Zapis debaty na temat przepisów regulujących dostęp do przerywania ciąży, zorganizowanej 28 września przez „Kulturę Liberalną” i londyński Institute of Ideas w klubokawiarni Państwo-Miasto.
Emilia Kaczmarek: Najważniejszą przyczyną naszej dzisiejszej dyskusji są propozycje zmiany przepisów dotyczących aborcji, które radykalnie ograniczają prawo do przerywania ciąży. Wiele elementów tej ustawy budzi ogromny niepokój i może pociągnąć za sobą skrajnie negatywne konsekwencje.
Po pierwsze, uznanie prawa do życia od chwili połączenia męskiej i żeńskiej komórki rozrodczej nie tylko uzasadnia zakaz aborcji, ale może także doprowadzić do delegalizacji różnych form antykoncepcji. Zakaz ten z pewnością obejmie tzw. pigułki po, ale może również zagrozić zwykłej antykoncepcji hormonalnej czy wkładkom wewnątrzmacicznym, ponieważ część z tych środków – w sytuacji, gdy pomimo ich stosowania dojdzie jednak do zapłodnienia – nie dopuszcza do zagnieżdżenia komórki jajowej w macicy.
Po drugie, nowe prawo może doprowadzić do zdecydowanego pogorszenia standardów opieki medycznej nad kobietami w ciąży, ponieważ każda z nich stanie się dla lekarza potencjalnym zagrożeniem. Zgodnie z proponowaną ustawą lekarzowi, który nawet nieumyślnie przyczyni się do przerwania ciąży pacjentki, grozi do 3 lat więzienia. W rezultacie lekarze mogą rezygnować z przeprowadzania tych zabiegów i badań, z którymi wiąże się choćby minimalne ryzyko przerwania ciąży.
Po trzecie, ustawa może też prowadzić do ograniczenia wolności słowa w Polsce, ponieważ karane ma być nawet „namawianie do aborcji”. Tym samym podejrzana staje się także debata na temat liberalizacji prawa aborcyjnego.
Po czwarte, ustawa zezwala na aborcję tylko w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia – a nie zdrowia – kobiety. To określenie jest szczególnie niepokojące, ponieważ może prowadzić do sytuacji, gdy lekarze, mając pod opieką cierpiącą pacjentkę, będą czekać aż jej stan pogorszy się na tyle, by nie było wątpliwości, że ciąża stanowi bezpośrednie zagrożenie życia.
Wreszcie, po piąte, szczególne kontrowersje wzbudza fakt, że w świetle tej ustawy każde poronienie staje się podejrzane. Co prawda zgodnie z projektem kobieta, która nieumyślnie przyczyniła się do przerwania własnej ciąży, nie podlega karze, skąd mamy jednak wiedzieć, czy do poronienia nie doprowadzono celowo? Zgodnie z proponowanym prawem sędzia może odstąpić od wymierzenia kary kobiecie, która przerwała ciążę – równie dobrze może ją jednak skazać na 5 lat więzienia.
Wszystkie wymienione wyżej powody sprawiają, że nowe prawo antyaborcyjne jest moralnie niedopuszczalne. Chciałabym wiedzieć, czy „obrońcy życia” w Polsce są naprawdę gotowi ponieść odpowiedzialność za ogrom nieszczęścia, do którego ten projekt może doprowadzić.
Ann Furedi: Dlaczego aborcja stała się tak palącym tematem w polskim parlamencie? Jednym z powodów jest fakt, że bardzo często politycy mają stereotypowy obraz kobiet, które poddają się aborcji. Wyobrażają sobie młode, rozwiązłe kobiety, które nie dbają o stosowanie środków antykoncepcyjnych. Ale rzeczywistość w krajach, gdzie aborcja jest dostępna dość powszechnie – np. w Wielkiej Brytanii, gdzie moja organizacja wykonuje 70 tys. aborcji rocznie – jest zupełnie inna.
Kobiety, z którymi stykamy się w naszych klinikach, nie wpisują się w stereotyp beztroskich młodych kobiet niedbających o stosowanie antykoncepcji. Połowa z nich ma już dzieci. Więcej z nich ma powyżej 40 lat niż poniżej 18. Około 2/3 ma męża lub żyje w stałym związku. Są to kobiety, które nawet w oczach zwolenników tzw. wartości rodzinnych, mają pełne prawo do uprawiania seksu. I to właśnie one zachodzą w ciążę, ponieważ antykoncepcja nie zawsze jest skuteczna.
Dlaczego decydują się na aborcję? Moim zdaniem wybierają ten zabieg właśnie ze względu na wielką wagę, jaką przywiązują do życia. Zależy im na życiu własnym, ich rodzin i dzieci, które miałyby wydać na świat.
Wybór między donoszeniem a przerwaniem ciąży jest jedną z najtrudniejszych decyzji moralnych, jakie ma do podjęcia kobieta. Będzie z nią żyła do końca życia. Odebranie możliwości podjęcia tej decyzji jest nieludzkie. Oto stawiamy kobiety w sytuacji, w której nie mają kontroli nad swoim życiem i swoją przyszłością, a to ze względu na nasze, nie ich, opinie i wierzenia. Uniemożliwienie podjęcia tej decyzji dehumanizuje kobietę.
Możemy debatować o moralnym statusie zarodka, ale jedno jest pewne – moralny status kobiet się nie zmienia. Jesteśmy tymi samymi ludźmi, zarówno przed zajściem w ciążę, jak i w czasie jej trwania.
Justyna Melonowska: Myślę, że zwolenników mojego stanowiska i moich oponentów różni nie tyle poziom rozwoju uczuciowego i empatii, co stosunek do procedur wnioskowania. Rozum przestał kształtować widzenie świata wielu z nas. Opowiadamy się raczej za wizjami i na nie się licytujemy. Rozum przegrywa z chęcią i ochotą.
Sama jestem bliska, by ulec tej pokusie. Na przykład byłabym skłonna uznać, że zgwałcone kobiety winny mieć możliwość zażycia pigułki postkoitalnej. Nie zaprzeczam, że jest to ewentualne przerwanie procesu życia, a więc, że jest to zabójstwo. Byłabym jednak gotowa uważać takie zabójstwo za dopuszczalne. Na jakiej podstawie jednak? Dlaczego mniej mnie ono porusza? Prawdopodobnie prowadzi mnie do tego porównanie cierpienia kobiety i cierpienia dziecka, a ono, w tej fazie rozwoju, z pewnością nie odczuwa cierpienia. Tyle mówi mi serce.
Rozum odpowiada jednak, że, po pierwsze, wprowadzam de facto kryterium, które nie może pretendować do jakiejkolwiek spójności logicznej, wyraża po prostu moje subiektywne oceny dopuszczalności i niedopuszczalności czegoś; po drugie, wprowadza w nieuzasadniony sposób subiektywne kryterium „odczuwania”; po trzecie, prowadzi w linii prostej do wniosku, że jeśli wolno nam uśmiercić w sposób bezbolesny istoty pozbawione jeszcze świadomości, to można to samo robić w przypadku istot już pozbawionych świadomości, a zatem na przykład stosować eutanazję.
Istnieje różnica pomiędzy „myślę” i „myślę, że myślę”. Twierdzę, że zwolennicy aborcji bądź prawnej dopuszczalności aborcji myślą, że myślą… Tymczasem tak nasze stanowisko moralne, jak i nasze prawo powinno opierać się na rozstrzygnięciach nieuprzedzonego rozumu, a zatem być wyrazem postawy „myślę”. Dlatego też ja sama muszę się wycofać z twierdzenia o dopuszczalności aborcji po gwałcie. Muszę, ponieważ zmusza mnie do tego uznanie racji rozumu i prawidłowego procesu dedukcyjnego. W przeciwnym razie licytujemy się na współczucie: jedni współczują raczej kobietom w niechcianej ciąży, inni raczej niechcianym przez matki i ojców dzieciom. Tak ustawionego sporu nie da się rozstrzygnąć.
Przykładem porządku logicznego jest projekt Ordo Iuris, który doprowadził do rozłamu nawet w polskim ruchu pro-life. Moim zdaniem, projekt ten jest wyrazem najwyższej kultury logicznej, a przy tym wcale nie wymusza karalności kobiet. Stojąc na zgodnym z Konstytucją RP stanowisku, że aborcja zawsze jest bezprawna, jednocześnie rozumie, że tak de facto, jak i de iure nie zawsze jest ona karalna. A nawet, że matka abortowanego dziecka nie powinna być karana.
Możemy nie lubić prawa, możemy nie lubić ustaw, możemy nie lubić reguł, które mają moc imperatywną nad naszym własnym życiem. Nie możemy jednak gardzić naszym własnym rozumem.
Cały tekst debaty TUTAJ
Ann Furedi
dyrektorka British Pregnancy Advisory Service (BPAS), największej pozarządowej organizacji dokonującej zabiegów przerywania ciąży w Wielkiej Brytanii.
Emilia Kaczmarek
członkini redakcji „Kultury Liberalnej”, etyczka, doktorantka w Instytucie Filozofii UW.
Justyna Melonowska
doktor filozofii, członkini zespołu Laboratorium „Więzi”, publicystka „Więzi”.
Bogumił Łoziński
dziennikarz, publicysta, zastępca redaktora naczelnego tygodnika „Gość Niedzielny”.
Małgorzata Terlikowska
etyk, była reporterka radiowa, obecnie redaktorka i publicystka.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo