Już nie pamiętam przy jakiej to okazji pewna pani zwróciła mi uwagę, że każdy rodowity Cieszyniok doskonale wie co to jest Zaolzie, zna polskie nazewnictwo tamtejszych wsi, miasteczek, „kopieczków” i strumyków, w odróżnieniu od tego, kto „ni ma tu stela” (gwar. ciesz. „nie jest stąd”). A moja teza jest taka, że nawet rodowici, do siedmiu pokoleń wstecz, mieszkańcy mówią, że idą „na Czechy”, albo jadą nad zalew „w Terlicku” (zapominając, że polska nazwa brzmi „Cierlicko”, natomiast pisane po czesku „Těrlicko” czyta się ze zmiękczeniem – „tierlicko”).
By nie być gołosłownym – drobny przykład. Niesformalizowana grupa pań z miejscowości, która do 1920 roku leżała w powiecie frysztackim, udała się któregoś razu na wycieczkę do byłej stolicy powiatu, zwącej się obecnie Karwina. Panie zamieściły potem w internecie krótką relację z tej wyprawy i tejże mały fragment przytaczam: „Po zwiedzeniu Zamku przeszliśmy przez Rynek Masaryka, degustując czeskie zmarzliny (lody). Następnie parkiem zamkowym dotarliśmy do zabytkowej części uzdrowiska Darkov – najstarszego uzdrowiska jodowo-bromowego w Czechach”.
Już pal sześć, że Republikę Czeską zwiemy po polsku Czechami – choć tak się nazywa tylko jeden z historycznych regionów, obok Moraw i Śląska, współtworzący państwo naszych sąsiadów zza Olzy. Miło jest też popisać się znajomością słówka w obcym języku, które w naszym budzi żartobliwe skojarzenia (choć lody to po czesku „zmrzlina” a nie „zmarzlina”), ale ten „Darkov”? A dlaczego nie Darków?
W „Kalendarzu Śląskim” na rok 2012 (wydawanym „w Czechach” przez Polski Związek Kulturalno-Oświatowy) został opublikowany artykuł, skrót pracy licencjackiej Agaty Kaczmarek, obronionej dwa lata wcześniej na cieszyńskim UŚ. Dziewczyna rozmawiała z dziewięćdziesięcioma mieszkańcami Cieszyna i Kaczyc na temat Zaolzia. I okazało się, że w ciągu raptem dwóch-trzech pokoleń nastąpił niemalże całkowity zanik pamięci o wspólnej tożsamości, historii i kulturze. Autorka dowiedziała się na przykład, że już „od zarania dziejów” tereny zaolziańskie należały do Czech i „od zawsze” też istniały „dwa Cieszyny” – polski i czeski. „Znaczy się może nie było to administracyjnie, ale zawsze było tak, że tu są Polacy, a tam Czesi za Olzą”, cytowała Kaczmarek wypowiedź jednej z respondentek.
I tu mi się przypomniał jeszcze znajomy, który był świadkiem jak to ojciec (może ten jednak, co daj Panie Boże, nie był Cieszyniokiem…) tłumaczył synkowi, że zamek w Cieszynie wybudowano na obronę przed Czechami. A ci pewnie siedzieli przyczajeni w krzakach za Olzą i wcinali tę swoją „zmarzlinę”.
Inne tematy w dziale Rozmaitości