Strona, która chciałaby się mieć za racjonalną i liberalną, coraz częściej powiela schematy myślenia, które można było wcześniej zaobserwować na PiS-owskiej prawicy.
Jeżeli ktoś pozostaje krytyczny wobec PiS-owskiego rządu i chciałby wywrzeć pozytywny wpływ na polskie życie publiczne, powinien raczej zapisać się do partii politycznej, niż tracić życie w męczarniach. Dlatego o samospaleniu Piotra S. najrozsądniej byłoby milczeć. Choć jego tragiczny gest był w intencji polityczny, lepiej powstrzymać się od czynienia go przedmiotem polityki.
Stało się jednak inaczej, a sposób, w jaki znaczna część środowisk opozycyjnych zareagowała na to wydarzenie, jest bardzo niepokojący. Strona, która chciałaby się mieć za racjonalną i liberalną, coraz częściej powiela schematy myślenia, które można było wcześniej zaobserwować na PiS-owskiej prawicy.
Opozycja już w okresie popularności Komitetu Obrony Demokracji szeroko odwoływała się do tradycji antypolitycznego oporu przeciwko autorytarnej władzy, znanej z polskiej historii i niepasującej do dzisiejszych czasów. Zgodnie z głęboko przenikającymi naszą kulturę kodami, preferowała także myślenie w kategoriach romantycznego zrywu narodowego, w miejsce rozważań o strategii politycznej i budowie instytucji. Na myślenie takie jest pewien popyt, stawiam więc te sprawy raczej w kategoriach obserwacji niż zarzutów.
Problem w tym, że od pewnego czasu do tych niekorzystnych tendencji dołącza kolejna – tendencja do kopiowania działań PiS-u pod pozorem ich odwracania. Kiedy Grzegorz Schetyna proponuje Polakom rozszerzenie programu Rodzina 500+ i trzynastą emeryturę, można się jeszcze gorzko uśmiechnąć, że najwyraźniej tak skoncentrował się na tym, co proponuje PiS, iż nie jest w stanie spróbować zmienić reguł gry. Kiedy jednak okazuje się, że osoby związane z opozycją zaczynają pełnymi garściami czerpać z PiS-owskiego imaginarium, sprawa robi się poważna.
Polskość jako samospalanie
Romantyczny mit śmierci za ojczyznę jest z nami rzecz jasna od bardzo dawna. Powszechnie wiadomo, że polski patriotyzm wyrażał się tradycyjnie przede wszystkim w cierpiętnictwie, a kto cierpiał za Polskę bardziej spektakularnie, temu przysługiwała opinia lepszego człowieka. W przeszłości wyrażało się to choćby kultem przegranych powstań. Od pewnego czasu podobne znaczenie przybrał kult żołnierzy wyklętych, którzy wbrew decyzji Armii Krajowej nie zaprzestali walki zbrojnej po zakończeniu wojny.
W podobny schemat wpisała się także katastrofa smoleńska. Prawica mogła wyciągnąć ją na sztandary między innymi dlatego, że lansowana przez Donalda Tuska wizja patriotyzmu spod znaku ciepłej wody w kranie różniła się od utrwalonych dotąd kodów. Tymczasem polski Tupolew z elitą narodową na pokładzie „tajemniczo” unicestwiony w rosyjskiej mgle podczas historycznej misji doskonale symbolizował polski los. Polityka Platformy Tuska, odbierana jako zamach na tę wizję polskości, mogła łatwo złączyć się w wyobrażeniach z realnym zamachem na pasażerów samolotu w jedną niepodzielną substancję.
Jednak teraz to stronę opozycyjną najwyraźniej kusi wizja zrobienia z Piotra Szczęsnego swojego Tupolewa. Spektakularna i niepotrzebna śmierć określana jest mianem heroicznej oraz bohaterskiej. I zamiast stać się zaczynem budującej refleksji, staje się przedmiotem mistycznego kultu. Upamiętnienie Piotra S. przez Obywateli RP w dniu miesięcznicy smoleńskiej, 10 listopada, dopełnia tylko obrazu absurdu. W porównaniu z pragmatyzmem Tuska jest to poważny krok w tył na drodze do wypracowania w Polsce bardziej konstruktywnego modelu patriotyzmu.
Obudź się, Polsko!
Cały tekst TUTAJ
Tomasz Sawczuk
komentator polityczny, członek redakcji „Kultury Liberalnej”. Twitter: @tomasz_sawczuk
Inne tematy w dziale Społeczeństwo