Kupując o świtaniu 10 października gazety w kiosku przeżyłem lekki szok. "Wyborcza" (wyd. Bielsko-Biała) wołała z pierwszej strony "Zwycięstwo PO", natomiast "Gazeta Polska Codziennie" (wyd. I) głosiła ni mniej, ni więcej jak "Koniec ery Tuska".
Ponieważ dosłownie godzinę wcześnie wróciłem z zagranicy i kompletnie nie wiedziałem jakie były wyniki wyborów, zgłupiałem przed kioskiem doszczętnie. To kto zatem wygrał, do cholery jasnej?!
Redaktorzy "Codziennej" zaproponowali czytelnikom na prowincji alternatywną wersję wydarzeń. Oto "Wstępne wyniki wskazują na to, że różnica między PiS-em a PO jest zbyt mała, by wiedzieć, kto ostatecznie wygrał wybory”. Na drugiej stronie wstępniak naczelnego Tomasza Sakiewicza: "Te wybory nie rozstrzygnęły, komu Polacy chcą powierzyć odpowiedzialność za swój kraj". Na trzeciej krótki tekst o przebiegu wyborów zatytułowany "Remis? Nowe wybory?".
Ktoś mi zarzuci, że się pastwię nad redaktorami, którzy w stresie i pocie czoła przygotowują krajowe wydanie drukowanego w Warszawie dziennika, że jasne jest, że wydanie na całą Polskę składane jest wcześniej. Rozumiem to doskonale, ale to nie usprawiedliwia uprawniania bajkowego dziennikarstwa, opartego - jak w tym wypadku - na przedwyborczych jeno sondażach. Wiem, że trudno byłoby przyznać się do faktu, że "do chwili składania numeru wyniki głosowania nie były znane”, bo to takie głupie w epoce internetu., no i kto by wtedy wydał owe złoty osiemdziesiąt? Rozumiem, rozumiem. Rozumiem też brak profesjonalizmu "Codziennej".
PS. Przed wojną niektóre gazety tuż pod nagłówkiem podawały informację, o której godzinie oddawane są do druku. To taki pomysł szeptem poddaję...
Inne tematy w dziale Polityka