Kultura Liberalna Kultura Liberalna
166
BLOG

Brexit, czyli rewolucja prekariuszy?

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 1

Po porażce zwolenników pozostania Wielkiej Brytanii w UE od razu pojawiły się głosy, że to dowód klęski „neoliberalizmu”. Kolejny po wyborach na Węgrzech, w Polsce i Austrii, po sukcesach populistów w Niemczech czy niepokojach we Francji. Wyjaśnienie brzmi znakomicie – prosto i w sposób przekonujący. Ma tylko jeden feler – niczego nie wyjaśnia.

Kilka godzin po zakończeniu głosowania, na stronach „Guardiana” opublikowano artykuł Lisy McKenzie, w którym autorka przekonuje, że głos za wyjściem z UE „to jedyna szansa dla klasy robotniczej”, by coś zmienić. Pomińmy już pytanie o to, czym jest klasa robotnicza w zdominowanej przez sektor usług gospodarce brytyjskiej, i uznajmy, że chodzi po prostu o biedniejszych Brytyjczyków. Autorka twierdzi, że w referendum głównym motywem głosujących za wyjściem nie była wcale niechęć do imigrantów, jak przekonuje część komentatorów, lecz raczej niepewność zatrudnienia i strach o przyszłość dzieci oraz starszych rodziców, a także frustracja z powodu niezrozumienia ze strony elit.

Z tą drugą tezą trudno się nie zgodzić. Problem polega jednak na tym, że głosując „przeciw elitom”, Brytyjczycy zagłosowali „za elitami”. Kim bowiem są wywodzący się z Partii Konserwatywnej liderzy ruchu na rzecz wyjścia z UE? Boris Johnson? Były burmistrz Londynu, zamożny absolwent Eton i Oksfordu, przyjaciel Davida Camerona (choć to zapewne zmieniło się w ciągu kilku ostatnich miesięcy) i polityk, który niespecjalnie ukrywa, że referendum jest dla niego wehikułem, który ma go zawieść na Downing Street. Michael Gove? Absolwent Oxfordu, wieloletni członek Partii Konserwatywnej, były minister edukacji, a obecnie minister sprawiedliwości w rządzie Camerona i (do niedawna) również przyjaciel premiera. Nigel Farage? Były Konserwatysta o arystokratycznych korzeniach i były trader w londyńskim City. Żaden z tych panów nie jest uosobieniem przeciętnego Brytyjczyka.

Dla równowagi warto wspomnieć o bohaterze brytyjskiej lewicy, Sadiqu Khanie, pierwszym muzułmańskim burmistrzu Londynu, pochodzącym z biednej imigranckiej rodziny. Khan, który o fotel burmistrza Londynu walczył z popieranym przez Johnsona i innych Torysów dziedzicem liczonej w miliardach fortuny, Zakiem Goldsmithem, w kampanii referendalnej gorąco zachęcał do pozostania w UE. A zatem albo te kilka tygodni sprawowania władzy w Londynie całkowicie zawróciły Khanowi w głowie, albo też schemat, według którego biedni Brytyjczycy oraz „obrońcy ludu” głosowali za wyjściem, nie bardzo pasuje do rzeczywistości.

Podobnie jak nie pasuje do rzeczywistości teza, że Brexit to głos młodych sfrustrowanych prekariuszy, przejętych strachem o własną przyszłość. Trzon zwolenników Brexitu to bowiem osoby… powyżej 50. roku życia, czyli – jak to złośliwie ujął jeden z komentatorów – ludzie, którzy być może nie dożyją konsekwencji czwartkowej decyzji. W narrację „prekariusze kontra elity” nie bardzo daje się też wpisać fakt, że wyniki głosowania w znacznej mierze pokrywają się z granicami narodów tworzących Zjednoczone Królestwo – czy Szkoci to zgniłe elity, a Anglicy biedne misie na umowach śmieciowych?

Cały tekst TUTAJ

Łukasz Pawłowski

sekretarz redakcji i publicysta „Kultury Liberalnej”.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka