„Prezydentowi Rosji nie chodzi wyłącznie o odbudowanie potęgi na obszarze byłego ZSRR. Cel strategiczny jest inny, głębszy – to podporządkowanie sobie całej Europy”, mówi historyk.
Michał Jędrzejek: Kim według pana jest Władimir Putin?
Andrzej Nowak: Odwołam się do pewnego cytatu. W 2006 r. prezydent Izraela Mosze Kacaw został oskarżony o molestowanie seksualnie i zgwałcenie dziesięciu kobiet. Władimir Putin, goszcząc wówczas premiera Izraela, skwitował całą sprawę w następujący sposób: „Proszę pozdrowić swojego prezydenta – okazał się mocnym chłopem. Zgwałcił dziesięć kobiet! Nigdy bym się tego nie spodziewał, wszystkich nas zadziwił. Zazdrościmy mu!”.
Obrzydliwe. Dlaczego opowiada mi pan tę historię?
To jeden z kluczy interpretacyjnych do postaci prezydenta Rosji. Władimir Putin dąży do tego, aby móc gwałcić – w różnych sferach życia. Chce robić to, na co mu przyjdzie ochota; chce być nadczłowiekiem. I co więcej, ma swój pierścień Gygesa, czyli mityczny pierścień dający pełną bezkarność jego właścicielowi. Pisze o nim Platon w „Państwie”. Pierścieniem Gygesa jest w tym przypadku jego siła. Ona pozwala Putinowi robić i mówić, co zechce. Nikt przecież nie zareaguje. To wielka przyjemność móc postępować w ten sposób.
Przyjemność?
Oczywiście. Putin jest człowiekiem, który wyraża najgorsze pragnienia, jakie tkwią w nas wszystkich. Można udawać, że jest się od wolnym od złych tendencji, ale to hipokryzja. Władimir Putin kusi swoich zagranicznych partnerów; chce, aby i oni ulegli wizji człowieka i stosunków międzynarodowych, w których o wszystkim rozstrzyga siła. W świecie Putina słaby nie ma nic do powiedzenia.
Czy Putin zawsze taki był? Cornelius Ochmann w wywiadzie dla „Kultury Liberalnej” podkreślał, że dawniej otaczał się różnymi ekspertami, śledził zachodnie media. Dopiero od jakiegoś czasu towarzyszą mu tylko wojskowi…
Opinia o przemianie Putina jest moim zdaniem iluzją liberalnych komentatorów, broniących swoich fałszywych diagnoz sprzed kilku lat. Diagnoz, w których wyrażali nadzieję na rychłą liberalizację Rosji.
Nie pamiętam wielu takich diagnoz.
Podam przykład. 1 września 2009 r. Radosław Sikorski na łamach „Wyborczej” opublikował artykuł, głoszący, iż Rosja jeszcze nigdy nie była tak demokratyczna i tak bliska ideałom praw człowieka jak dzisiaj. W tym samym czasie katowany w rosyjskich lochach Siergiej Magnitski, prawnik, który ujawnił nadużycia w administracji rosyjskiej, dożywał swoich ostatnich dni.
Artykuł Sikorskiego był próbą przezwyciężenia stereotypu Polski jako kraju antyrosyjskiego i ta strategia dzisiaj buduje naszą wiarygodność na arenie międzynarodowej. W dyplomacji nie powinno się wyłącznie zmierzać do konfrontacji.
Ze złem można iść albo na kompromis, albo na konfrontację. Nie mam wątpliwości, który z tych wyborów jest słuszny. Ludzie tacy jak Cornelius Ochmann czy dziennikarze „Wyborczej” uznawali jednak, że nie ma powodów do niepokoju. Oto siła pierścienia Gygesa, który wdział na swój palec Władimir Putin.
To moim zdaniem niesprawiedliwa ocena. Liberalni analitycy często dopominali się o przestrzeganie praw człowieka w Rosji, a polskie i zachodnioeuropejskie media wielokrotnie pisały o sprawie Chodorkowskiego, Politkowskiej czy o Pussy Riot.
Podczas szczytów UE–Rosja wycofano się jednak z podejmowania tematów praw człowieka i wolności mediów. A media? Oceńmy sprawiedliwie proporcje. Gdy Władimir Putin przyjechał do Polski we wrześniu 2009 r., na pierwszych stronach gazet były peany na cześć liberalnego przywódcy Rosji, a na ostatnich małe wzmianki o aresztowaniu profesora historii z Archangielska zajmującego się historią Gułagu. Nie wspominano, że armia rosyjska ćwiczy w tym momencie taktyczny atak nuklearny na Warszawę. Nikt nie napisał wówczas o Magnitskim. Owszem, były informacje o procesie Pussy Riot, ale podkreślano przede wszystkim winę Cerkwi, nie samego Putina. Jednocześnie prześcigano się w zachwytach dla polskiego Kościoła za porozumienie z Cerkwią, nadzorowaną wszak przez Kreml. Był to zresztą jedyny tytuł do obrony arcybiskupa Józefa Michalika w oczach liberalnej prasy.
Pana zdaniem porozumienie z Cerkwią było błędem?
Na płaszczyźnie metafizycznej – nie. Być może ów profetyczny gest pojednania międzywyznaniowego będzie miał ogromne znaczenie. Z punktu widzenia ziemskiego jest jednak w tym porozumieniu wiele elementów drastycznie złych.
Na przykład?
Choćby całkowite pominięcie kwestii Kościoła unickiego, czyli sprawy ukraińskiej – nie powinniśmy ponad Ukraińcami porozumiewać się z Patriarchatem Moskiewskim. Liberalne media wykorzystały Kościół do agendy politycznej Donalda Tuska.
Ale to nie liberalne media zaproponowały taką formę dialogu Kościoła katolickiego z Kościołem prawosławnym. Wróćmy jednak do Putina. Odrzuca pan tezę o znaczącej ewolucji jego rządów. Dlaczego?
Putin i rosyjskie elity to niezmiennie świat tajnych służb. Prof. Stephen White z Glasgow co roku bada biografie tysiąca najważniejszych osób w państwie rosyjskim, funkcjonariuszy najistotniejszych urzędów. Od wielu lat co najmniej 20 proc. z nich (a zdarzało się i 40 proc.!) wywodzi się z KGB i GRU oraz pochodnych służb. Nigdy ludzie ze służb specjalnych nie mieli takiego udziału we władzy w żadnym kraju – nawet w Związku Sowieckim czy w III Rzeszy. To jest bezprecedensowe zjawisko w historii ludzkości.
Jakie to ma znaczenie?
A jakie może mieć znaczenie, że u władzy są ludzie, którzy byli zawodowo szkoleni do oszukiwania i fizycznego eliminowania swoich przeciwników? Znamienna jest nagrana i przywoływana w wielu filmach dokumentalnych scena, gdy w czerwcu 2000 r. Putin udał się na Łubiankę i tam w towarzystwie kilkuset byłych oficerów KGB, a wówczas już funkcjonariuszy FSB, złożył meldunek: „Towarzysze oficerowie – zadanie wykonane. Przejęliśmy władzę”.
Jak obecność ludzi ze służb wpływa na działania Putina?
Cały wywiad na kulturaliberalna.pl
Inne tematy w dziale Polityka