Co i raz chwalą się politycy, że według własnych sondaży pozycja ich partii w walce o władzę wcale taka najgorsza nie jest, albo - w innym przypadku - w ogóle się nie odzywają, tylko zaczynają gonić w piętkę, a to oznacza, że podług dostarczonych im poufnych danych jest cholernie ciężko, a może być gorzej.
Jasne, że poszczególne stronnictwa zamawiają sobie badania, nie oglądając się na te publikowane w mediach. Nic w tym dziwnego. Tyle, że mnie intryguje inna kwestia - czemu wyniki tychże badań nigdy jakoś nie przedostają się na łamy prasy, dlaczego tak wspaniale profesjonalni (tudzież profesjonalnie wspaniali) żurnaliści, którzy mają dojścia tu i tam, i jeszcze dalej, nie mogą ich w żaden sposób zdobyć. Ni prośbą, ni groźbą. A choćby i ukraść. Nie, nic.
Ciekawe, że ci sami dziennikarze bez trudu potrafią wyszpiegować najprzeróżniejsze afery i skandale, poznać skład menu na spotkaniu ministerialnym i jakie zmiany personalne szykują się w danym urzędzie czy w siłach zbrojnych (a publikowane później owe rewelacje niejednokrotnie ocierają się niebezpiecznie o ujawnienie tajemnicy państwowej, ale to inna sprawa). A tu, proszę - nie można nagle wydębić od PiS-u cz PO informacji, cóż to niby pokazują słupki na ich sondażach i jak mniej lub bardziej drastycznie różnią się od tych, które my szaraczki znamy z prasy i telewizji. Co to, nagle nie ma dostępu? znajomości się urywają? A może ów "przeciek nie cieknie" do mediów dlatego, bo przeciek z natury swej jest kontrolowany? Oj biedni są ci nasi polscy żurnaliści. Cholernie bierni.
Inne tematy w dziale Polityka