Jak co roku przypnę do kurtki niewielki znaczek. W białym kole szafot, na stryczku dyndają czarne okulary. I podpis, będący tytułem jednego z kultowych w Peerelu filmów: "Gdzie jest generał?"
No i gdzie jest Generał? Nie ma go na ulicy Ikara na warszawskim Mokotowie, ale nie ma go przede wszystkim tam, gdzie być powinien - na sali sądowej. Wspominałem przed dwoma laty, że stan wojenny nie jest jedynym grzechem Wojciecha Jaruzelskiego. Ktoś jedenaście lat wcześniej wydał rozkaz strzelania do robotników Gdyni, Gdańska i Szczecina. Ktoś w 1968 r. nakazał polskim żołnierzom pacyfikację Praskiej Wiosny. Tyle, że ów ktoś za te czyny w ogóle nie odpowiada.
Nie wolno mówić, że jest to starszy, schorowany pan, któremu powinniśmy teraz umożliwić godne pożegnanie się z tym padołem. Szymon Wiesenthal do ostatnich swych dni ścigał sympatycznych staruszków, którzy karmili gołębie a przechodzącym dzieciom rozdawali cukierki. A dlaczego my mamy inaczej podchodzić do dziewięćdziesięciolatków, którzy bezspornie mają na rękach krew? A przecież - i o tym warto przede wszystkim pamiętać - nikt nie chce, by szubieniczne ramię zgięło się (poza wspomnianymi czarnymi okularami) pod ciężarem zasuszonego dziadunia. Starczy kara symboliczna - wyrok w zawieszeniu, degradacja do stopnia szeregowca i pozbawienie praw publicznych do końca żywota. I nic więcej. I dopóki to się nie stanie, to - wbrew słynnemu żądaniu caporedattore di tutti caporedattori - "nie odp***lę się od Generała".
Inne tematy w dziale Polityka