Kultura Liberalna Kultura Liberalna
309
BLOG

Stajemy się państwem karykaturalnym

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 1

„Chcemy być strażnikami wartości liberalno-demokratycznych, zastanawiamy się, czy jechać na olimpiadę w Soczi, a jednocześnie bierzemy pieniądze za torturowanie ludzi. Putinowcy tarzają się ze śmiechu po dywanie”, mówi Józef Pinior, były opozycjonista, a dziś senator RP.

Łukasz Pawłowski: Skąd wiemy, że Amerykanie byli w Starych Kiejkutach?

Józef Pinior: Według informacji, które zebrałem, a badam tę sprawę od listopada 2005 r., instytucje państwa polskiego posiadają m.in. projekt umowy pomiędzy rządem Leszka Millera a CIA dotyczący funkcjonowania ośrodka w Starych Kiejkutach. W dokumencie określa się osoby przetrzymywane w ośrodku jako detainees, czyli „zatrzymani”, co sugeruje, że władze polskie zdawały sobie sprawę z tego, że są to ludzie bezprawnie pozbawieni wolności. Na polskim terytorium człowieka można zatrzymać, jeśli ma status podejrzanego, przedstawi się mu zarzuty albo nada status jeńca wojennego. W innym przypadku mamy do czynienia z naruszeniem zasady nietykalności osobistej będącej podstawą rządów prawa. Co więcej, w projekcie porozumienia jest jeszcze fragment, który opisuje procedurę działania na wypadek śmierci przetrzymywanych. To kolejny pośredni dowód na to, że władze polskie wiedziały, co tam będzie się działo.

ŁP: Czy ten projekt umowy to wszystko, czym dysponujemy?

Bynajmniej. Są także innego rodzaju dokumenty pokazujące, że władze polskie zdawały sobie sprawę z tego, co się dzieje w Starych Kiejkutach. Na przykład rachunek dla przedsiębiorcy z Pruszkowa za wykonanie klatki wielkości człowieka. Wytyczne do jej wykonania były bardzo szczegółowe – określono tam dokładnie grubość krat oraz zaznaczono, że ma być do niej dołączona przenośna toaleta. Po co wywiadowi taka klatka? Czy w Starych Kiejkutach przetrzymywano dzikie zwierzęta, które nauczono korzystać z toalety?

ŁP: Jeśli cała operacja była ściśle tajna, dlaczego zachowano takie dokumenty?

Stara dobra metoda służb polega na tym, że na wszystko trzeba mieć podkładkę. Funkcjonariusz wykonuje jakieś zadanie, ma świadomość, że nie jest ono do końca legalne i chce pozostawić ślad zaznaczający, że on jedynie wykonywał rozkazy. To rodzaj ubezpieczenia na wypadek, gdyby kolejna władza chciała pociągnąć go do odpowiedzialności karnej. Istnieje wiele tego rodzaju notatek wykonanych przez funkcjonariuszy ze Starych Kiejkut, a treści niektórych są po prostu surrealistyczne. Z jednej z nich dowiadujemy się np., że okoliczna ludność pracująca w ośrodku znajdowała za ogrodzeniem willi zajmowanej przez CIA… kiełbasę, ewidentnie wyrzucaną właśnie z tego budynku. Ludzie zaczęli podejrzewać, że willę zajmują muzułmanie, którzy wieprzowiny nie jedzą.

ŁP: Amerykanie pozwolili przetrzymywanym w tak idiotyczny sposób zdradzić swoją obecność?

Jeszcze gorzej. Okazuje się, że to nie zatrzymani wyrzucali ową kiełbasę, ale amerykańska obsługa tego ośrodka. Nie wiemy dlaczego, może im nie smakowała. W każdym razie polscy oficerowie zaniepokojeni pojawiającymi się plotkami wystosowali do oficerów amerykańskich notatkę z prośbą, by kiełbasę wyrzucali do śmieci, nie za okno, bo w ten sposób budzą podejrzenia osób postronnych.

Michał Jędrzejek: Czy pan widział dokumenty, o których mówimy?

Mam o nich informacje. W związku z tym, że to śledztwo jest tajne, nie mogę ujawniać ich źródła.

MJ: Ale jest pan przekonany co do ich prawdziwości?

Przecież powołuję się na nie publicznie od wielu lat. Gdyby się okazało, że są nieprawdziwe, cała moja przyszłość polityczna stanęłaby pod znakiem zapytania. Mogę powiedzieć tylko tyle, że uzyskałem te wiadomości od osób najwyższego zaufania.

MJ: Osoby, których nazwiska pojawiają się w kontekście tej sprawy, przyjmują kilka strategii jej wyjaśnienia. Aleksander Kwaśniewski twierdzi np., że o istnieniu więzień wiedział, ale nie miał świadomości, co się w nich dzieje. Czy pana ta deklaracja przekonuje?

Aleksander Kwaśniewski wypowiada się jak szef rezerwatu, a nie prezydent państwa, były przewodniczący komisji konstytucyjnej. Niewyobrażalna jest sytuacja, w której Amerykanie tworzą taką bazę, a polskie władze o tym nie wiedzą. Baz wojskowych czy wywiadowczych nie otwiera się jak sklepików na rogu ulicy, ot tak, ale na podstawie jakiegoś porozumienia, które zwykle musi być aprobowane przez parlament. Jeżeli taka baza istniała, powinna być odpowiednia umowa. Jeśli nie na poziomie rządowym, to na poziomie wywiadów, a wówczas powinna być znana sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych.

ŁP: Pan powiedział, że taka umowa jest…

To projekt umowy, który przez Amerykanów nie został podpisany.

ŁP: Ale przecież Aleksander Kwaśniewski jako prezydent najprawdopodobniej nie wiedział także, co się dzieje np. na terenie ambasady amerykańskiej czy rosyjskiej i nikt mu z tego tytułu zarzutów nie czyni.

To jest niezupełnie dobre porównanie, bo eksterytorialność ambasady opiera się na zupełnie innych przepisach niż działanie bazy wojskowej. Tym niemniej, także eksterytorialność ambasady nie pozwala na łamanie prawa międzynarodowego, np. torturowania tam ludzi. Popatrzmy na ostatnie wydarzenia wokół hinduskiej dyplomatki w ONZ, której w USA grozi proces karny za łamanie amerykańskich przepisów w stosunku do swojej służącej. Jeżeli polscy politycy podpisali umowę, która gwałci zasady konstytucyjne, to automatycznie powinni stanąć przed Trybunałem Stanu.

To, co powiedziałem przed chwilą, nie oznacza, że to akurat Aleksander Kwaśniewski musiał o wszystkim wiedzieć. Równie dobrze ta sprawa mogła być prowadzona pod nadzorem premiera i bezpośrednio mu podporządkowanej Agencji Wywiadu. Absurdalne jest jednak twierdzenie, że wywiad z niczego nie zdawał sobie sprawy i nie poinformował jakichś władz. Jeżeli polski wywiad nie wiedział, że CIA wwozi na terytorium Polski ośmiu zatrzymanych i dokonuje na nich tortur, to by oznaczało, że ta instytucja nie funkcjonowała w podstawowym wymiarze.

ŁP: Leszek Miller trochę inaczej tłumaczy tę sprawę. Najpierw negował istnienie ośrodka. Teraz ta narracja się zmienia, a premier podkreśla, że nawet jeśli taki ośrodek istniał, wynikało to z konieczności zapewnienia bezpieczeństwa Polakom oraz obowiązków sojuszniczych związanych z członkostwem w NATO.

Ta operacja nie miała nic wspólnego z NATO. To były działania CIA, które agencja podejmowała na własną rękę. Poza tym zobowiązania sojusznicze nie mogą łamać naszej konstytucji. W przeciwnym razie Polska nie jest państwem demokratycznym, ale autorytarnym, w którym prawo dostosowuje się do bieżących potrzeb.

MJ: A argument mówiący o konieczności walki z terroryzmem w imię bezpieczeństwa?

Dalsza część wywiadu oraz więcej tekstów na temat polskiej współpracy z CIA TUTAJ

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka