Ministerstwo Zdrowia i nasi rządzący uspokoili się, że mamy dobrą kardiologię i chyba powstało tam jakieś podejrzenie, że ktoś się musiał na tym zanadto wzbogacić. Przed laty kardiochirurgia znajdowała się na piedestale, teraz chce się ją zrzucić i zniweczyć dekady pracy.
W latach 80. i 90. wspólnie ze Zbigniewem Religą i Marianem Zembalą, tworzył pan polską kardiochirurgię, która obecnie jest uważana za jedną z najlepszych na świecie. Jak na rozwój tej gałęzi medycyny może wpłynąć planowana przez rząd reforma służby zdrowia?
Kiedy zaczynaliśmy pracować, dostęp do kardiologa, kardiochirurga był dramatycznie słaby. Na operację serca ze Śląska trzeba było jechać do Warszawy lub do Łodzi, a w kolejkach czekało się miesiącami. Przesłaniem prof. Religi było wyszkolenie w jednym szpitalu wielu kardiochirurgów, którzy stworzą kolejne ośrodki w całej Polsce.
O stopniu rozwoju państwa i jego służby zdrowia nie świadczą świetne instytuty w Warszawie czy Krakowie, ale to, czy przeciętny obywatel ma dostęp do wysokospecjalistycznych usług. Początkowo na Śląsku wykonywaliśmy ok. dwudziestu operacji, w przeciągu następnych lat ta liczba urosła do kilku tysięcy. Stworzyliśmy sieć, która zwiększyła dostępność tych usług.
Podstawą tej sieci były szpitale państwowe?
Tak. Powstał Narodowy Program Ochrony Serca, którego twórcom zależało na tym, by to państwo było odpowiedzialne za zapewnienie ochrony przed najgroźniejszymi chorobami serca. Ale prof. Religa uważał, że niezbędny jest drugi filar, czyli prywatne ośrodki nieskoncentrowane na badaniach naukowych i szkoleniu nowych lekarzy, tylko świadczące podstawowe usługi.
Czyli założenia zostały wypełnione i plan zakończył się sukcesem?
Dzięki zaangażowaniu wielu osób kardiologia i kardiochirurgia z bardzo zaściankowej pozycji rozwinęła się znacznie lepiej niż wszystkie inne dziedziny medycyny w Polsce. Z pewną zazdrością spoglądali na to pozostali, ale im brakowało inicjatywy. Onkolodzy dążyli do tego, by wysoko wyspecjalizowaną medycynę utrzymać w dużych instytutach, które mieściły się w Warszawie czy Gliwicach, dopiero teraz powstają mniejsze ośrodki.
W leczenie chorób serca zostały zainwestowane znaczne środki prywatne, dzięki temu rozwinęły się możliwości diagnostyki i leczenie ostrych stanów zawałowych. Naszym największym osiągnięciem jest realizacja tzw. złotej godziny, czyli czasu, w którym pacjent dotrze do pracowni hemodynamicznej, specjalizującej się w leczeniu zawałów. Mieszkaniec Ostrowca czy Zamościa ma taki sam dostęp do wyspecjalizowanej usługi kardiologicznej, jak mieszkaniec Krakowa czy Warszawy. Ministerstwo Zdrowia i nasi rządzący uspokoili się, że mamy dobrą kardiologię i chyba powstało tam jakieś podejrzenie, że ktoś się musiał na tym zanadto wzbogacić.
To jest przyczyną tego, że w planowanej sieci szpitali nie została uwzględniona większość placówek zajmujących się leczeniem chorób serca?
Chwała rządzącym za to, że do sieci będą należeć szpitale pulmonologiczne i onkologiczne, ale dlaczego porzuca się wszystko, na co z takim trudem pracowaliśmy?! Staliśmy się ofiarą własnego sukcesu.
W dyskusji na temat służby zdrowia powraca argument, że rozwój kardiochirurgii i kardiologii był finansowany kosztem innych specjalizacji. Czy po osiągnięciu odpowiedniego poziomu nie powinniśmy tych środków zainwestować w dziedziny dotychczas niedofinansowane?
Cały tekst TUTAJ
prof. Andrzej Bochenek
kardiochirurg, współzałożyciel Polsko-Amerykańskich Klinik Serca. W latach 1984–1988 zastępca prof. Zbigniewa Religi, wspólnie z nim uczestniczył w pierwszych udanych transplantacjach serca. Kawaler Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski.
Jakub Bodziony
studiował stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim. Ambasador Fundacji Court Watch Polska na UW, wolontariusz w Kirgistanie. Współpracownik „Kultury Liberalnej”.
Inne tematy w dziale Rozmaitości