Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
1077
BLOG

Prohibicja w Czechach młotem na aferę metylową

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Rozmaitości Obserwuj notkę 3

"Na coś takiego to nawet komuniści by sobie nie pozwolili" - to tylko jeden z wpisów na czeskim Twitterze, komentujący wprowadzoną w piątek 14 września prohibicję na terytorium całej Republiki. W tej chwili w Czechach i na Morawach można jedynie napić się piwa, wina oraz ajerkoniaku, który ma 19 proc. alkoholu, a więc raptem o jeden procent mniej niż ustalona prohibicyjna granica.

Zakaz sprzedaży napojów pow. 20 proc. alkoholu został wprowadzony przez ministra zdrowia Leoša Hegera jako odpowiedź na wzrost liczby wypadków śmiertelnych spowodowanych zatruciem alkoholem metylowym w ostatnich dniach. Przerażająca ilość zgonów - w chwili obecnej mówi się o dwudziestu jeden ofiarach - nie miała miejsca w najnowszej czeskiej historii. Zdaniem Hegera, wypowiadającego się na łamach sobotniego wydania gazety "Deník", ostatni raz do tak masowych zatruć metylem doszło podczas II wojny światowej. Problem jest jeszcze taki, że podrabiane alkohole według policji można było kupić nie tylko w podejrzanych lokalach, wietnamskich sklepikach, w kioskach czy podczas festynów, ale i w popularnych sieciach sklepów spożywczych.

W Republice Czeskiej problem podrabianego alkoholu znany jest niemalże od czasów aksamitnej rewolucji w 1989 roku, jednak od zawsze stanowił on temat tabu, a policja przymykała oko na ten proceder. Wśród mieszkańców graniczącego z Polską województwa morawsko-śląskiego uśmiech politowania wywołuje podawana przez policję informacja, że ślady bimbrownictwa prowadzą właśnie do tego regionu. Trójkąt Karwina - Czeski Cieszyn - Hawierzów (miasta te leżą na Zaolziu) jest zagłębiem spirytusowym od dawna wymykającym się spod kontroli państwa.

- Pamiętam, że przed laty sam nalepiałem etykietki wódki Frederic, przed którą teraz ostrzega telewizja - mówi R. mieszkaniec jednej z podcieszyńskich miejscowości na Zaolziu. - W szopie stała cała aparatura, a myśmy tylko podstawiali puste butelki pod kurek. Pakowaliśmy po sześć do kartonu i przenosiliśmy do "magazynu", który ulokowany był w pobliskim domu. Tam już na korkach pojawiały się "oryginalne" akcyzy.
Ale R. nie produkował jedynie czystej wódki. Człowiek, u którego pracował ściągał z działającej oficjalnie gorzelni ekstrakty smakowe i syropy do produkcji popularnego w Republice tuzemaka, czyli tuzemského rumu (rum krajowy) czy innych wódek kolorowych. Proceder szedł jednak dalej i zarówno w Czeskim Cieszynie, a także i po polskiej stronie wszyscy wiedzieli, gdzie za jedyne 20 złotych można było kupić spirytus w litrowych butelkach z polskimi naklejkami "Spirytus rektyfikowany", po który dzień w dzień zajeżdżały autokary z całej niemal Polski, przy milczącym przyzwoleniu policji i służb celnych obu krajów.

Czesi, dla których tajemnicą poliszynela było to, że na pančovaný alkohol (bimber vel alkohol podrabiany) można było się natknąć niemal wszędzie - od Chebu przez Pragę aż po Jabłonków - są zszokowani indolencją państwa i nie szczędzą słów krytyki wobec władz
- Jak w pierwszych dniach zmarło osiemnastu ludzi z Moraw, to nikt się tym nie przejmował, dopiero jak wśród ofiar znalazł się mieszkaniec Pragi to władze wzięły się za to ostro - nie kryje zażenowania E. w dworcowym barze w Karwinie.
Ale teraz nagle pojawiła się policja, funkcjonariusze przechadzają się po knajpach i restauracjach, i sprawdzają czy prohibicyjny zakaz jest przestrzegany.

Straty skarbu państwa związane z prohibicją liczone są na 25 mln koron dziennie (ok. 4,2 mln złotych). Dodatkowo traci branża spirytusowa. Cały czas nie wyjaśniona jest sprawa, czy afera metylowa jest jedynie "wypadkiem przy pracy" w nielegalnej wytwórni, czy też celową akcją, która miała uderzyć w czarny rynek wódczany w Republice, za którą stoi któryś z legalnych producentów lub struktury mafijne. Bo w to, że jest to "wielka rana zadana nielegalnym producentom" nikt nie wątpi, łącznie z ministrem Hegerem.

Znani z czarnego humoru Czesi już żartują, że następny odcinek "Randki w ciemno" powinien być kręcony w Hawierzowie, gdzie doszło do przypadków utraty wzroku. A jak - to kolejny dowcip - pije się obecnie na Morawach? Od widzę do nie widzę. W innej anegdocie właściciel baru zwraca się do klientów
- Spoko, nic się nie dzieje pijcie dalej, to tylko korki wywaliło.
No i wreszcie, że na Morawach znowu historia pisze się wielkimi literami - oto pojawili się nowi apostołowie wiary - Metyl i Bimbrody (w oryg. czes. Methyl a Pančoděj).




Czeski humor. "Dziś promocja! Za 6 rumów okulary przeciwsłoneczne gratis" (źródło  metro.cz)


 

Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Rozmaitości