Tytuł z pierwszej strony był krótki i dosadny. Bił po oczach nie tyle wielkością liter, co treścią. I w tej chwili staram się wyobrazić sobie twarze czytelników, którzy w piątek 30 lipca 1920 roku wzięli do ręki świeży numer ukazującego się we Frysztacie socjalistycznego „Robotnika Śląskiego” – zdziwienie? zaskoczenie? złość? „Zaprzedano nas Czechom!” – wołały złożone przez zecera czcionki.
Poniżej wydrukowano urzędową wiadomość i też bynajmniej nie petitem, więc nie trzeba było zakładać okularów: „Praga, 28 lipca. (Czeskie biuro prasowe). Decyzya Rady ambasadorów o podziale terenów plebiscytowych została przez obie strony podpisana 28 lipca 1920 roku o 6 godzinie 30 minut wieczorem, wobec czego już nie było możliwe nadesłanie dokładnego brzmienia tego wyroku. Czesi otrzymali całe zagłębie karwińskie i kolej koszycko-bogumińską. Ogółem otrzymają Czesi ze Śląska Cieszyńskiego teren mniej więcej od Piersny wzdłuż rzeki Olzy. (Piersna nie leży nad Olzą, więc jak to rozumieć? – Redakcya) wraz z przedmieściem cieszyńskiem na lewym brzegu rzeki oraz z Jabłonkowem i otoczeniem. (…) (Wiadomość tę, niestety! potwierdzono nam z Cieszyna ze strony polskiej. – Redakcya »Robotnika Śląskiego«)”.
"Robotnik Śląski", 30 lipca 1920.
Zdziwienie? zaskoczenie? złość? Na stronach prasy z okresu poprzedzającego paryskie wyroki sporo pojawia się wiary i nadziei, że decyzja ambasadorów zadowoli wszystkich, a przede wszystkim będzie sprawiedliwa i oparta na 13 punkcie przedstawionym przez amerykańskiego prezydenta Thomasa Woodrowa Wilsona: „Stworzenie niepodległego państwa polskiego na terytoriach zamieszkanych przez ludność bezsprzecznie polską…” oraz na popularnej po zakończeniu Wielkiej Wojny zasadą samostanowienia narodów.
Zatem zdziwienie, zaskoczenie czy złość? „Zbrodnia” – tytuł komentarza w „Robotniku” mówił wszystko. „Z Paryża nadeszła wiadomość o ohydnej zbrodni, którą popełnili nadzbóje, wszechwładnie rządzący światem kapitalistycznym, [Alexandre] Millerand [1859-1943, ówczesny premier Francji i szef dyplomacji, późniejszy prezydent – przyp. jot], Lloyd George [1863-1945, brytyjski premier – przyp. jot] i Spółka. Rozstrzygnięto spór cieszyński w sposób tak stronniczy, że nawet najbezczelniej przez żandarmów czeskich sfałszowany plebiscyt nie byłby gorzej popsuł sprawy”.
„Dano Czechom całe zagłębie, dano im nawet Karwinę i Górną Suchą, które się tak bohatersko przeciw najazdowi czeskiemu broniły. Dla dogodzenia swawoli czeskiej przepołowiono i zrujnowano miasto Cieszyn. Dano Czechom Trzyniec, ten dzielny, tak świadomie polski Trzyniec, gdzie każdy kamień krzyczeć, każda bryła rudy wyć będzie przeciw tej zbrodni. Dano Czechom Jabłonków wraz z jego rdzennie polską okolicą, dano wierne Nawsie polsko-ewangelickie, zaprzedano im polskie Beskidy. Ażeby zaś już żadnego złagodzenia tej krwawej krzywdy nie było, oddano Czechom także oba stoki Tatr wysokich”.
Autor komentarza, podpsujący się inicjałami W.G., wyrażał jednak nadzieję, że „wszystko to, co prawda, nie na długo. Żadne bowiem łajdactwo eks-socyalisty, a obecnego prześladowcy francuskiego ruchu robotniczego Milleranda, żadna zbrodnia byłego radykała, a obecnego sługusa magnatów angielskich Lloyd George’a nie potrafi nadać trwałości tej śmiesznej łataninie, jaką jest republika czesko-niemiecko-slowacko-madziarsko-rusińsko-polsko-rumuńska. Do dwóch lat ta łatanina pstrokata się rozleci, a wtenczas polski lud pracujący odbierze, co jego prawowitą własnością jest i pozostanie. Nie boimy się więc o przyszłość polskiego Śląska. Niedorzeczne »mocarstwo« wielkoczeskie pryśnie jak bańka mydlana, a Polska Polską będzie i z woli ludu odbierze co swoje”.
