„Próbuję pokazać polityków takimi, jakimi są, aby odrzeć ich z fascynacji, szacunku i podziwu, na który nie zasługują”, mówi publicysta i były redaktor naczelny gazety „Dziennik. Polska. Europa. Świat”.
Tomasz Sawczuk: Za trzy miesiące mamy wybory do Parlamentu Europejskiego, będzie pan głosować?
Robert Krasowski: Już od wielu lat nie głosuję. Nie jestem wrogiem demokracji, ale procedura głosowania jest na tyle śmieszna, że nie lubię brać w niej udziału. Traktuje demokrację jako możliwość odwołania wyjątkowo złej władzy. Jeśli pojawi się taka sytuacja, to z niej skorzystam. Natomiast udział w wyborach do Europejskiego Parlamentu wykracza poza moją wyobraźnię. To wydarzenie tak bardzo nieważne, że nie warto mu poświęcać uwagi.
Łukasz Pawłowski: Jak się przewiduje, w tych wyborach jedną trzecią miejsc mogą zająć już nie eurosceptycy, a po prostu jawni wrogowie Unii Europejskiej, dążący do jej rozmontowania. Wiemy, że niska frekwencja działa na korzyść takich ugrupowań, ponieważ ich elektoraty są wyjątkowo zdyscyplinowane. A pan twierdzi, że nic się nie zmieni, nawet jeżeli ci ludzie dostaną się do Parlamentu Europejskiego?
Zarówno Polacy, jak i inne narody, wysyłali do Strasburga już nie takich dziwaków. Unia Europejska będzie trwała, bo wielkie potęgi nie padają od ciosów komicznych postaci. Wspólnota przetrwała już przegrane referendum konstytucyjne we Francji i Irlandii, nie rozsadziły jej tarcia pomiędzy poszczególnymi państwami, a nawet kryzys finansowy. Obawa, że paru cudaków znad Wisły może zadać śmiertelny cios europejskiemu imperium, wydaje mi się zupełnie nieprawdopodobna.
ŁP: Nawet jeśli będą to przedstawiciele Ruchu Narodowego?
Polskich narodowców od ponad dekady trzyma pod swoim butem Jarosław Kaczyński i nie widzę powodów, czemu obecnie miałoby się to zmienić.
ŁP: Skoro do Parlamentu Europejskiego jedzie trzeci garnitur polityków, którzy i tak nie mają żadnej mocy sprawczej, to gdzie zapadają naprawdę ważne decyzje? Na poziomie państw narodowych?
Przede wszystkim ważne decyzje zapadają rzadko. Niesłychanie rzadko. Badanie historii politycznej uświadamia, że meandry bieżącej polityki w ogóle nie są istotne. Polityka nie jest filmem akcji, w którym każda minuta przynosi ważne zdarzenie. Politykę obserwować trzeba nie z perspektywy dnia, lecz całych dekad. Wtedy widać, że politycznym wydarzeniem było powstanie Unii Europejskiej oraz decyzja o poszerzeniu jej granic. Politycznym wydarzeniem było inteligentne uformowanie Unii, które pozwala jej osiągać dwa wielkie cele – blokować wybuch wojny oraz usuwać granice na drodze pracy i kapitału. Reszta to zgiełk bieżącego życia.
TS: Czym w takim razie jest to, co na co dzień obserwujemy w mediach: wystąpienia, konferencje, wybory? Czym zajmują się kanały informacyjne i media opiniotwórcze? Czy pan je w ogóle śledzi?
Nie, nie śledzę od lat. Zbyt długo pracowałem w mediach i wiem, jak się zaspokaja potrzeby odbiorców. Każdego dnia trzeba opisać siedem, dziesięć wydarzeń. Jeżeli nic się nie dzieje, media muszą nudzie dodać koloru. Podretuszować rzeczywistość, wyolbrzymić błahy konflikt, znaleźć autora wyrazistej prognozy. Sam uczestniczyłem w budowaniu nieistniejącej podaży dla istniejącego popytu, więc choćby z tego powodu jestem wobec mediów silnie sceptyczny. Poza tym, jako osoba, która od paru lat próbuje zrozumieć polską politykę uświadamiam sobie, że to wszystko, czym żyłem na co dzień nie miało w ogóle sensu. Kiedy przeglądam stare gazety, widzę, że wszystko, co publikowano na czołówkach było doskonale nieważne.
ŁP: Ale to pan tę prasę tworzył! Przez kilka lat był pan korespondentem sejmowym, chodził po korytarzach na Wiejskiej, rozmawiał z najważniejszymi politykami w kluczowych dla polskiej sceny politycznej momentach. Potem był pan redaktorem naczelnym drugiej największej gazety opiniotwórczej w kraju. Chce nam pan powiedzieć, że niczego się pan ani od polityków, ani z mediów nie dowiedział? Że równie dobrze mógł pan siedzieć w bibliotece tyłem do okna i czytać książki o polskiej polityce?
Biblioteka politykę nadmiernie uwzniośla, tymczasem ona jest bliższa plebejskich wyobrażeń. Poznawszy osobiście polityków poznałem ich perspektywę widzenia oraz mechanizmy, które nimi kierują. Przekonałem się, że prawda jest bliska ludowej legendzie. Polityka to grupa panów, którzy się biją o swoją pozycję i nic więcej. Ale biją się nie dlatego, że są tacy chciwi, brutalni i cyniczni, ale ponieważ tak właśnie wygląda polityka. Niemal zawsze i niemal wszędzie. Zacząłem pracę jako reporter polityczny w 1991 r. Poza premierami, do których dostęp był zawsze trudniejszy, miałem w zasięgu ręki wszystkie ważne osoby. I szybko się zorientowałem, że ci ludzie wiedzą nie więcej niż ja: żyją plotkami, spekulacjami, budują szachowe roszady, z których nic nie wychodzi. Następnego dnia, kiedy otwierają gazetę, są tak samo zdziwieni, jak ja.
Obserwowałem ich dalej, badałem ich realny horyzont myślenia i zawsze sprowadzał się on do walki o pozycję w grupie. Politycy niczym innym się nie zajmują. Nie widzą świata, nie myślą o nim, nie próbują go poznać. Żyją pod kloszem, ich światem jest partia, nie mają kontaktu z rzeczywistością, zresztą spożywają zbyt dużo alkoholu, co stępia ich zmysły. Nawet najbardziej inteligentne osoby wchodząc do polityki, stają się intelektualnymi warzywami. Powtarzają jedynie to, czego dowiedzieli się wcześniej. Na myślenie nie mają czasu, zresztą myślenie jedynie przeszkadza w przetrwaniu. Bardzo się zatem mylimy traktując polityków jak ludzi, którzy a) chcą rzeczywistość ogarnąć umysłem, b) potrafią ją ogarnąć, c) są zdolni znaleźć narzędzia do zapanowania nad rzeczywistością. Ten obraz jest mitem. I żeby było jasne – ja tu nie buduję teorii, ja opowiadam to, co widziałem. To, czego jestem pewien.
TS: Władza nie daje żadnej mocy sprawczej?
CZYTAJ CAŁY WYWIAD TUTAJ
Robert Krasowski, publicysta i wydawca. Założyciel i były redaktor naczelny gazety „Dziennik Polska. Europa. Świat”. Obecnie współwłaściciel Wydawnictwa Czerwone i Czarne. Pracuje nad książkową historią III RP. Autor wywiadów rzek z politykami: Leszkiem Millerem, Janem Rokitą i Ludwikiem Dornem.
Inne tematy w dziale Polityka