Nie każdemu pijącemu alkohol dezorganizuje życie; ale każdemu organizuje.
Powyższe to bonmocik mojego autorstwa; jestem zeń dumny, bo w sposób lapidarny i jednocześnie nienachalny oddaje istotę relacji człowieka z popularną substancją opisywaną wzorem C2H5OH. Wymyśliłem go temu 10 lat - jesiennym wieczorem, popijając lampkę wytrawnego wina, siedząc zatopiony w fotelu i koncercie wiedeńskim Keitha. Była to moja ostatnia lampka.
Jakiś rok temu, w wakacje, podebrałem małżonce książkę, w której natknąłem na kapitalny passus poruszający to zagadnienie, ze wszech miar wart rozpowszechniania. Bardzo proszę, na zdrowie:
Z piciem jest jak z wchodzeniem pod górę. Kiedy idziesz w stronę szczytu, pije się towarzysko, sympatycznie, masz wrażenie czerpania wielu korzyści ze spożywania alkoholu. Potem dochodzi moment, gdy osiągasz szczyt, przechodzisz na druga stronę i zaczyna się schodzenie. Straty zaczynają zastępować korzyści - mówimy o chorobie. Problem polega na tym, że [...] nie wiemy jak wysoko jest wierzchołek. Niektórzy umrą zanim do niego dotrą, bo dostali w rozdaniu K2. Inni wylosowali Górę Sobótkę. Jeszcze inni osiedlową górkę usypaną z kilku wywrotek ziemi, żeby dzieciaki miały gdzie zimą pozjeżdżać na sankach.*
Pod rozwagę przed weekendem. Dla niektórych może to będzie łyk end. Dla niektórych na pewno będzie - niestety...
__________________________________________________________________________
* Katarzyna Nosowska, A ja żem jej powiedziała..., Wielka Litera, Warszawa 2018, s. [uzupełnię].
Inne tematy w dziale Rozmaitości