Kultura Liberalna Kultura Liberalna
180
BLOG

Jarosław Flis: PiS-owi grozi „syndrom stalingradzki”

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 1

„W tym, co robi Prawo i Sprawiedliwość, widzę raczej głupotę niż realną zbrodnię. Wiele zmian łatwiej byłoby PiS-owi wprowadzać po cichu, niż zaczynać od teatralnego bicia swoich oponentów po twarzy”, twierdzi komentator polityczny i wykładowca UJ.

Łukasz Pawłowski: W części mediów mówi się dziś, że po przejęciu władzy przez PiS i pierwszych działaniach rządu Polska już przestała lub za moment przestanie być liberalną demokracją. Zgadza się pan z tymi głosami?

Jarosław Flis: Na pewno można wyrazić zaniepokojenie, ale nie na takim poziomie ekscytacji. Przedziwne jest to, że obydwie strony sporu politycznego w Polsce z uporem starają się popełniać te same błędy, które popełniał przeciwnik – tylko bardziej. Dotyczy to nie tylko sprawy Trybunału Konstytucyjnego. PiS przez cały okres bycia w opozycji wołał, że demokracja jest zagrożona, a Platforma wprowadza dyktaturę, bo ma pełnię władzy. I co? I ostatecznie i tak PO wybory przegrała. PiS także bez najmniejszego problemu może przegrać kolejne wybory. Jest zresztą na tym kursie, bo z jego działań przebija raczej arogancja władzy, a uzyskiwane korzyści są niewielkie.

Nie ma więc problemu?

Problem polskiej polityki polega na tym, że jest ona kulturą wrestlingu. Wszyscy strasznie głośno krzyczą, w każdej chwili wydaje się, że mamy do czynienia ze śmiertelną walką dobra ze złem, a tak naprawdę nikt sobie specjalnie krzywdy nie robi. W tym, co robi Prawo i Sprawiedliwość, widzę raczej głupotę niż realną zbrodnię.

Gdyby PiS pokazało, że idzie na kompromis i utrąca tych dwóch sędziów, których PO wybrała wyraźnie wbrew regułom, zaś pozostałą trójkę zachowuje, podkreślając konieczność trzymania standardów dotychczasowego systemu, postąpiłoby znacznie rozsądniej.

Nie idąc na żadne kompromisy, Jarosław Kaczyński udowadnia elektoratowi, że twardo rozlicza się z byłą władzą. Tego chyba chcieli wyborcy.

Atmosfera histerii w kraju nigdy nie sprzyja rządzącym, ponieważ wyborcy środka chcą przede wszystkim spokoju. Poza tym, podgrzewając atmosferę, PiS musi się liczyć z oporem obstrukcyjnym, chociażby ze strony piętnowanego dziś aparatu sądowniczego i urzędniczego. Wiele zmian łatwiej byłoby PiS-owi wprowadzać po cichu, niż zaczynać od teatralnego bicia swoich oponentów po twarzy.

Prędzej czy później partię dopadną albo jakieś afery, albo społeczne konflikty wywołane decyzjami nowego rządu. Widzimy to już w przypadku zapowiedzi likwidacji gimnazjów, przeciwko której buntują się nauczyciele. Po co ogłaszać zmianę, co do której nie ma pewności, że da się ją przeprowadzić? Czy ktoś zadał sobie trud, by policzyć szeroko rozumiane koszty tej reformy i to, czy apogeum zamieszania wynikającego z likwidacji gimnazjów nie przypadnie akurat na środek kampanii przed kolejnymi wyborami?

Z drugiej strony można powiedzieć, że podgrzewanie atmosfery mobilizuje wyborców.

Kiedy Viktor Orbán wygrywał wybory w 2010 r., zdobył 55 proc. głosów. Po gwałtownych zmianach ustrojowych, które wprowadził, w kolejnych wyborach dostał już 48 proc. głosów, czyli stracił mniej więcej co szóstego wyborcę. Prawo i Sprawiedliwość zyskało władzę i większość parlamentarną z poparciem 37,1 proc. Jeśli straci co szóstego wyborcę to zejdzie do takiego poziomu poparcia, jakie miało w roku 2007. Nie może sobie na takie straty pozwolić.

Ale Orbán w czasie swoich rządów obsadził instytucje państwowe swoimi ludźmi i zmienił ordynację wyborczą tak, że teraz ma przewagę nad konkurencją. Nawet jeśli przegra, zachowa wpływy w państwie.

Polska ordynacja wyborcza już jest podrasowana w tym sensie, że promuje zwycięzcę i trudno sobie wyobrazić, jak można by ją jeszcze w tym kierunku „udoskonalić”. Poza tym główną siłą Orbána jest słabość opozycji, znajdującej się w stanie całkowitego rozkładu. Polska opozycja w takiej sytuacji nie jest – Platforma wkrótce się pozbiera, być może łącząc się z Nowoczesną. PiS tymczasem robi w tej chwili wiele, by w kolejnych wyborach mieć przeciwko sobie duży obóz antypisowski, który będzie w stanie zdobywać poparcie wyborców środka, bo w kraju zapanuje atmosfera histerii.

To nie znosi jednak mojego poprzedniego argumentu – pana analizy mogą okazać się spóźnione, jeśli PiS zmieni system do tego stopnia, że nie będzie mógł przegrać.

W jaki sposób? Co się stanie? Jak pan to sobie technicznie wyobraża – że sfałszują wybory albo je odwołają? Nie bardzo widzę, jak by to miało wyglądać w praktyce.

Jeśli obecne działania PiS są niekorzystne z punktu widzenia interesów tej partii, jak pan wyjaśni, że takie błędy popełnia Jarosław Kaczyński, uznawany za jednego z najlepszych strategów na polskiej scenie politycznej?

Cały wywiad znajduje się TUTAJ

dr Jarosław Flis

socjolog, publicysta i komentator polityczny, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Łukasz Pawłowski

sekretarz redakcji „Kultury Liberalnej”.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka