„Wciąż jest tak, że – ze względu na chwalebne czyny w czasie PRL, ze względu na pamięć o Janie Pawle II czy ze względu na to, że jest wielu porządnych księży – masa ludzi mówi sobie: «To jednak Kościół. Zostawmy to». Taki sposób myślenia trzeba przełamać. Tego Kościół boi się najbardziej”, mówi dziennikarz, autor filmu dokumentalnego o ofiarach księży-pedofilów.
Łukasz Pawłowski: Widział pan „Kler”?
Tomasz Sekielski: Widziałem.
Antyklerykalna bujda na resorach czy wierne odbicie rzeczywistości?
Wiele elementów tam pokazanych jest absolutnie prawdziwych. Z pewnymi mechanizmami i sytuacjami spotkałem się przy pracy nad swoim filmem dokumentalnym.
Na przykład?
Choćby historia – u mnie bardziej drastyczna – dziś dorosłego mężczyzny, który jako jedenastoletni chłopiec był wykorzystywany przez dwa lata, po czym w wieku 13 lat stanął przed sądem kościelnym. Sam, bez psychologa. Pięciu księży go przesłuchiwało.
W „Klerze” jest scena, jak przed takim sądem staje dorosły mężczyzna.
Tutaj staje dziecko, ale samo przesłuchanie odbywa się w podobny sposób. Z góry uznano, że to sobie wymyślił, a jeśli nie wymyślił, to on jako dziecko „uwiódł” księdza. Z jego opowieści wynikało, że jedną traumą było wykorzystywanie seksualne i próba brutalnego gwałtu. Drugą, kiedy zdecydował się jako dziecko powiedzieć, co się dzieje – a to nie jest częste…
Komu powiedział? Rodzicom?
Był adoptowany i powiedział adopcyjnej matce. Ona jako osoba głęboko wierząca, bywająca w kościele niemal codziennie, zaprowadziła go do proboszcza.
Tego, który go gwałcił?
Tego, któremu podlegał ksiądz, który go gwałcił. Sprawa została przekazana do sądu kościelnego, a tam zeznawał już sam. W takiej sytuacji ofiara czuje się sprawcą.
A matka?
Z jednej strony, zareagowała, ale z drugiej – twierdzi mój bohater – była zła na to, że o tym powiedział, chciała, żeby sprawa została wyciszona.
I tak się stało?
Wszystko na to wskazuje. Księdza przeniesiono, ale nie poinformowano wymiaru sprawiedliwości. A gdy mój bohater, już jako dorosły mężczyzna, spytał o to matkę, powiedziała, że nie zamierza na ten temat rozmawiać i żeby zapomniał. Po tej rozmowie stracili kontakt. Sprawca, poza tym, że musiał zmienić parafię – co odbyło się po cichu, nikt nie wiedział, dlaczego zniknął – nie poniósł żadnych konsekwencji. Nadal jest księdzem i ma się dobrze.
Kiedy to wszystko się stało?
Mój bohater ma dziś 33 lata, czyli mówimy o końcówce lat 90.
I co dalej? Czy tamto niezawiadomienie o przestępstwie nie jest samo w sobie przestępstwem?
Absolutnie tak, ale ja nie jestem w stanie wyczerpać wszystkich wątków każdej ze spraw. Tych historii jest zbyt wiele, a ja nie miałem wielkiej redakcji. Słyszę czasami, że oto rodzi się polski „Spotlight”. Schlebia mi takie porównanie, ale dziennikarze w „Boston Globe” mieli cały zespół ludzi i duże pieniądze. Ja tego nie mam. Chociaż były sytuacje, kiedy zawiadamialiśmy prokuraturę i to także będzie w filmie pokazane. Mam nadzieję, że kiedy film się ukaże, kolejne osoby pójdą tym tropem.
I zgłoszą się na policję?
Tak powinno być, bo bardzo często sprawy, o których rozmawiałem, nie trafiały dalej.
Z iloma osobami pan rozmawiał?
Z kilkudziesięcioma ofiarami, ale w filmie zostanie pokazanych osiem historii. W każdym przypadku przez lata Kościół udawał, że nic się nie dzieje, a jeśli reagował, to dopiero po kolejnej wpadce, gdy nie dało się już dłużej kryć sprawcy. Albo dopiero kiedy reagowali inni dorośli.
Rodzice?
Rodzice, nauczyciele. Jest w filmie historia chłopaka, któremu nikt nie wierzył, bo jest lekko opóźniony w rozwoju. Wszyscy mieli go za takiego „wiejskiego głupka”.
To historia z jakiejś małej miejscowości?
Niewielkiego miasteczka. „A kto takiemu uwierzy?”, mówili ludzie. Gdyby nie jeden nauczyciel, który zauważył, że coś się z tym chłopakiem dzieje, nic by nie zrobiono. Nauczyciel zaczął z nim rozmawiać i chłopak powiedział mu, że zakonnik katecheta zabiera go do siebie za zakonne mury i tam gwałci. Nauczyciel – mimo małomiasteczkowej zmowy milczenia – poinformował dyrektorkę i sporządził notatkę tak, żeby sprawy nie można było przemilczeć. Zakonnik został skazany.
Czyli system zadziałał?
Niby tak, ale ten nauczyciel mówił mi, że to wymaga patrzenia na dzieci, zwracania uwagi, co się z nimi dzieje. Bo równie dobrze mógł machnąć ręką jak wszyscy inni i dać sobie spokój.
Pan jest dziennikarzem od lat – łatwo pana zszokować?
Widziałem wiele ludzkich dramatów, bywałem w rejonach konfliktów zbrojnych, robiłem reportaże społeczne, widziałem biedę, widziałem ludzkie tragedie…
Ale?
Być może ze względu na to, ile tych rozmów odbyłem, czułem, że momentami mnie przygniatało. Pewnie też dlatego, że wielogodzinne rozmowy z tymi ludźmi wymagają absolutnej empatii, wsłuchania się, czytania między wierszami, reagowania na zachowania niewerbalne. To są naprawdę wstrząsające historie.
Co jest najbardziej wstrząsające – skala zjawiska, brutalność gwałtów, obojętność otoczenia?
Ludzka tragedia. Właściwie wszystkie te osoby są do dziś kompletnie rozwalone.
Wszystkie, które będą w filmie, czy wszystkie, z którymi pan rozmawiał?
Cały wywiad TUTAJ
Tomasz Sekielski
dziennikarz radiowy i telewizyjny, pisarz i reżyser. Współtworzył „Fakty” TVN. Jako reporter relacjonował najważniejsze wydarzenia polityczne w kraju i na świecie. Pracował też m.in. w Radiu dla Ciebie, Tok FM i TVP. Obecnie jeden z prowadzących program „Onet Rano” w Onet.pl. Na początku 2018 roku ogłosił rozpoczęcie prac nad niezależnym filmem dokumentalnym poświęconym pedofilii w polskim Kościele katolickim. Budżet w wysokości 450 tysięcy złotych został zebrany z nadwyżką i w całości poprzez publiczną zbiórkę w serwisie Patronite. Premiera filmu, który ma zostać udostępniony za darmo w serwisie YouTube, zaplanowana jest na 11 maja 2019 roku.
Łukasz Pawłowski
szef działu politycznego i sekretarz redakcji „Kultury Liberalnej”.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo