Kultura Liberalna Kultura Liberalna
251
BLOG

Kennedy – „ładna buzia” czy mąż stanu? 50 lat po zabójstwie JFK

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

22 listopada mija 50 lat od zabójstwa Johna F. Kennedy’ego. Chociaż funkcję głowy państwa pełnił jedynie przez 1036 dni, w plebiscytach na najwybitniejszych prezydentów w historii Amerykanie konsekwentnie przyznają mu jedno z pięciu najwyższych miejsc. Historycy, dziennikarze i politolodzy są znacznie bardziej sceptyczni, umieszczając go zwykle w połowie drugiej dziesiątki. Skąd ta rozbieżność i kto ma rację?

Pozytywne oceny 35. prezydenta tłumaczy się niekiedy zbiorowym poczuciem winy za jego tragiczną śmierć. Brutalne zabójstwo dokonane na oczach całego narodu zdaniem większości Amerykanów do tej pory nie zostało wyjaśnione. Według najnowszych sondaży wciąż blisko 60 procent respondentów uważa, że 24-letni Lee Harvey Oswald – oficjalnie uznany za jedynego organizatora i sprawcę zamachu – miał współpracowników. Wątpliwości podziela także znaczna część politycznej elity. Nawet John Kerry, obecny sekretarz stanu, wyraził niedawno „poważne wątpliwości”, jakoby Oswald działał zupełnie sam.

Takim opiniom trudno się dziwić, ponieważ niewyjaśnionych okoliczności zamachu nie brakuje. Czy niezawodowy snajper był w stanie oddać trzy strzały w ciągu zaledwie 6 sekund z prymitywnej, wymagającej przeładowywania strzelby, trafiając przy tym ruchomy cel z odległości kilkudziesięciu metrów? Dlaczego nie strzelał do prezydenta wcześniej, kiedy jego samochód znajdował się dokładnie naprzeciwko okna, z którego rzekomo dokonano zamachu? Dlaczego dziesiątki świadków utrzymywało, że strzałów padło więcej i to z kilku różnych miejsc? Dlaczego głowa prezydenta po trafieniu kulą przechyliła się do tyłu, co wyraźnie widać na amatorskim nagraniu i co sugeruje, że strzał padł z przodu, nie zza pleców, gdzie znajdował się Oswald? Jak to się stało, że zaledwie dwa dni po zabójstwie prezydenta Oswald został w świetle kamer zastrzelony przez „przypadkowego sprawcę”, Jacka Ruby’ego, i dlaczego nie zachowały się dokumenty z przesłuchań zamachowca?

Tego rodzaju pytania przez ostatnie pół wieku prowadziły do powstania niezliczonych teorii wyjaśniających przyczyny zabójstwa Kennedy’ego. Ich autorzy winą obarczają rozmaitych wrogów głowy państwa – od zawiedzionych brakiem pomocy w walce z Fidelem Castro Kubańczyków, przez podejrzliwie traktowane przez Biały Dom tajne służby, po radzieckich komunistów podrażnionych rywalizacją na arenie światowej.

Niezależnie jednak od rzeczywistej sekwencji wydarzeń prowadzących do zamachu, prezydenturę Kennedy’ego można i należy oceniać, nie bacząc na jej tragiczny koniec – kłopot w tym, że i w tej ocenie historycy nie mogą dojść do porozumienia.

Dranie i sukinsyny

Tymi słowami określał JFK w prywatnych rozmowach szefów CIA i najwyższych dowódców wojskowych po zakończonej całkowitą klęską inwazji w Zatoce Świń w kwietniu 1961 roku. W operacji mającej obalić nowego przywódcę Kuby, Fidela Castro, wzięło udział ponad 1,5 tysiąca Kubańczyków przeszkolonych na terenie Stanów Zjednoczonych i wyposażonych w sprzęt przez amerykańską armię. Kennedy nie zgodził się na bezpośredni udział w operacji sił amerykańskich, obawiając się reakcji Rosjan, a zwłaszcza zajęcia przez nich Berlina Zachodniego. Ewentualną utratę niemieckiej stolicy uważał za katastrofalną porażkę wizerunkową i polityczną, naruszającą kruchą równowagę sił w Europie.

Dlaczego więc na akcję w ogóle się zdecydowano? Tajne służby i wojsko przekonywały Biały Dom, że przerzucenie na Kubę nawet nielicznej grupy rebeliantów szybko doprowadzi do wybuchu ogólnonarodowego powstania i obalenia Castro. W rzeczywistości liczyli, że w razie kłopotów prezydent – chcąc uniknąć kompromitacji – zdecyduje się na wysłanie wsparcia militarnego. Kennedy nie ugiął się jednak pod presją wojskowych i cała akcja zakończyła się szybkim pojmaniem bojowników. Zaledwie trzy miesiące po objęciu urzędu prezydent musiał przed kamerami wziąć pełną odpowiedzialność za pierwszą kompromitację swojego gabinetu.

Nie oznacza to bynajmniej, że porażka nie wywołała żadnej reakcji. Pracę stracili m.in. szef CIA Allen Dulles oraz jego zastępca Charles Cabell. Nawiasem mówiąc, ten pierwszy został później członkiem tzw. komisji Warrena badającej okoliczności śmierci Kennedy’ego; brat tego drugiego był z kolei burmistrzem Dallas, kiedy Kennedy został zastrzelony w tym mieście. Oba te fakty dodatkowo rozpalały wyobraźnię osób doszukujących się za śmiercią prezydenta potężnego spisku tajnych służb.

Poza koniecznością zmian personalnych prezydent wyciągnął z klęski w Zatoce Świń jeszcze jeden wniosek – nie ufać ekspertom wojskowym, a przynajmniej odnosić się do ich rad z dużym dystansem. Jak powiedział później historykowi i autorowi swoich przemówień Arthurowi Schlesingerowi, popełnił błąd, sądząc, że „agenci wywiadu oraz wojskowi dysponują jakimiś wyjątkowymi zdolnościami, niedostępnymi zwykłym ludziom”. Publicznie zaś przyznał, że pierwsza rada, jakiej udzieliłby swojemu następcy, brzmiałaby następująco: nie ufaj CIA.

Lepszy czerwony niż martwy

Mimo roszad kadrowych do kolejnego poważnego starcia prezydenta z dowództwem sił zbrojnych doszło już kilkanaście miesięcy później, podczas tzw. kryzysu kubańskiego w październiku 1962 roku...

Czytaj cały artykuł TUTAJ

 

* Łukasz Pawłowski, z wykształcenia psycholog i socjolog, sekretarz redakcji „Kultury Liberalnej”. Pisze o amerykańskim i polskim życiu politycznym.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura