Listy poparcia mainstreamowych dziennikarzy w obronie koleżanki po mikrofonie są dokładnie tym samym co wielkie oburzenie propisowskich żurnalistów po "ukartofleniu" śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego przez berliński "die tageszeitung".
Zarówno kierowane przez Romana Kotlińskiego pismo, jak i wspomniany niemiecki dziennik są pismami niszowymi, i jedynie przez cięty język usiłują przedrzeć się do szerszego grona czytelników. I czasem, jak widać to chociażby w sprawie Moniki Olejnik, udaje im się to znakomicie, i uzyskują bezpłatną reklamę w opiniotwórczych mediach.
Inną sprawą jest sam warsztat pani redaktor, jej dość specyficzny, że ujmę to eufemistycznie, sposób prowadzenia rozmowy z zapraszanym do studia interlokutorem. Z rzetelnym dziennikarstwem - i tu były duchowny ma niestety rację - niewiele ma to wspólnego.
Inne tematy w dziale Polityka