Czy gwara podtrzymuje poczucie przynależności do danego narodu? To kwestia dyskusyjna, szczególnie na językowym pograniczu, albowiem poprzez liczne naleciałości z powszechnie używanego języka oficjalnego staje się ona doskonałym pasem transmisyjnym w stronę asymilacji, ale jednocześnie może podkreślać swoistą odrębność społeczności, która się nią na co dzień posługuje.
Taki też jest problem na Śląsku Cieszyńskim. Po wschodniej stronie Olzy, tzw. polskiej, gwara właściwie zanikła i ogranicza się przede wszystkim do melodii i intonacji. Do literackiej polszczyzny wplatane są pojedyncze słowa czy zwroty. Natomiast na Zaolziu cały czas jest żywa, tyle że z roku na rok ulega coraz większej bohemizacji. Często można się spotkać z młodymi ludźmi, którzy owszem, deklarują się jako Polacy, chodzą do polskich szkół, ale między sobą używającymi języka, nazwanym przez jednego z moich znajomych "polsko-czeskim volapükiem", który z tradycyjnym śląsko-cieszyńskim "po naszymu" nie ma nic wspólnego. Takim lingwistycznym dziwolągiem posługują się chociażby w swojej twórczości członkowie kapeli country "Blaf" z Gródka.
Dlatego też Zaolziacy starają się pielęgnować tradycyjną mowę swoich przodków, która wyróżniała ich od wszelakiej maści prziwandrowańców. Jednym z propagatorów "po naszymu" był zmarły w 1971 roku Adam Wawrosz, którego setna rocznica urodzin przypada za niecały miesiąc. I z tego też powodu mijający rok został mu poświęcony. Wawrosz wprowadził miejscową gwarę do literatury, jest autorem licznych opowiadań, humoresek, felietonów, wierszy i jednoaktówek, które do dziś są wystawiane przez miejscowe teatry amatorskie.
Kulminacją obchodów Wawroszowskich była urządzona w zeszłą sobotę 23 listopada wielka gala "Z Adamowej dzichty" zorganizowana przez Radę Obwodową Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Trzyńcu (mieście gdzie mieszka najwięcej zaolziańskich Polaków) oraz miesięcznik "Zwrot". Samo słowo dzichtaoznacza płachtę służącą do noszenia siana czy chrustu. W Adamowej dzichcie znalazło się sporo utworów z bogatego literackiego dorobku Wawrosza. I bodaj czy nie pierwszy podczas jednej imprezy można się było zapoznać z przeglądem jego twórczości.
Momentami język, jakim się posługiwał Wawrosz staje się nawet dla Zaolziaka z dziada pradziada wręcz niezrozumiały, gdyż wiele słów czy zwrotów wyszło już z użycia, ale zostały zapisane i uchronione przed całkowitym zapomnieniem. Ale same utwory bawią komizmem, poczuciem humoru i niesamowitym wyczuciem językowym. Majstersztykiem jest chociażby felieton "List od Alfónsa Drzązgały" na temat używania poprawnego języka, gdzie w przekomiczny sposób został ukazany wpływ bohemizmów do mowy potocznej już w połowie ubiegłego stulecia, kiedy powoli ale z całą bezwzględnością zaczął się rozwijać nowotwór "polsko-czeskiego volapüka".
_____
Więcej na ten temat:
"Zwrot": Z Adamowej dzichty
"Głos Ludu": Adamowa "dzichta" przepełniona humorem
Inne tematy w dziale Kultura