząd Główny z dumą powtarza, że „służy interesom zaolziańskich Polaków od 1947 r.”  Nie nie nie. To była inicjatywa Beerclubu – Braci Kuflowej na Zaolziu (czyli organizacji, której działalność może się raczej kojarzyć jedynie z wysuszaniem kolejnych szklanic piwa w doborowym męskim gronie), by ratować przed ostatecznym zniszczeniem tę pamiątkę karwińskich i śląsko-cieszyńskich luteranów, ale przede wszystkim pamiątkę polskości, albowiem większość napisów na nagrobkach jest właśnie po polsku. I podczas dwóch sobotnich wyjazdów udało się oczyścić teren przed kaplicą i główną aleję, dzięki czemu znowu odkryły się stare groby, dotychczas zasłonięte przez gałęzie albo przywalone przez pnie spróchniałych drzew.

Słychać niekiedy na Zaolziu komentarze, że nie ma to sensu, że przeszłości się nie wróci, że tego miasta już nie ma i nigdy się ono nie odrodzi; więc po co Bracia Kuflowi, zapraszając do prac porządkowych każdego chętnego, niezależnie jakiego jest wyznania, wzięli się za tę – jak może się przygodnemu obserwatorowi wydawać - syzyfową pracę? Przede wszystkim aby nie zapomniano, że mieszkali tu Polacy, że mieli swój niebagatelny wkład w rozwój nieistniejącej już starej – jak ją określają Zaolziacy – Karwiny. By żaden potomek „kuferkorzy” i „rukzakowców” nie gadał im bezmyślnie: „Wracajcie do tej swojej Polski!”. I by z kolei jakiś ich rodak z Rzeczypospolitej nie opowiadał głupot, że „na Zaolziu zawsze byli Czesi, a tylko w 1938 roku pojawili się tu Polacy”, którzy szli „ręka w rękę z Hitlerem”. Bo oni, zaolziańscy Polacy – a lepiej byłoby powiedzieć Polacy z podzielonego w 1920 roku granicznym kordonem Śląska Cieszyńskiego – zawsze tu byli u siebie. Przynajmniej od tysiąclecia.

imageimageimageimageimage

* * *

PS.Cmentarz ewangelicki w (starej) Karwinie znajduje się na wysokości nieczynnej już kopalni „Barbara” koło głównej drogi na Suchą Górną. Współrzędne: 49°49′30 N 18°28′1 Elub mapy.cz Natomiast więcej fotografii z ostatnich dziesięciu lat można znaleźć m.in. na foto-blogach zapomenuto.cz i ekspoloratorzy.pl




Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura