Czy jak twierdzi Konstanty Radziwiłł, Polski nie stać na finansowanie in vitro? O niepokojących zapowiedziach nowego ministra zdrowia pisze Emilia Kaczmarek.
Na początku grudnia Konstanty Radziwiłł – minister zdrowia w rządzie PiS – podjął decyzję o zamknięciu Programu Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego. Finansowanie zabiegów in vitro ustanie 30 czerwca 2016 r., mimo że poprzedni minister zdrowia w ostatnich dniach swojej kadencji przedłużył czas trwania programu do 2019 r.
Dla przeciwników sztucznego zapłodnienia uzasadnienie decyzji PiS może być jednak rozczarowujące. Tym razem, zamiast o „ochronie życia”, rzeczniczka rządu, Elżbieta Witek, mówiła głównie o kwestiach finansowych: „Nie odstępujemy od in vitro, odstępujemy tylko od finansowania tego z budżetu państwa”. Obecnie z fundowanego przez Ministerstwo Zdrowia zapłodnienia pozaustrojowego korzysta 17 tys. par. Odsuńmy na chwilę na bok wszystkie ważne wątki w debacie o leczeniu niepłodności i skupmy się wyłącznie na kosztach – ile pieniędzy gotowy jest wydać rząd, by zwiększyć dzietność w Polsce? I czy in vitro faktycznie się „nie opłaca”?
Na co nas stać, a na co nie stać
Sztuczne zapłodnienie jest drogie. Jak czytamy na oficjalnej stronie internetowej Programu Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego, licząc do 1 grudnia 2015 r., na jego realizację wydano 150 mln złotych, a w wyniku działania programu od lipca 2013 r. urodziło się 3793 dzieci. Licząc w ogromnym uproszczeniu, oznacza to, że na jedno dziecko przypadał wydatek publicznych pieniędzy rzędu 40 tys. zł. Zgodnie z logiką nowych władz to za duży koszt w stosunku do rezultatów – czy faktycznie?
Celem flagowej inicjatywy PiS – „Projektu ustawy o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci”, nazywanej ustawą „500+” – jest właśnie zmiana sytuacji demograficznej w Polsce. Jak czytamy na stronie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, skutkiem działania projektu ma być wzrost liczby urodzeń o 278 tys. w ciągu 10 lat. Koszt całego programu szacowany jest na ok. 200 mld zł. Znów licząc w ogromnym uproszczeniu, oznacza to, że na jedno dziecko będzie przypadał wydatek publicznych pieniędzy rzędu… 719 tys. zł. 40 tys. to za dużo, a ponad 700 tys. już nie?
Oczywiście, można powiedzieć, że powyższe porównanie nie jest w pełni zasadne. Po pierwsze, należy uczciwie przyznać, że celem programu „500+” jest nie tylko zwiększenie dzietności w Polsce, ale także wsparcie już istniejących rodzin. Po drugie, leczenie niepłodności, nawet jeśli różne jej formy dotykają aż 15 proc. społeczeństwa, nie może zastąpić kompleksowej polityki prorodzinnej. Po trzecie, nie sposób przeliczać wartości życia ludzkiego na pieniądze. Powyższe zestawienie pokazuje jednak, że w obliczu astronomicznych wydatków planowanych przez PiS, koszt Programu Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego przypominał kieszonkowe. Argument, że został zamknięty, ponieważ był za drogi, w ustach nowej władzy brzmi po prostu niewiarygodnie.
Darmowe leki dla najbogatszych
Cały tekst na kulturaliberalna.pl
Emilia Kaczmarek
doktorantka w Instytucie Filozofii UW, gdzie zajmuje się bioetyką. Nauczycielka etyki. Stała współpracowniczka „Kultury Liberalnej”.
Inne tematy w dziale Polityka