Zdaniem wielu mieszkańców tzw. polskiej strony Śląska Cieszyńskiego każda osoba zza granicznej Olzy jest uznawana a priori za Czecha, mimo że często posługuje się tą samą gwarą a w spisach powszechnych deklaruje narodowość polską. Takie są wyniki badań Agaty Kaczmarek opublikowane na łamach wydawanego przez Polski Związek Kulturalno-Oświatowy "Kalendarza Śląskiego" na rok 2012.
Autorka zapytała przed trzema laty blisko stu osób z Cieszyna i Kaczyc, czyli z miejscowości nadgranicznych, o kwestie postrzegania Zaolzia i jego polskich mieszkańców. I okazało się, że w ciągu niecałych dziewięćdziesięciu lat od Konferencji Ambasadorów w Spa, dzielącej b. Księstwo Cieszyńskie pomiędzy Polskę a Czechosłowację (w wyniku czego na terenie tej ostatniej pozostało wówczas niemal 70 tys. Polaków) i w siedemdziesiąt lat po włączeniu, na krótko co prawda, powiatu frysztackiego i czeskocieszyńskiego w granice Rzplitej, nastąpił niemalże całkowity zanik pamięci o wspólnej tożsamości, historii i kulturze tego regionu.
W opinii respondentów już "od zarania dziejów" tereny zaolziańskie należały do Czech i "od zawsze" też istniały "dwa Cieszyny" - polski i czeski. Natomiast sami zaolziańscy Polacy traktowani są jako Czesi lub - w najlepszym wypadku - "jako swoiste hybrydy, pół-Polacy, pół-Czesi - osoby, które tak naprawdę nie należą do żadnej z tych grup".
I co ciekawe, nie jest to zdanie jedynie dwudziesto- czy trzydziestolatków, ale i osób z pokolenia wojennego lub tuż powojennego, które, o ile same nie były świadkami wydarzeń z jesieni 1938 r. i "powrotu Zaolzia do Macierzy", to znały je z relacji swoich rodziców bądź krewnych, pochodzących niekiedy - o ironio! - "z czeskiej strony". Ponadto, co również warto wspomnieć, kwestia przebiegu granicy na Śląsku Cieszyńskim i pozostawienie Zaolzia w ramach państwa czechosłowackiego została uregulowana dopiero w 1947 r. "Dane historyczne na temat terenu Zaolzia i jego mieszkańców (...) zostały zreinterpretowane przez miejscową ludność i zaczęły żyć swoim własnym życiem", konkluduje autorka badań.
Stąd też rozdźwięk pomiędzy pamięcią zbiorową, która kreuje mit początku (przy podświadomym założeniu, że to, jak jest teraz stanowi niezaprzeczalny dowód na to, że tak właśnie było "od zawsze") a wydarzeniami historycznymi. Dlaczego tak się dzieje? Na to autorka nie udziela jednoznacznej odpowiedzi. I może słusznie, gdyż stawianie mocnych tez, a choćby i nawet przy niezbitych dowodach na temat przyczyn takiego a nie innego postrzegania rzeczywistości i instrumentalnego wykorzystywania pamięci (z procesem zapominania włącznie) przez mieszkańców pogranicza bywa niekiedy ryzykowne...
_____
Agata Kaczmarek, Obraz Zaolziaka funkcjonujący po polskiej stronie granicy [w:] "Kalendarz Śląski 2012", red.: Izabela Kraus-Żur; ZG PZKO, Cz. Cieszyn 2011
PS. Zainteresowanych tematem zaolziańskim nieskromnie zapraszam do odsłuchania wywiadu, którego udzieliłem był przed dwoma tygodniami na wirtualnej antenie Radia Wnet - "Zaolzie to nie są Czechy".
Inne tematy w dziale Kultura