generee generee
171
BLOG

Mój ECM

generee generee Kultura Obserwuj notkę 14

Różnie mówią: e-ce-em, i-si-em; to u nas; gdzieś we Francji słyszałem e-se-em; nieważne jak to wypowiemy - wiadomo, że zawsze chodzi o Editions of Contemporary Music; wyjątkową wytwórnię fonograficzną.

Nie będę ukrywał - mój stosunek do niej jest nieco sekciarski; a ta notka (być może rozpoczynająca serię), oprócz opowiedzenia czym ta wytwórnia jest, to również próba zorientowania się, czy są tu inni wyznawcy... Mogłem i mógłbym ją napisać kiedyś, ale piszę teraz, bo chciałbym aby wybrzmiała dopóki Manfred żyje.

Wytwórnia ta powstała w 1969 r., ale pierwsze wydawnictwo opatrzone nrem 1001 ukazało się 1 stycznia 1970 r; było to klasyczne (w składzie) trio jazzowe lidera Mala Waldrona; proces produkcji trwał niecałe 2 miesiące. Najnowsze dzieło wytwórni, z 5 lipca br. opatrzone jest nrem 2827; ale to wcale nie znaczy, że przez ponad 55 lat ukazało się 1827 wydawnictw - nie, aż tyle to nie. Ale jest ich niemało.

Żeby wiedzieć ile, trzeba było je policzyć; i ja zadałem sobie ten trud. Mozolnie, przeglądając oficjalną stronę ecmrecords.com, chronologicznie, dekadami od samego początku, przepisałem wszystkie nry wydawnictw audio do arkusza kalkulacyjnego; nrom tych, które posiadam, dopisałem wykonawców i tytuły (pomoże mi to je później zliczyć).

Na dzień 05.07.2024 r., wg moich wyliczeń,  ECM fizycznie wypuściło 1572 wydawnictwa audio; interesowało mnie wyłącznie audio - nie DVD, nie Blu-ray, nie książki; różnica pomiędzy najwyższym nrem wydawnictwa, a ich rzeczywista liczbą wynosi 255 i oznacza, że najprawdopodobniej tyle jeszcze materiałów jest przez wytwórnię nagrane, i czeka (albo i nie) na wydanie. Bo w ECM zazwyczaj o nadaniu nru decyduje nie dzień wydania, a dzień rozpoczęcia produkcji; i nie jest niczym szczególnym, że wydawnictwo wcześniejsze ma nr wyższy niż wydawnictwo późniejsze.

Zatem liczba wydawnictw opiewa na 1572, przy czym od tej liczby należy odjąć wznowienia w boksach "tematycznych" oraz składanki czy też płyty przedstawiające przekrój twórczości danego wykonawcy; i takich wydawnictw naliczyłem 56.

Zatem przyjmijmy, że unikalnych wydawnictw ECM wypuściło 1516. Ktoś może zapytać - a po co to liczenie produktów? Jakie to ma znaczenie ile ich jest? Wytwórnia to wytwórnia...

Otóż nie; ECM to niej jest wytwórnia jakich wiele; to nie jest wytwórnia, z którą się kontaktujesz celem wydania takiego czy innego materiału - to zdarza się tam niezwykle rzadko i dotyczy wyjątkowych sytuacji artystów mających ugruntowaną w ECM pozycję (np. Jarrett).

Żeby w ECM wydać materiał muzyczny, to trzeba go dla nich specjalnie nagrać. Na specjalnie zorganizowanej sesji.

Taki był od samego początku modus opernadi wytwórni i tak wytwórnia działa do dziś -po ponad półwieczu wciąż wygląda to tak samo: wchodzi się do studia nagraniowego (jednego z kilku wyselekcjonowanych na świecie), gdzie w obecności producenta z wytwórni w zaledwie kilka dni (najczęściej całość zamyka się w 3 dniach - przy czym samo granie to 2 dni) nagrywa się materiał; oczywiście nagrywa jeden z kilku stałych inżynierów dźwięku. Ta stałość w dzisiejszych  - wszystko/wszędzie/naraz - czasach to coś unikalnego.

Tu nie ma miejsca na "produkcyjniaki" w postaci wielodniowego nagrywania przez kolejnych muzyków oddzielnych ścieżek - ot, ktoś wpadnie i nagra coś w poniedziałek, ktoś inny dogra coś w środę, a jeszcze inny, gdzieś indziej coś nagra i dośle... Nie, tu cały zespól wchodzi przygotowany i cały zespól gra. Oczywiście materiał najczęściej jest grany kilka razy i potem wybierane jest to co najlepsze z sesji, ale zdarza się, że na płytę wchodzi grany jednym longiem set; a bywa, że czasem jest to zapis jednorazowej studyjnej improwizacji... i powtórzę trwa to nieprzerwanie 55 lat. Nie wszystkim się takie działanie [tu i teraz] podoba - np. Pat Metheny po nagraniu 10 płyt dla wytwórni postanowił się z nią rozstać z powodu chęci zmiany sposobu pracy w studiu. 

Za pomysłem na takie działanie wytwórni stoi jeden człowiek - Manfer Eicher. I to on jest twórcą  wytwórni i strażnikiem tego standardu. I głównym - a w pierwszych kilku dekadach jedynym - producentem muzycznym. To on odpowiada za charakterystyczne brzmienie wydawanej przez siebie muzyki, któremu przyświeca motto: najpiękniejsze dźwięki obok ciszy.


ECM to Manfred; Manfred to ECM.

Nie ma inaczej. Nie było.

I nie będzie.


I jak teraz wygląda liczba 1516 wydawnictw, gdy się wie, że za grubo ponad tysiącem z nich stoi osobiście jeden człowiek?


Ciąg być może nastąpi. Śmierć Jerzego Stuhra pchnęła mnie do napisanie tej notki - dni Manfreda są już w pewnym sensie policzone; wielu z tych, z którymi zaczynał - muzyków, inżynierów dźwięku - nie żyje; on sam jakieś 2-3 lata temu chorował - w pewnym momencie na tyle, że nie uczestniczył w sesjach nagraniowych i miksowaniu materiału. Wrócił (byli tacy, np. Maciej Obara, którzy czekali z nagranym już materiałem, żeby to on osobiście dokończył wydanie ich płyty), ale nie wiadomo na jak długo... oby jak najdłużej, ale wszyscy wiemy, że nie wiecznie.

generee
O mnie generee

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Kultura