Kultura Liberalna Kultura Liberalna
265
BLOG

[SEMINARIUM FILMOWE] Życie na Wyspach. „Bar na Viktorii”, „Bye, bye Dublin!”

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Kultura Obserwuj notkę 0

Jaki jest koszt angielskiego snu Polaków? O doświadczeniach polskich migrantów ostatnich lat rozmawialiśmy z Leszkiem Dawidem, reżyserem dokumentu „Bar na Viktorii”, oraz Ewą Winnicką, autorką reportaży „Londyńczycy” oraz „Angole”.

Grzegorz Brzozowski: Według raportu Centrum Stosunków Międzynarodowych z 2011 r. od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej mamy do czynienia z jedną z największych fal emigracji w naszej powojennej historii. Główny Urząd Statystyczny wykazał, że za granicą przebywało od 1 mln (2004 r.) do 2,27 mln (2007 r.) naszych rodaków pracujących tam dłużej niż 3 miesiące. Ocenia się, że wyjechał niemal co czwarty Polak w wieku 20–29 lat (o ile ewidencja ludności oddaje rzeczywistą strukturę emigracji). Jednym z najpopularniejszych kierunków migracji były i wciąż pozostają Wyspy Brytyjskie. Polki stały się w Wielkiej Brytanii jedną z najczęściej rodzących grup imigranckich, wyprzedzając kobiety z Indii i Bangladeszu, a ustępując miejsca jedynie Pakistankom. Decyzja o urodzeniu dzieci na imigracji może oznaczać, że znaczna część emigrantów pragnie pozostać w Wielkiej Brytanii na stałe.

Dzisiaj mamy okazję odnieść się do dwóch obrazów związanych z emigracją Polaków na Wyspy Brytyjskie. „Bye, bye Dublin” Rafaela Lewandowskiego pokazuje przygotowania do powrotu pary bohaterów z Irlandii w 2009 r. Leszek Dawid w „Barze na Viktorii” udokumentował natomiast moment decyzji pary bohaterów o „skoku na głęboką wodę” – wyjeździe w poszukiwaniu pracy w przededniu wejścia Polski do Unii Europejskiej pomimo braku pieniędzy i nieznajomości języka.

Dlaczego wybrał pan do sportretowania tego tematu właśnie dwóch mężczyzn, Piotrka i Marka?

Leszek Dawid: Właściwie nie ja ich wybrałem – to oni wybrali mnie. Nie przeprowadzałem castingu, oni w życiu naturalnie dobrali się w taką parę. Byłem wówczas na trzecim roku w Szkole Filmowej w Łodzi i przygotowywałem na zaliczenie duży projekt dokumentalny. Szukałem tematu w rodzinnych stronach, w Kluczborku. Pewnego dnia spotkałem na ulicy Piotrka, z którym mieszkałem kiedyś w tym samym bloku i który był przekonany, że nadal uczę angielskiego. Potrzebował właśnie kilku lekcji, bo nie mógł już wytrzymać w Polsce – wszyscy jego kumple wyjechali. Wiedziałem, że sam też chce wyjechać z kolegą Markiem i zdawałem sobie sprawę, jaki tworzą zespół , więc zrozumiałem, że oto mam już pomysł na film. Powiedziałem mu o tym, a on oczywiście się ucieszył, bo błędnie sądził, że skoro wystąpi w filmie jako wyimaginowanej sytuacji, która będzie rozgrywała się na Wyspach, bez problemu przekroczy granicę i znajdzie pracę. Nie rozumiał rozróżnienia pomiędzy filmem fabularnym i dokumentalnym. Kiedy zacząłem dokumentować ich życie jeszcze w Kluczborku, musiałem ich przekonać, że powinni robić to, co robią na co dzień. Musieli też zrozumieć, że nie mogę im pomóc i są zdani w pewnym sensie sami na siebie. Nie przyglądałem się oczywiście ich sytuacji z zimną krwią, ale dopóki nie musiałem, nie interweniowałem.

Na naszą podróż miał wpływ także fakt, że był to film powstający w warunkach szkolnych, czyli z niemal zerowym budżetem. Kupiłem jedynie kilka kaset DV oraz bilety dla siebie i chłopaków. Nie było mowy, żeby jechał z nami operator czy dźwiękowiec, nie miałem ekipy filmowej. Nie wiedziałem też, kiedy wrócę. Jechałem z pożyczonym sprzętem, bo szkolny przysługiwał nam tylko na kilka dni. To wszystko pozwoliło zbudować wyjątkową relację między mną a bohaterami.

Można odnieść wrażenie, że 20-kilkuletni bohaterowie traktowali tę podróż jako jedyne wyjście ze swojej ówczesnej życiowej sytuacji. Mieszkali u rodziców, rozpaczliwie pragnęli wyjść na swoje. Czy przyczyny stojące za emigracją na Wyspy są jednak wyłącznie ekonomiczne? W wielu wywiadach, które pani Ewa Winnicka przeprowadziła z Polakami na Wyspach na potrzeby książki „Angole”, pojawia się wątek ucieczki: od rozbitych rodzin czy własnej przestępczej przeszłości. Czasem bywa to też ucieczka od sfery publicznej. Jeden z bohaterów mówi, że o wyjeździe z Polski postanowił, gdy ktoś go w naszym kraju pobił i ukradł rower, bo tutaj „nie da się żyć”.

