Śląsk za Olzą to nie tylko Zaolzie, to także tereny na zachód od granicy z listopada 1918 czy z października 1938, tak mniej więcej od Łucyny aż po Ostrawicę. Tam mieszkają sobie Czesi. „Ale to są nasi Czesi”, jak to ujął jeden z moich zaolziańskich przyjaciół. „Nasi” to znaczy, że ani nie „kuferkorze”, ani nie „rukzakowcy”, po prostu autochtoni.
Nad Starymi Hamrami, leżącymi na granicy śląsko-morawskiej, między szczytami Janikuli a Koźlej Góry, na Gruniu, skąd rozpościera się widok na Fatrę i zda się, po licznych wyciągach, że panują tu odpowiednie warunki narciarskie jak tylko spadnie śnieg, znajduje się hotel „Charbulák”. Niegdyś był schroniskiem, ale już z tego wyrósł. W tamtych czasach odwiedzali go luminarze czeskiej kultury.
– Podobno przychodził tu Petr Bezruč – zagadnąłem właścicielkę.
– Przychodził, przychodził. I wiersze pisał. Ale Polacy go nie lubią.
– A bo Polacy go nie znają – odpowiedziałem. I rzeczywiście. Nam kojarzy się głównie jako patron ciągów komunikacyjnych w całej Republice Czeskiej. Tu „Bezručová” i tam „Bezručová”. Ot nazwa ulicy jak każda inna. Ale kim był ten Bezruč, skoro tak jest honorowany? Tego nawet Czesi dokładnie nie wiedzą.
Półtora wieku temu w Bruzowicach (za Łucyną, za Łucyną) urodził się – i tam też popełnił samobójstwo – niejaki Ondřej Boleslav Petr (1853-93), nauczyciel, absolwent gimnazjum niemieckiego w Cieszynie. I podług niektórych czeskich literaturoznawców jest on autorem wierszy podpisywanych „Petr Bezruč”, które zostały opublikowane w prasie w sześć lat po jego śmierci. Do druku miał je podać przyjaciel Petra, czternaście lat odeń młodszy Vladimír Vašek (1867-1958), rodem z Opawy, czyli „nie stela”, który jednocześnie przyznawał się do ich autorstwa. Mowa tu o słynnym zbiorku „Slezské písně” („Pieśni śląskie”), słynnym, ale nie w Polsce, bo poza paroma przekładami kilku utworów w niszowej prasie, nie doczekały się one wydania polskiego. Dlaczego? A bo brzmią w tłumaczeniu tak:
Nim się zdarzy dla nas gorzej,
nim wpadniemy w polskie morze,
nim nam na kark włoży
polskie jarzmo pan z Cieszyna
proś Ty za nas Gospodzina
służebniku Boży.*
To pierwsza zwrotka wiersza „Domaslovice” (i ta wieś leży za Łucyną), który swego czasu miał w swym repertuarze Jaromír Nohavica (on również uważa, że Bezručem był bruzowicki belfer a nie opawski przybłęda). I ten utwór, i jemu podobne są w kanonie lektur w czeskich szkołach. I warto o tym wiedzieć, warto też moim zdaniem całe „Pieśni śląskie” przetłumaczyć, niezależnie czy napisał je Petr czy Vašek, by zrozumieć skąd ten strach przed „polskim morzem”, nie uosabianym już teraz przez język, politykę i kulturę co przez produkty spożywcze. A tego się boi wicepremier Andrej Babiš, którego partia ANO trzyma się mocno w większości czeskich województw, w tym i w morawsko-śląskim.
____
*) Než na nás to přijde hoře,
než padneme v polské moře,
než nám na šíj vloží
polské jho páni z Těšína,
pros Ty za nás Hospodina,
služebníče Boží!
Inne tematy w dziale Kultura