Po latach milczenia, wstydliwego – można by tak przy okazji dodać – Zaolzie powoli wraca do społecznej świadomości. Owszem, zawsze była grupka jego entuzjastów, by wymienić chociażby prof. Zenona Jasińskiego z opolskiego uniwersytetu, współtwórcę niezbyt może doskonałego, ale czterotomowego zato „Leksykonu Polaków w Republice Czeskiej i w Republice Słowackiej”, albo dyrektora Książnicy Cieszyńskiej Krzysztofa Szelonga, który przynajmniej kilka razy do roku stara się zaszczepić „zaolziańskiego bakcyla” (któremu sam był uległ w młodości) wśród mieszkańców miasta i powiatu. Ponadto od kilkudziesięciu też lat czytelnicy jednego z cieszyńskich periodyków mogą natknąć się na skromną rubrykę, w której odnotowywane są wydarzenia z lewego brzegu rzeki.
Ale to wszystko trafiało, nie ukrywajmy, do niszowej grupy odbiorców. Medialny renesans Zaolzia rozpoczął się pod koniec zeszłej dekady. I trudno orzec, czy wzrost zainteresowania zachodnimi połaciami Śląska Cieszyńskiego należy łączyć ze sławetnym listem Władymira Putina do Polaków w 70 rocznicę wybuchu II wojny światowej, w którym wspominał jak to Polska „równocześnie z niemieckimi jednostkami wprowadziła swoją armię do powiatów cieszyńskiego i frysztackiego”, czy też z niefortunnymi przeprosinami śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który podczas uroczystości na Westerplatte w 2009 roku kajał się za „polski zaolziański grzech”.
Dość, że od tego momentu zaczęło się pojawiać coraz więcej artykułów i opracowań, lepszych lub gorszych, wyważonych lub podlanych ostrym sosem nacjonalizmu na temat stosunków polsko-czeskich, sznejdarkowskiej agresji z 1919 roku i obecnego położenia ludności polskiej na terenie byłych powiatów „cieszyńskiego i frysztackiego”.
Szczególnie aktywna zaczyna tu być górnośląska metropolia. Katowicka rozgłośnia obudziła się po 35-letnim śnie i wznowiła na przedwiośniu audycję „U Polaków za Olzą”, emitowaną co prawda tylko na jednej z pięciu dostępnych jej częstotliwości, ale za to pokrywającej cały Śląsk Cieszyński aż po Ostrawicę. A niebawem comiesięczny piętnastominutowy program o Zaolziu ma uruchomić również TVP3 Katowice.
Czy to tylko chwilowa moda? Że skoro taki Wrocław, Toruń czy Warszawa ma swoje „własne” Kresy, Kresy Wschodnie, to Katowice muszą mieć Kresy Południowo-Zachodnie? A może po prostu kropla drąży skałę i za tym renesansem stoją nie tyle słowa Putina czy Kaczyńskiego, co donkiszoteria takich ludzi jak Jasiński i Szelong? Jakby nie było najważniejsze, że zaolziański Feniks odrodził się z popiołów i wzbił się do lotu. I niech szybuje ponad Polską. Jak najdłużej.
dz/
Inne tematy w dziale Rozmaitości