Ewa Winnicka: Napisałam tę książkę, ponieważ zbuntowałam się, kiedy czytałam doniesienia prasowe dotyczące polskiej emigracji do Wielkiej Brytanii. Niektóre media mówiły, że Polacy pracują tylko na zmywaku, a inne, że jesteśmy bankierami w city. Na pracę miałam dwa lata. Dałam sobie zupełną wolność – w tym czasie latałam na Wyspy i wracałam do Polski. Rozmawiałam na przykład z panem Włodkiem, który sam dużo przeżył, ale mówił, że pan Zdzisiek z Manchesteru to dopiero przeszedł. Wtedy kupowałam bilet do Manchesteru. W Manchesterze przeglądałam polską gazetę i czytałam ogłoszenia, na przykład o Arturze, który ćwiczy młodych Brytyjczyków w walkach w klatce.

Przyczyny wyjazdu moich bohaterów, a rozmawiałam chyba z 200 osobami, są bardzo różne. Oczywiście najczęściej są to ludzie złapani w pułapkę, zdesperowani, mało zarabiający. W rodzimym urzędzie pracy wisi kartka, że w Wielkiej Brytanii czeka na nich lepsza przyszłość. Wsiadają więc do autokarów, wysiadają na dworcu w Londynie, stamtąd bierze ich kolejny autobus i zawozi pod fabrykę. Następnie zabiera ich pod mieszkanie, które wynajął pośrednik. W pięciu pokojach mieszka tam dziesięciu mężczyzn z różnych miejsc w Polsce. W pracy w fabryce zajmują się dokładaniem marchewki do gotowego dania z kurczaka. Po tygodniu marzą, żeby nie dokładać już marchewki, ale pietruszkę, bo to inny ruch ręką.

Te pierwsze, najprostsze prace są dość wyczerpujące, pozwalają wyłącznie na wynajęcie mieszkania. Jedna pensja dzieli człowieka od bezdomności. Tracisz pracę i za tydzień lądujesz na ulicy. Oczywiście wiadomo, że po pracy trzeba się jeszcze nauczyć angielskiego. Ale po kilku tygodniach tylko herosi nie kupują regularnie po pracy zgrzewek piwa.

Nie chciałabym generalizować. Bardzo wielu moich rozmówców chciało po prostu zamieszkać poza Polską. Bo jest wolność i można spróbować. Niektórzy artyści stwierdzają, że Londyn to miejsce, gdzie mogą się sprawdzić. Niektórzy migranci myślą z kolei, że ich żona jest nudna i mają nadzieję, że w Wielkiej Brytanii znajdą sobie jakąś ciekawszą, co jest najczęściej nieprawdą.

Być może istnieje w takim razie coś takiego jak londyński sen, wyrażający rodzaj uogólnionych nadziei migrantów na poprawę ich sytuacji? W jednym z tekstów migracyjnego hiphopowca, Popka „Króla Albanii”, możemy odnaleźć wyraz swoistego marzenia o nieposkromionej konsumpcji: „Trzech muszkieterów z workiem siana. / To jest pierwsza noc i pierwszy klip. / Trzech muszkieterów i siana cały worek. / Wszyscy najebani i najedzeni pod korek”. Takie przebojowe deklaracje kontrastują z dużo bardziej zachowawczymi postawami innych migrantów. Jeden z polskich bohaterów filmu „Bye, Bye Dublin” dostał pracę kinooperatora w Irlandii przez przypadek, dzięki kierowcy, który akurat go podwiózł. Przez lata skupiał się wyłącznie na niej, nie nauczył się angielskiego, nie potrafił porozumieć się z ludźmi wokół. W pewnym momencie wypowiada znaczące zdanie,  że nie robi planów, bo „od planów to się ludzie mogą powiesić”. Może mamy zatem do czynienia ze skokiem na zbyt głęboką wodę – niepopartym żadnym rozeznaniem warunków życia w nowym miejscu, a przez to skazującym ludzi na dramaty?

Cały zapis seminarium TUTAJ

Ewa Winnicka

studiowała dziennikarstwo i amerykanistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Autorka książek poświęconych polskiej emigracji w Wielkiej Brytanii: „Londyńczyków”, opisujących powojenne otoczenie generała Andersa, oraz nominowanych do nagrody Nike „Angoli”, zbierających różnorodne doświadczenia Polaków, którzy przybyli na Wyspy po 2004 r. Od 1999 r. związana z „Polityką”, publikuje także w „Tygodniku Powszechnym”, „Dużym Formacie” i włoskim „Internazionale”. Jest współautorką kilku scenariuszy do filmów dokumentalnych. Dwukrotnie uhonorowana nagrodą Grand Press za teksty o tematyce społecznej. Laureatka Nagrody Literackiej Gryfia.

Leszek Dawid

polski reżyser filmowy i scenarzysta, ukończył Wydział Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej PWSFTviT w Łodzi. W 2004 r. otrzymał nominację do Paszportu Polityki za etiudę „Bar na Viktorii”, nagrodzoną również na Krakowskim Festiwalu Filmowym. Autor głośnych filmów „Ki” i „Jesteś Bogiem”, które zostały uhonorowane wieloma nagrodami w kraju i za granicą. Wykładowca na Wydziale Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej PWSFTviT w Łodzi. Członek Europejskiej Akademii Filmowej.

Grzegorz Brzozowski

szef działu „Patrząc” w „Kulturze Liberalnej”. Doktorant w Instytucie Socjologii UW, absolwent kursu dokumentalnego w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura