Kultura Liberalna Kultura Liberalna
168
BLOG

Koniec demokracji czy liberalizmu?

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 5

Prawo i Sprawiedliwość bez specjalnych ceregieli stara się zafundować nam nie żaden system autorytarny, ale coś na kształt demokratycznej tyranii większości.

W reakcji na pierwsze działania nowego rządu, pojawiło się w polskich mediach wiele głosów wskazujących na rychły (lub nawet już dokonany) koniec demokracji w naszym kraju. O to, kiedy kończy się demokracja, pytają również (bez wpadania w histeryczne tony) w bieżącym numerze redaktorzy „Kultury Liberalnej”. Wydaje mi się tymczasem, że co jak co, ale akurat demokracja ma się w naszym kraju bardzo dobrze i nic nie wskazuje na to, by w bliskiej przyszłości miała się mieć gorzej. Zagrożony (i to, jak sądzę, poważnie) jest natomiast liberalizm i charakterystyczne dla niego instytucje.

Warto odróżnić od siebie te dwa pojęcia – zwłaszcza, że obydwa funkcjonują w publicznym dyskursie w mocno odkształconej formie. I tak pod hasłem „liberalizmu” rozumie się zazwyczaj gospodarczy neoliberalizm, a więc prąd ideowy dążący do ograniczenia ingerencji państwa w gospodarce. Demokracja natomiast całkowicie niemal „odkleiła” się od swego politycznego znaczenia i stała się pojęciem moralnym. Kiedy się dziś nim posługujemy, mamy na myśli, z grubsza rzecz biorąc, wszystko, co dobre i chwalebne; all things good and bright. Ktoś, komu przyszłoby na myśl krytykować lub odrzucać demokrację, z miejsca staje się osobnikiem podejrzanym.

Oba powyższe ujęcia są błędne. Wedle klasycznej definicji demokracja oznacza, jak wiadomo, władzę ludu. W myśl jej zasad to sami rządzeni powinni decydować o swoim losie – bądź to na drodze bezpośredniego głosowania, bądź też poprzez swoich reprezentantów. Legitymizacja władzy jest tu jednak zawsze „oddolna”. Rząd jest tylko przekaźnikiem szerszej „woli ludu”: prawdziwego, choć pozostającego zazwyczaj w ukryciu suwerena.

Polityczny liberalizm natomiast oznacza coś zupełnie innego. To dość skomplikowany system organizacji podziałów, checks and balances. Aby zapewnić jednostce (nie ludowi!) pewien minimalny zakres indywidualnej swobody oraz uchronić ją przed arbitralnością władzy, liberalizm proponuje wydzielić i przeciwstawić sobie poszczególne sfery ludzkiego życia. Rozgranicza więc władzę na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, oddziela państwo od religii, sferę prywatną od publicznej, państwo od społeczeństwa. Poprzez wzajemne szachowanie tych sił, liberalizm pragnie stworzyć i zachować (zawsze chwiejną i niepewną) sferę indywidualnej swobody.

Jak nietrudno zauważyć z powyższego zestawienia, możemy sobie z łatwością wyobrazić zarówno nieliberalną demokrację, jak i niedemokratyczny liberalizm. Oczywiście, zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku wartością naczelną pozostanie wolność. Podmiotem wolności w demokracji jest jednak lud; w liberalizmie – pojedynczy człowiek. Różnica ta ma kapitalne znaczenie i właśnie w związku z nią tacy liberałowie, jak choćby Alexis de Tocqueville, obawiali się „tyranii większości” – to jest, nazywając rzeczy po imieniu, niczym nieumiarkowanej demokracji.

Prawo i Sprawiedliwość bez specjalnych ceregieli (ceregiele to wszak specjalność liberałów) stara się zafundować nam nie żaden system autorytarny, ale właśnie coś na kształt demokratycznej tyranii większości. Czołowi przedstawiciele tej partii uznają, że mogą próbować dokonać demontażu niektórych liberalnych bezpieczników naszego systemu politycznego, ponieważ chce tego większość. (Na marginesie warto zauważyć, że jeżeli przemnożymy wyborczy wynik PiS-u przez frekwencję, ta większość to niecałe 20 proc. Polaków. Za to, jak się domyślam, 100 proc. tych „prawdziwych”.) Demokracja nie jest dziś zatem w Polsce zagrożona. W niebezpieczeństwie znalazły się natomiast instytucje liberalne, jak choćby zasada trójpodziału władz czy ochrony rozmaitych mniejszości (bazująca na założeniu, że każdy z nas może kiedyś w jakiejś mniejszości się znaleźć). I zagrożone są właśnie przez demokrację w jej ludowym, nie-liberalnym wydaniu.

Cały tekst TUTAJ

O tym czy decyzje nowego rządu są zagrożeniem dla demokracji czytaj w nowym numerze "Kultury Liberalnej"

Jan Tokarski

filozof, historyk idei. Ostatnio opublikował „Czas zwyrodniały” (2014). W przyszłym roku ukaże się jego książka o Leszku Kołakowskim pt. „Obecność zła”.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka