Sejm przyjął właśnie ustawę, którą poparło ponad 400 posłów. W tej kadencji to rzadkość. Parlamentarzyści byli tak zgodni w sprawie ustawy metropolitalnej dla aglomeracji śląskiej. Ale czy ta ustawa była w ogóle potrzebna? Bo jak dotąd jedyną przeszkodą dla współpracy samorządów śląskich byli sami samorządowcy.
Śląsk ma ustawę metropolitalną skrojoną pod siebie. Nareszcie! – podniecało się wielu lokalnych patriotów śląskich, którzy na tego rodzaju rozwiązanie czekają od co najmniej dekady. Nareszcie będzie można zarządzać transportem w aglomeracji śląskiej, nareszcie będzie można przeprowadzać spójne planowanie przestrzeni, nareszcie z budżetu centralnego spłynie więcej środków, nareszcie dla aglomeracji będą mogły powstać spójne strategie rozwoju.
Dopasowanie ustawy przygotowanej jeszcze za czasów rządów PO–PSL do potrzeb Śląska było sensowne pod jednym względem – tylko tam w polskich warunkach mamy do czynienia z aglomeracją policentryczną, w której nie dominuje jedno miasto. Najbliższe Śląskowi pod względem funkcjonalnym jest oczywiście Trójmiasto – jednak nawet tam każde z miast rejonu próbuje prowadzić własną, niezależną politykę, choć politycznej i gospodarczej dominacji nie można odmówić Gdańskowi.
Trzeba zaznaczyć, że nowe prawo nie było wcale warunkiem koniecznym dla zaistnienia metropolii – to kolejny dokument, który za kilka lat może okazać się zupełnie martwy. Tak jak ustawa krajobrazowa, w teorii pozwalająca regulować m.in. jakość reklamy zewnętrznej, czy jak ustawa o transporcie użytecznym społecznie. Żadna nie jest realizowana, bo samorządowcy nie mają woli ich wykorzystania – to albo ryzykowne politycznie, albo wymagające zbyt wielkiego wysiłku. Z ustawy krajobrazowej nikt na razie nie korzysta, aby ograniczyć występowanie reklamy zewnętrznej, ponieważ metodą byłoby tu nałożenie opłaty – ale w dużych miastach nie ma parcia na takie działania, a w małych miejscowościach samorządowcom nawet przez myśl nie przejdzie, by mieli obciążyć podobnym kosztem kolegów. Z kolei na przygotowanie planów transportowych i uruchomienie linii komunikacyjnych gminy miały siedem lat – ustawa i wymogi unijne, które miały zapewnić niezmotoryzowanym komfort życia, zostały zignorowane, bo wymagałyby ingerencji w wolny rynek przewozów busami.
Podobnie może być z ustawą metropolitalną dla Śląska – to przepisy będące jedynie pozornym ułatwieniem, bo każdy z celów, które miałyby pomóc osiągnąć, są w zasięgu zrzeszonych miast już od dawna. Jak dotąd zabrakło jednak woli samorządowców.
Choćby w sprawie wspólnego transportu – skoro Warszawa może podpisywać umowy z sąsiednimi gminami na wspólną obsługę komunikacyjną, skoro może to robić Kraków i na dodatek brać na siebie przeważającą część kosztów, to dlaczego miasta Śląska od 20 lat nie mogły się porozumieć w tej sprawie? A transport publiczny na Śląsku to symbol niemocy. Zdezelowane tramwaje, krzywe szyny, likwidowane linie tramwajowe i autobusowe – wygląda to wszystko bardzo źle. Górnośląski Związek Metropolitalny, którego kształt jest niemal identyczny z proponowanym w nowej ustawie, istnieje od dekady. Przez cały ten czas miastu nie udało się doprowadzić do założenia wspólnej spółki, która zarządzałaby transportem publicznym. Nie udało się doprowadzić do porozumienia z kolejami – dopiero Urząd Marszałkowski postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, zakładając Koleje Śląskie. Ich start był zresztą skandalicznie nieudany.
Cały tekst TUTAJ
Bartosz Piłat
dziennikarz, publicysta, freelancer. Zajmuje się problematyką zarządzania miastami, w tym efektywnością sieci transportowych i urbanistyką, oraz ochroną środowiska na styku z gospodarką, m.in. jakością powietrza, gospodarką odpadami i odnawialnymi źródłami energii. Przez wiele lat związany z „Gazetą Wyborczą”.
Inne tematy w dziale Polityka