Jedziemy samochodem. Nad ulicą wiszą dwa plakaty z kandydatami do Senatu Republiki Czeskiej. Tymi dwoma, którzy mają największe szanse i pewnie zderzą się w drugiej turze. Ten pierwszy ubiega się o reelekcję, ten drugi chce tamtego wysadzić ze stołka. Obydwaj liczą na głosy, w tym i na polskie głosy.
Bo dziś i jutro za Olzą wybory. I do senatu, i do rad wojewódzkich – odpowiedników naszych sejmików. A ciekawy jest ten czeski system wyborczy. Kadencja izby wyższej trwa sześć lat, jednak co dwa lata wymieniana jest jedna trzecia senatorów. Pomysł przedni, bo przynajmniej w składzie senatu można dostrzec zmiany nastrojów politycznych w społeczeństwie.
A kim są owi dwaj kandydaci z okręgu wyborczego nr 73 Frydek-Mistek, który obejmuje większą część Zaolzia od Kocobędza i Trzanowic po Mosty i Łomną Górną? Ten pierwszy to Petr Gawlas z Jabłonkowa, pełniący równocześnie funkcję radnego w swym rodzinnym miasteczku (system czeski pozwala na takie brewerie) z ramienia partii socjaldemokratycznej ČSSD, która cieszy się największym, bo ponad 25-procentowym poparciem w regionie. Jest Czechem, ale podczas spotkań z zaolziańskimi Polakami zaznacza swe polskie pochodzenie, na co dowodem ma być chociażby pisownia jego nazwiska przez „w” a nie „v”. Ale po polsku nie mówi. Pokazuje się natomiast na polskich imprezach, zawsze uśmiechnięty, przystępny, pogada chętnie, rękę uściśnie, ale to wszystko.
Natomiast ów drugi to wędryniak Jerzy Cieńciała, były dyrektor generalny Huty Trzynieckiej, sławetnego „werku”, który daje pracę tysiącom ludzi w bliższej i dalszej okolicy, w tym i z polskiej części Śląska Cieszyńskiego. Przez rok był ministrem przemysłu i handlu w technicznym gabinecie Jiřego Rusnoka, a obecnie jest pełnomocnikiem czeskiego rządu ds. województw morawsko-śląskiego, usteckiego i karlowarskiego, a także rektorem Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Prawa w Pradze. Człowiek popularny w regionie, a w dodatku zasłużony, jak to się zwykło mawiać, dla spraw polskości na Zaolziu, aktywny działacz polskich organizacji i ich donator, a kandyduje – co też jest atutem – jako bezpartyjny.
I choć mówi się na Zaolziu raz szeptem, raz całkiem głośno, że należy głosować na Cieńciałę, to jednak Kongres Polaków nie udzielił mu oficjalnego poparcia, co spotkało się z zarzutami, że ta organizacja, reprezentująca miejscowych Polaków przed Pragą i Warszawą po raz kolejny schowała głowę w piasek. Ale dokładnie przed tygodniem stojący na jego czele Mariusz Wałach wspólnie z prezesem Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego Janem Ryłko wydali wspólne oświadczenie, w którym zachęcają jednak współrodaków do głosowania na byłego dyrektora „werku”. Ale jest to li tylko ich indywidualne stanowisko jako zaolziańskich liderów.
Albowiem jasna deklaracja ze strony polskich organizacji niekoniecznie musiałaby pomóc, ba! mogłaby wręcz zaszkodzić. Bo, to „kandydat polski”, „Poloków beje podporował” (gwar. „Polaków będzie popierał”) etc. Te kilkanaście procent polskiego elektoratu to sporo szabel, ale niezbyt wystarczających by wprowadzić swego człowieka na polityczne salony Republiki. „Na Polaka” to sobie można głosować – i to z powodzeniem – w wyborach na szczeblu gminnym, ale wyżej to się już niestety nie da. Stąd ważniejsze jest, by na Cieńciałę głosowali Czesi i za Czechów się uważający, bo polski elektorat już dawno ma za sobą.
Inne tematy w dziale Polityka