Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
291
BLOG

W odnajdywaniu siebie

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Kultura Obserwuj notkę 0

Zacznijmy od prostej konstatacji. Jesteśmy sobie tu i teraz. W tym miejscu i w tym czasie. Chichot Fortuny towarzyszył pierwszym naszym nieporadnym słowom wypowiadanym w języku polskim - bo przecież równie dobrze mogliśmy seplenić po węgiersku, czesku, niemiecku czy okstytańsku. Ale stało się właśnie tak.

A potem rodzice wprowadzali nas w świat, ten najbliższy i ten dalszy. Szkoła, koledzy, znajomi, lektury, studia. Nasiąkaliśmy - przy nieustającym chichocie Fortuny - tą kulturą, gorzej - tą mentalnością. Ale w pewnym momencie zrodziło się pytanie - czy ja tego chcę? czy to dziedzictwo, którym zostałem tak szczodrze obdarowany (i znowu chichot) jest moje, czy doń się przyznaję?

Wtedy najlepiej wyjechać. Fizycznie i duchowo. Zmienić kraj, kontynent, znajomych, wiarę. I albo się wróci, albo nie. A jak się wróci, to na ogół z pękatym bagażem doznań i doświadczeń, dzięki którym na to "swoje", wepchnięte nam w chwili narodzin, będzie można spojrzeć innym okiem i z innej perspektywy.

I tak sobie spoglądam. Bynajmniej nie obiektywnie, bo i po co? Patrzę po swojemu, z miejsca i czasu, w którym się znalazłem i w ten sposób oceniam rzeczywistość. Wiem jednak, bo się tego - z problemami co prawda - nauczyłem, że nie mam stuprocentowej racji. Bo nikt nie ma stuprocentowej racji. I jak to powiadał stary vincenzowski Żyd, bałaguła: "Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak".

Więc tak sobie chodzę i przyglądam się światu. I smutno mi, kiedy umiera polska kultura na Zaolziu czy we Lwowie. I smutno mi, kiedy widzę zdewastowane cmentarze na Warmii czy na Łemkowszczyźnie, i kiedy patrzą na mnie oczodoły po macewach w Nowym Dworze Mazowieckim. Bo oto umiera część mnie, część dziedzictwa, którym (przy wspomnianym już kilkakrotnie chichocie) zostałem - wbrew swojej woli i potrzebom - obdarowany przed wieloma laty. I co ja mogę z tym wszystkim począć? Nic. Tylko pisać. Nieporadnie. Bo nic innego nie potrafię. Choć czasem udaje mi się też o tym wszystkim milczeć.
 

Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura