Z fary wychodził pogrzeb. Karawan jechał w dół ulicy. Żałobnicy jak to w takich wypadkach bywa wymieniali między sobą zdawkowe słowa. Ale my zdążaliśmy dalej. Z najbliższej przecznicy doszedł nas gwar i głośna muzyka. Życie wylało się przed gospodę. Młodzi ludzie robili sobie zdjęcia, trzymali w rękach szklanice. Ot taki już człowieczy los, umierają ci co się bawili, bawią się ci, którym przyjdzie za jakiś czas zamknąć powieki.
Z bawiącej się na ulicy ciżby wyłuskujemy znajomą twarz. Cześć cześć. Jak leci? Fajnie. Co to za impra, co się dzieje? A lokal zamykają. Jak to zamykają? Zamykają i już. Czynsz podnieśli. Więc stypa. Stypa. A lokal był z tradycjami. Zmieniał nazwę, lecz nie wystrój. Jedni mówili, że to putyka (po cieszyńsku: mordownia) i obchodzili go szerokim łukiem. Wypielęgnowana przez pokolenia mieszczańskość nie pozwalała im tam wchodzić, bratać się z murarzami i parkingowymi, podrosłymi punkami i pijącymi spod stołu sklepowe piwo licealistami. Ale ci, co tak mówili widać nie widzieli nigdy putykina oczy.
Słyszeliście kiedyś, by gospodzka puszczała w putyce Doorsów? Rozmawialiście kiedyś w putyce z pracownikami Muzeum o wysublimowanych meandrach sztuki? Przysłuchiwaliście się w putyce wnikliwym analizom eksperta od spraw ukraińskich? A to wszystko mogło was spotkać w lokalu z tradycjami, gdzie klientela bardziej była reprezentatywna dla społeczeństwa niż rada powiatu. Ale już nie spotka, bo ze śródmiejskiej mapy Cieszyna zniknęło kolejne miejsce, gdzie można było poznać ciekawych i prawdziwych ludzi.
29 maja 2015 - ostatni dzień "Kufelka" (d. "Metalowiec"), fot. Beata (indi) Tyrna
Inne tematy w dziale Społeczeństwo