Załóżmy, że katastrofa w Smoleńsku była - jak to wynika z oficjalnych raportów - li tylko zwykłym, nieszczęśliwym wypadkiem lotniczym. Jednakże utrzymywanie wrażenia, że był to zamach jest bardzo korzystne dla Rosji.
Banałem jest stwierdzenie, że Moskwie nie zależy na silnej i stabilnej Rzplitej świadomej swych interesów wewnętrznych i regionalnych. Najlepsza jest dla niej Polska, która jest krajem ignorowanym, traktowanym nie tyle z przymrużeniem oka, co z całkowitą obojętnością. A przepis na doprowadzenie do takiego stanu rzeczy jest arcyprosty - należy wykorzystać odwieczne "fobie" Polaków i wygenerować partię antyrosyjską, by pokazać światu - ze szczególnym uwzględnieniem europejskich sojuszników Rzplitej - że mają do czynienia z państwem nieprzewidywalnym, nieracjonalnym, wietrzącym wszędzie rosyjskie spiski. No i jakże tu rozmawiać poważnie z takimi ludźmi? jakże kupować od nich mięso czy przeprowadzać insze interesa, skoro ich poczynaniami rządzi "zwierzęcy antymoskalizm"? Taka prowokacja udała się już z Konfederacją Barską, czemu ma się nie powieść i teraz...
A jeżeli jeszcze nie ma partii antyrosyjskiej, to należy ją co rychło wygenerować. Albo za pieniądze, albo - i to jest najlepsze rozwiązanie - nie płacąc ni rubla. I tu sprawa smoleńska spadła jak z nieba nomen omen. Wystarczy bowiem (powtarzam - przy założeniu, że był to wypadek losowy) tak obchodzić się z wrakiem samolotu, zwłokami ofiar, ich osobistymi rzeczami etc. etc., by rozbudzić w niektórych środowiskach przekonanie, że chce się zatuszować zamach, za którym stał Kreml. I to się udaje. I jeszcze symbolika Katynia, ha! Więc powstaje owa antyrosyjska partia i wali w Ruskich jak w taraban.
Ale że akcja rodzi reakcję, więc natychmiast jako przeciwwaga powstaje samorzutnie (bez cudzysłowu ergo bez ironii) partia rosyjska, aby zneutralizować ów antymoskalizm. No bo Rosja to przecież ogromny rynek zbytu, wielki dostawca surowców energetycznych. A i po cóż drażnić niedźwiedzia, który to raczej w klatce nie siedzi. Jednak miny, gesty, gorące słowa, udział na postsowieckich defiladach i zapalanie nagrobnych lampek 9 maja nie wystarczą.
- Ну да, наши польские друзья, doskonale wiemy, że zależy wam na dobrych relacjach. Nam również, albo nawet jeszcze bardziej. Ale tamci? przecież oni mogą w każdej chwili, dzięki tej waszej demokracji, dojść do władzy. I co wtedy? Wy to rozumiecie i weźmiecie nasz gaz, ale oni? Oni by go już nie chcieli. Więc podpiszmy kontrakt na trzydzieści lat...
A jeżeli zdarzy się tym z partii antyrosyjskiej powiedzieć coś słusznego, stanąć w obronie polskich interesów, punktować Rosjan wtedy, kiedy im się to należy, to przede wszystkim zwraca się uwagę nie na to co zostało powiedziane, lecz na to, kto to powiedział. A to byli przecie ci moskalożercy! A oni są nieobliczalni. I reakcja ta nie musi wypłynąć z Moskwy. Pierwsza zabierze głos partia rosyjska.
Znalazła się zatem Rzplita, a my z nią, w klinczu. Ciąży nad nami syndrom Antygony. Jak nie uczynimy, to dobrze nie będzie. Lecieć z szabelką na Rosję? w to im graj! Płaszczyć się przed nią? jeszcze lepiej! Grunt by był chaos "w Polszy".
I nie wiem czy nam się uda przełamać ten stan rzeczy. Zostaliśmy skazani na Moskwę jak nigdy po 1989 roku. I z tego też powodu Smoleńsk był największą katastrofą. Katastrofą polskiej polityki wschodniej, która nie może już być neutralnie skierowana wobec Rosji, lecz koniecznie musi być "pro" lub "anty".
Inne tematy w dziale Polityka