Kultura Liberalna Kultura Liberalna
595
BLOG

Jan A.P. Kaczmarek: Dojechaliśmy do ściany

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 2

„Przez lata wydawało nam się, że żyjemy w epoce rozumu, że podejmujemy racjonalne decyzje, a elity w naszym imieniu poprowadzą nas do szczęśliwego końca. Nieprawda. Dojechaliśmy do ściany”.

Łukasz Pawłowski: Jak pan ocenia kilka ostatnich miesięcy w polskiej polityce i życiu publicznym?

Jan Kaczmarek: Jako test dla nas wszystkich, ale też jako nieunikniony etap.

Nieunikniony?

Dokładnie. Uważam też, że bardzo potrzebny, ponieważ wstrząs – nie nazwę tego rewolucją, bo to za duże słowo – wybija nas z rytmu i każe zastanowić się nad tym, w jakim świecie żyjemy. A na pocieszenie tym, którzy myślą, że w Polsce dzieje się coś wyjątkowego, mogę powiedzieć, że to tylko element większej całości.

Ma pan na myśli kampanię prezydencką w Stanach Zjednoczonych?

Mieszkam w USA od 27 lat i rozumiem ten kraj doskonale. Ale obecnie mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Jeszcze do niedawna było rzeczą nie do pomyślenia, by jakikolwiek kandydat nazwał się „demokratycznym socjalistą”, tak jak teraz Bernie Sanders. To słowo – „socjalista” – było jak głośny bąk puszczony w towarzystwie, dyskwalifikowało każdego polityka. A Sanders właśnie znokautował Hillary Clinton w prawyborach w New Hampshire, zdobywając 60 proc. głosów.

Z drugiej strony w Partii Republikańskiej króluje Donald Trump – postać raczej komiksowa niż polityczna, która nagle stała się liderem. U nas nie bez powodu do parlamentu wszedł Paweł Kukiz. Przez świat idzie fala wstrząsu napędzana antyestablishmentowym sentymentem.

Ale dlaczego w Stanach Zjednoczonych do tego wstrząsu dochodzi akurat teraz? Po 8 latach od czasu wybuchu kryzysu, amerykańska gospodarka się rozwija, bezrobocie jest na poziomie 5 proc. – nieosiągalnym dla większości państw europejskich – deficyt budżetowy maleje…

Na powierzchni wszystko wygląda dobrze, ale tak nie jest. Dlaczego? Bezrobocie faktycznie jest niskie, ale nowe miejsca pracy są mało warte, śmieciowe. Dlatego wielu ludzi pracuje na 2–3 etatach. Męka.

W starej Ameryce, którą pokochałem, nawet jeśli pracował tylko mężczyzna, zarabiał dość, by utrzymać całą rodzinę. Stać ją było na dom, ładny trawnik, dwa samochody i wakacje, a na dodatek był jeszcze czas dla siebie. To się skończyło, choć na zewnątrz wszystko wygląda bardzo podobnie – ten sam domek, ten sam trawnik i często dwa samochody, tylko cena za ten standard jest nieludzka. Dziś oboje rodzice pracują, limity na kartach kredytowych mają wykorzystane niemal do granic, a o czasie dla rodziny można w ogóle zapomnieć. Siła Ameryki – klasa średnia – upada.

Kiedy nastąpiła ta zmiana? Pan przyleciał do Los Angeles pod koniec lat 80.

Wówczas ona już zachodziła. Deregulacja zaczęła się od Reagana. Przyjechałem na koniec starej Ameryki. Upadek Związku Radzieckiego okazał się dla kapitalizmu tragedią.

?

Ze strachu przed komunizmem kapitał dał ludziom bardzo dużo. Najlepsze lata klasy średniej w USA czy koncepcja europejskiego państwa dobrobytu wzięły się w dużej mierze ze strachu przed komunizmem, a nie szczodrości – kiedy ludziom damy wystarczająco dużo, nie będą chcieli obalać systemu. Ale kiedy sam komunizm upadł, nie było już istotnego powodu, żeby wciąż dawać.

I nagle wszystko się skończyło?

Nie od razu. I na tym polega tajemnica sukcesu tej polityki – była prowadzona bardzo powoli – to tak jak z kiełbasą, od której odcina się bardzo cienkie plasterki, żeby właściciel nie zauważył, że mu jej ubywa. Socjalna Ameryka zaczęła znikać, a do tego doszła zmiana charakteru gospodarki.  Outsourcing wyprowadził produkcję do Chin i innych „rajów”. Wall Street stała się jedną z głównych sił, chociaż głównie spekuluje, niczego nie wytwarza.

Jak to nie wytwarza? Dolina Krzemowa jest nadal światowym centrum technologicznym…

Ale pralki działającej 20 lat bez naprawy już pan nie kupi. Stany Zjednoczone były państwem, który produkował prawie wszystko, w tym przedmioty „niezniszczalne”, czyli z dożywotnią gwarancją. To był kraj oparty na bardzo prostej, bardzo wysokiej etyce pracy, która wciąż jeszcze – ku mojemu zdziwieniu – jest tam żywa. Amerykanie naprawdę pracowali bardzo ciężko, ale w zamian dostawali naprawdę dużo. Obecnie pracują tak samo, a dostają niewiele.

I pan to mówi? Człowiek, który przyjechał do Hollywood z Konina, zaczynał od mniej niż zera, bo był pan blisko bankructwa, a potem został jednym z najbardziej znanych kompozytorów Hollywood?

Po pierwsze – wówczas system był bardziej uczciwy, a po drugie – Hollywood wciąż opiera się na talencie. Ale i tu ścieżka kariery ma swoje granice. Nigdy nie stanę się właścicielem Warner Bros. – to pewne. Mogę być cenionym kompozytorem, mogę nawet coś wyprodukować czy wyreżyserować, ale nic więcej.

Bo?

System mi na to nie pozwoli. Nie sposób zdobyć kapitał, aby zbudować cokolwiek w megaskali, co byłoby konkurencyjne wobec tego, co jest. Mogę żyć komfortowo i cieszyć się karierą – tym, że ludzie na świecie słuchają mojej muzyki. To ogromna satysfakcja i to doceniam.

Popularność Berniego Sandersa jakoś się w tę pana diagnozę amerykańskich nastrojów wpisuje, ale Donalda Trumpa zupełnie nie.

Z jednej strony mamy odpowiedzialnego, poukładanego polityka, który stara się pokazać, że jego rozwiązania są możliwe do wprowadzenia, a z drugiej – postać z komiksu, nieprzewidywalnego, z kompletnie niespójnymi poglądami. Łączy ich jedno – antysystemowość.

Trump jest dzieckiem systemu, dziedzicem ogromnej fortuny.

Ale pokazuje się jako człowiek, który lekceważy wszystkie „świętości” i któremu nie zależy na nikim. Właśnie tacy chcieliby być jego wyborcy – chcieliby wszystkich obrazić, ale nie mają siły. Jeśli jest pan zduszonym pracownikiem amerykańskiej korporacji, który nie znosi swojej pracy i swojego szefa, to zagłosuje pan na Trumpa. Zagłosuje pan na niego, bo on robi wszystko to, na co pan nie ma odwagi. Tak jak Kukiz.

Dziś ludzie w końcu się budzą. Narasta w nich przekonanie, że zostali po prostu nabrani i że dalej tą drogą nigdzie nie dojdziemy. Że wszystkie piękne gesty, ładne słowa, wspaniałe lokale, drogie samochody, świat polskich seriali, gdzie każdy mieszka jak milioner – wszystko jest kłamstwem. Nawet jeśli nie umieją tego nazwać, jakoś to czują. I stąd biorą się konwulsje i dreszcze – i w Stanach, i w Polsce.

Nie może pan porównywać sytuacji w Stanach, gdzie nierówności dochodowe szybko rosną, a przeciętny człowiek faktycznie biednieje, i Polski, gdzie nierówności są względnie stałe, a rozmaite wskaźniki jakości życia w ciągu 25 lat bardzo się poprawiły.

Cały wywiad TUTAJ

Jan A.P. Kaczmarek

kompozytor, autor muzyki do kilkudziesięciu filmów, seriali i spektakli teatralnych, m.in. „Całkowite zaćmienie”, „Plac Waszyngtona”, „Quo Vadis”, „Niewierna”, „Wieczór”, „Spotkanie”, „Mój przyjaciel Hachiko”. W 2005 r. otrzymał Oscara za muzykę do filmu „Marzyciel”, nominowany do Złotych Globów i Nagrody Brytyjskiej Akademii Filmowej (BAFTA). Twórca i dyrektor Transatlantyk Festival.

Łukasz Pawłowski

sekretarz redakcji i publicysta „Kultury Liberalnej”. Z wykształcenia psycholog i socjolog, doktor socjologii.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka