Zamknięcie ambasady USA w Damaszku i reprezentowanie ich interesów przez polską placówkę dyplomatyczną, odwołanie ambasadorów kilku krajów UE (będących jednocześnie członkami NATO), czy choćby zamrożenie przez egipski parlament kontaktów z syryjskim odpowiednikiem pokazuje, że w zachodnich i niektórych arabskich gabinetach zapadł już wyrok na państwo Baszera al-Asada. Interwencja NATO, czy też samych Stanów Zjednoczonych jest obecnie nieunikniona. Oczywiście "ze względów humanitarnych".
Chyba tylko empatycznie nastawiona młodzież i mało zorientowany w świecie polityki człowiek może dać wiarę, że ktoś w altruistycznym jedynie geście jest gotów wykorzystać kosztowną machinę wojenną. To po pierwsze. Ponadto obalenie Asada w stu procentach doprowadzi do wojny domowej i regularnej jatki na całym terytorium dość zróżnicowanej pod względem i religijnym, i etnicznym Syrii. Ustrój polityczny, nie tylko tego kraju zresztą, ale i wielu innych bliższych i dalszych państw świata - który określany jest na Zachodzie jako "autokratyczny" czy wręcz "totalitarny" - w istocie swej oparty jest na na systemie równowagi klanów (względnie grup narodowych czy konfesyjnych), co umożliwia bezpieczne i przewidywalne funkcjonowanie mechanizmu państwowego. Innymi słowy rządy mniejszości alawickiej, z której wywodzi się ród Asadów, są zdecydowanie mniejszym zagrożeniem dla stabilności państwa, niż potencjalna „demokratyczna” władza większości sunnickiej. Obecna konfrontacja zbrojna, która trwa w Syrii, a o której od pewnego czasu coraz częściej donoszą media, jest dowodem na to, że ów układ władzy został już naruszony i z dużym prawdopodobieństwem śmiem twierdzić, że nastąpiło to z zewnątrz.
Wojna już trwa. Udało się sprowokować katastrofę humanitarną, więc teraz czas na interwencję zbrojną...
Inne tematy w dziale Polityka