Niepublikowana dotąd rozmowa z Andrzeja Rapaczyńskiego z Tadeuszem Mazowieckim przeprowadzona w roku 1999, dekadę po objęciu przez niego urzędu premiera.
Andrzej Rapaczyński: Adam Michnik napisał ostatnio, że porozumienie polityczne Okrągłego Stołu było początkowo rozumiane jako podzielenie się przez Solidarność swoją własną legitymizacją z komunistycznymi władzami. Tę legitymizację zgodzono się dać komunistom w zamian za legalizację „Solidarności” jako ruchu społecznego i związku. Pan też tak chyba uważał, skoro odmówił pan kandydowania do Sejmu i zareagował sceptycznie na propozycję rządu z solidarnościowym premierem. Napisał pan nawet artykuł, że propozycja premiera z opozycji jest nierealna. Potem się okazało, że ten układ polityczny był o wiele ważniejszy niż zalegalizowanie związku. Kiedy pan zmienił zdanie i dlaczego?
Tadeusz Mazowiecki: Po wprowadzeniu stanu wojennego, przez lata władze polskie, z gen. Jaruzelskim na czele, mówiły, że chcą się porozumieć ze „społeczeństwem”, ale że przywrócenie „Solidarności” nie wchodzi w grę. Dla mnie przywrócenie „Solidarności” było elementem cenniejszym, ponieważ uważałem, że strefa wolności uzyskanej od rządu – którego konstrukcja i władza opierały się na założeniach totalitarnych, to znaczy utożsamiania państwa z partią – będzie tylko wtedy rzeczywista, jeżeli będzie chroniona nie przez drobne grupki, które mogą dla siebie wywalczyć jakąś możliwość oddziaływania, ale przez potężny ruch społeczny. Dlatego dla mnie wszystkie porozumienia bez przywrócenia „Solidarności” były nieakceptowalne.
Dopiero kiedy przekonałem się, że władze w sposób poważny zaczynają mówić o szansach na przywrócenie „Solidarności”, uznałem, że rozmowy Okrągłego Stołu są czymś pożądanym. Ale do końca nie byłem pewien, czy władze w czymś nas tutaj nie „wykolegują”. Wejście w struktury polityczne było pewnym ryzykiem. Ryzkiem, że nas ten proces wessie. Pamiętałem dobrze sytuację po październiku ‘56, kiedy były drobne zmiany, które potem stopniowo cofano. Otóż tego procesu ssania i cofania bardzo się obawiałem i dlatego uważałem, że nasza nowa strefa wolności i ta strefa, że tak powiem, “ich”, będą jakiś czas musiały ze sobą współżyć. Chodziło o to, żeby to współżycie nie było wstrząsane takimi konfliktami jak w 1981 roku, żeby się jakoś lepiej ułożyło. Ale sądziłem, że to będą jeszcze przez pewien czas dwie strefy. Porozumienie Okrągłego Stołu zmieniało oczywiście sytuację w kraju, ale wszystko mogło się jeszcze zdarzyć. Wybory czerwcowe były tu pewnym przekroczeniem, ale obawiałem się ażeby to przekroczenie i to zwycięstwo wyborcze nie pozwoliło nam za łatwo uznać, że oto już zwyciężyliśmy byśmy nie dali się wessać.
Był pan przedtem posłem z ramienia „Znaku”. Czy to doświadczenie miało jakieś znaczenie w pańskim rozumowaniu?
Miało, miało. Oprócz tego uważałem, iż lista wyborcza opozycji powinna być szerzej skomponowana, a nie tylko “drużyna Wałęsy.” I uważałem też, że ktoś musi zostać w „Solidarności” jako ruchu społecznym, a więc nie spieszyło mi się do polityki. Dlaczego zmieniłem zdanie? Widziałem, że jednak ku temu idziemy zdecydowanie i że „Solidarność” do rządu wejdzie i…
…przejmie władzę?
…i w jakimś istotnym zakresie przejmie władzę.
Kiedy pan się zorientował, że to jest koniec komunizmu, a nie jakieś układy, współpraca, rywalizacja, cywilizowanie reżimu i długi okres przejściowy? Kiedy pan zobaczył, że tu właściwie się wszystko wali?
Pan stawia pytania w kategoriach ahistorycznych, z pozycji pańskiej dzisiejszej wiedzy. Tu wchodziły w grę dwie różne rzeczy. Czym innym było zorientowanie się, że oto my w Polsce bierzemy odpowiedzialność za władzę, za to państwo, i że to musi być państwo inne. A czym innym było zorientowanie się, że Związek Radziecki się wali. I jak się zawali państwo, które dysponuje bronią atomową? Muszę powiedzieć, że ten element zawalenia się Związku Radzieckiego był dla mnie problemem: czy coś się z tym nie stanie takiego – jakieś wstrząsy – co miało by później bardzo istotne konsekwencje. Dlatego uważam, że ci wszyscy, którzy mówią, że oni przewidzieli wszystko, co się stanie, mówią z dzisiejszej pozycji i dzisiejszej wiedzy.
Stefan Bratkowski określił mnie jako sapera rozminowującego. Ja oczywiście nie tylko byłem saperem, choć to zadanie saperskie było najważniejsze, ale byłem również budującym na tym rozminowanym terenie i to budującym, który może nie tylko załatać sytuacje na dzisiaj, ale musi równocześnie zmieniać zasadniczo ustrój polityczny i gospodarczy. Każde wyliczenie i analiza wskazywały wówczas, że półśrodki nic nie pomogą i że ten ustrój musi być gruntownie zreformowany.
Czy w związku z tym, że ten kolos rosyjski mógł się zawalić na najróżniejsze sposoby – albo się nie zawalić – widział pan jakąś specjalną rolę dla siebie, dla Polski, w spowodowaniu tego, co się czasem nazywa „miękkim lądowaniem”? Czy w pańskich działaniach w pierwszym okresie pańskiego rządu obawiał się pan negatywnej reakcji rosyjskiej? Jak wyglądały pańskie kontakty z Rosjanami? Czy porozumiewał się pan z nimi w sprawie pewnych potencjalnie kontrowersyjnych kroków, takich np. jak restrukturyzacja policji czy Plan Balcerowicza? Przez kogo przechodziły takie kontakty? Czy komuniści odgrywali tu jakąś rolę?
Nie. Jeśli chodzi o konkretne posunięcia, to myśmy uświadamiali Rosjanom od początku, że chcemy być krajem przyjaznym, ale że decyzje będą podejmowane przez nas suwerennie. Takie bardzo jasne przesłanie przekazałem już dwa dni po powołaniu mnie na premiera. Zjawił się u mnie wtedy wysłannik radzieckiego Biura Politycznego – podobno przypadkowo znajdujący się w Polsce – późniejszy przeciwnik reform Gorbaczowa, pan Kruczkow. W tej rozmowie bardzo jasno przekazałem mu, że chcemy być krajem przyjaznym i że nie muszą tu mieć swojego gwaranta tej przyjaźni, że także rząd ze swoim niezależnym, „solidarnościowym” premierem będzie prowadził politykę przyjazną, ale decyzje będą zapadały tu, w Warszawie. Potem to przesłanie pogłębiłem w czasie wizyty w Moskwie, przy czym dodałbym, że zerwałem z tym rytuałem jeżdżenia natychmiast do Moskwy. Jak pan wie, moją pierwszą wizytę złożyłem w Rzymie.
Wrócimy za chwilkę do pańskiej wizyty w Moskwie. Ale może najpierw opowie pan trochę o pierwszych dniach pańskiego urzędowania?
Czytaj cały wywiad TUTAJ