Mylił się nieco w swych prognozach W.G., co miała pokazać dopiero przyszłość, ale póki co „klęska na nas spadła, więc zastanówmy się: jak się to mogło stać? Gdyby istotnie wiążącą ustawą świata, a nie pośmiewiskiem wszystkich przebiegłych łotrów były szlachetne zasady Wilsona — nie mogłoby się to stać. Gdyby naprawdę obowiązującem prawem było samostanowienie narodów — nigdyby się to stać nie mogło. Zdeptano wolę górników i hutników polskich, którzy z bronią w ręku, śmiało patrząc w oczy śmierci, na ochotnika szli odpierać najazd czeski na swoją ziemię ojczystą. Uczyniono to nawet bez tej wymówki, że trzeba koniecznie tak uczynić dla zabezpieczenia istnienia i dobrobytu narodu czeskiego. (…) Dogodzono więc poprostu nienasyconej chciwości Czechów, aby ich wynagrodzić za to, że podczas wojny pomagali koalicyi rozbić Austryę. Za tę zasługę nietylko im darowano polską ziemię, której żaden francuski minister niemiał prawa darować, ale darowano im także dwieście tysięcy żywych Polaków, jako niewolników”.
W dalszej części autor wskazywał na hipokryzję możnych tego świata: „Wojnę, tak ustawicznie głosili obecni zwycięscy, wojnę przeciwko Niemcom prowadzi się w imię samostanowienia narodów, a teraz ci sami zwycięscy wprost swawolnie to samostanowienie depczą! Wojnę, tak również od sześciu lat nieustannie głoszono, prowadzi się o nietykalność umów międzynarodowych. Niemcy naruszyli umowę o neutralności Belgii, ogłosili tę świętą umowę za »marny świstek papieru« — więc ich zato srodze ukarano i srogą tą karą przywrócono porządek boski na ziemi. A umowa z 5. listopada? Tę umowę Czesi złamali niemniej swawolnie, niemniej zbrodniczo, niż Niemcy umowę o Belgię. A zato ich nie ukarano, zato ich wynagrodzono, i to z królewską hojnością!”
„Jeśli więc nie chodzi ani o samostanowienie narodów, ani o nietykalność umów — więc o cóż chodzi właśnie? Chyba tylko o prastarą zasadę wszystkich barbarzyńców, że »łup do zwycięzców należy!« Ależ najcelniejszym orędownikiem tej zasady był przecież właśnie Wilhelm II, cesarz niemiecki i król pruski! Jeśli więc światem i nadal rządzić mają zasady Wilhelma II., to pocóż była wojna światowa? Poco spustoszono tyle krajów, poco wywołano powszechną nędzę, poco zabito miliony ludzi?”
Rażące infantylizmem pytanie stawiane w momencie kiedy zadawany jest gwałt, czyli – co tu ukrywać – w każdej epoce. I to dziecięce zdziwienie, że niesprawiedliwość jest na świecie. No po prostu jest, wspominał już o tym Kohelet.
A ja tymaczasem staram się wyobrazić sobie twarze tych czytelników „Robotnika”, którzy dokładnie rok później, w lipcu 1921 roku dowiedzieli się z prasy, że „za wybitne zasługi, położone dla Rzeczypospolitej Polskiej na wniosek Rady Ministrów (…) nadaję Panu Aleksandrowi Millerand, Prezydentowi Republiki Francuskiej odznaki orderu »Orła Białego«. Naczelnik Państwa: (–) J. Piłsudski”.
Millerand, nadzbój i prześladowca francuskiego ruchu robotniczego, współtwórca granicy na Śląsku Cieszyńskim, kawaler najwyższego polskiego odznaczenia państwowego. To ja już chyba wiem, dlaczego na Zaolziu nie lubi się Marszałka.
Inne tematy w dziale Kultura