Gdyby wprowadzić emeryturę obywatelską, do zapłacenia byłoby wciąż tyle samo, ale dla nas – płacących horrendalnie podniesione w tym celu podatki – nic by już z tego nie wynikało. To jest system sformatowany pod polityków, którzy uwielbiają wydawać nasze pieniądze tu i teraz, kiedy są politykami; przyszłość, która jest ważna dla nas, dla nich jest mniej istotna – przekonuje Marek Góra, profesor ekonomii SGH, współtwórca obecnego systemu emerytalnego.
Adam Puchejda: Należę do pokolenia 30-latków, skończyłem studia, jestem aktywny zawodowo, próbuję oszczędzać na emeryturę. Słyszę jednak, że dzisiejszy system emerytalny znajduje się na krawędzi bankructwa i że moja emerytura będzie głodowa, o ile w ogóle ją otrzymam. Czy to prawda?
Prof. Marek Góra: Wysokość pańskiej emerytury będzie zależna od tego, co wypracują następne pokolenia, i od tego, ile pan sam zaoszczędzi. System emerytalny to narzędzie, którego zadaniem jest sfinansowanie pańskiej przyszłej konsumpcji w sytuacji, gdy już pan nie będzie pracował i nie będzie uczestniczył w wytwarzaniu tego, co będzie pan konsumował. Innymi słowy, niezależnie od typu systemu emerytalnego to, co dziś wytwarza pokolenie pracujące, jest dzielone między wynagrodzenie czynników produkcji, które dostarcza (pracę i kapitał) oraz finansowanie konsumpcji emerytów. W przyszłości tak samo będzie z panem.
Nie uspokaja mnie to. Czytam w prasie, że za dziesięć lat nie będzie w ogóle pieniędzy na wypłatę emerytur, że system załamie się na długo przed moim przejściem na emeryturę… W ZUS-ie w 2026 r. ma brakować nawet 100 mld zł, to 1/3 budżetu Polski!
Takie wyliczenia opierają się na szeregu nieporozumień, których wyjaśnienie wymagałoby oddzielnej rozmowy.
Ale luka emerytalna w ZUS-ie nie jest chyba wymyślona?
Nie jest, bo ciągle spłacamy zobowiązania z przeszłości. Dawny system emerytalny był „cudowną” maszynką do pomnażania pieniędzy. Ludzie wpłacali do niego mniej niż potem dostawali. To wbrew intuicji, bo na ogół uważamy, że jak płacimy, to jest dużo, a jak dostajemy, to mało. Kwoty nie są ważne. Gdy jednak policzy się te dwa strumienie, to okazuje się, że tak dokładnie było – wpłacaliśmy mniej, niż potem dostawaliśmy. Dotyczy to praktycznie wszystkich systemów w Europie i nie tylko. Gdyby było odwrotnie – tak jak nam się wydaje – to nikt na świecie nie robiłby reform emerytalnych. Proces narastania kosztu finansowania emerytur wynika ze zmian ludnościowych – spadająca liczba finansujących system, rosnąca liczba jego beneficjentów. Prosta arytmetyka. Emeryci są tradycyjnie chronieni, więc koszt spada na pokolenie pracujące.
A „dziura w ZUS-ie” obliczana jest przez tych, którzy nie w pełni zaznajomili się z tym, jak funkcjonuje obecny system emerytalny. Przede wszystkim ZUS nie jest systemem emerytalnym. Jest instytucją zarządzającą nim oraz wieloma innymi, kosztownymi systemami, które rzeczywiście powodują ogromny deficyt, i myślę tu głównie o systemie rentowym. Poza tym ZUS zarządza zobowiązaniami, które pozostawił po sobie poprzedni, głęboko deficytowy system, zlikwidowany w 1999 r. Do tego dochodzą liczne wciąż grupy znajdujące się poza powszechnym systemem emerytalnym. Ich finansowanie jest bardzo kosztowne, ale to zadanie budżetu. ZUS jest tylko pośrednikiem. Jak ktoś wszystko to wrzuci do jednego worka, to otrzyma horrendalny wynik. Rzecz w tym, że z tego nie można wnioskować, że sam powszechny system emerytalny działa źle. On akurat nie zbankrutuje, ponieważ działa według prostej zasady: każdy otrzymuje z niego to, co wpłacił, plus stopa zwrotu (równa lub zbieżna do tempa wzrostu nominalnego PKB).
Zatem tamte zobowiązania nie mają bezpośredniego związku z bezpieczeństwem mojej emerytury?
Mają, ale za pośrednictwem budżetu. Przywileje i inne, pozaemerytalne, zobowiązania to sprawa polityczna i politycy muszą ją rozwiązać. System emerytalny nie ma tu nic do roboty.
Jak jednak pozbyć się garbu z przeszłości – tych potencjalnych 100 mld za dziesięć lat? Przecież nie wstrzymamy wypłat dawno obiecanych emerytur.
Już powiedziałem, to problem stricte polityczny i musi być rozwiązywany przy pomocy narzędzia politycznego, jakim jest budżet. Szczęśliwie sam system emerytalny został tak przebudowany, że przerzucanie całego ciężaru na pokolenie pracujące jest już dużo trudniejsze. Głównym, choć niewysuwanym na sztandary celem wprowadzenia zupełnie nowego systemu w 1999 r. była ochrona dochodów tego pokolenia. Wcześniej system skoncentrowany był głównie na ochronie emerytów. Dzisiaj równoważy interes obu pokoleń. Dzięki temu nie rosą składki emerytalne. Dawniej rosły galopująco.
Mimo to młodsze pokolenia mogą i tak zostać obarczone większymi ciężarami?
Cały wywiad TUTAJ
Marek Góra
profesor SGH, ekonomista specjalizujący się w ekonomii pracy i systemów emerytalnych, współautor reformy systemu emerytalnego wprowadzonej przez rząd Jerzego Buzka w 1999 r.
Adam Puchejda
zastępca sekretarza redakcji „Kultury Liberalnej”, Twitter: @AdamPuchejda
Inne tematy w dziale Społeczeństwo