Bez dyskusji ponad podziałami i wspólnego przepracowania polskiej historii będziemy skazani na pustą formę albo na przemoc. 11 listopada powinien przypominać nam o potrzebie narodowej dyskusji o naszym dziedzictwie.
W czasach, gdy przez miasto co roku w Dzień Niepodległości przetaczają się pochody, lecą kamienie i race, w manifestacjach nie uczestniczy się przez wzgląd na swoje bezpieczeństwo. Jak w takim razie okazywać swój patriotyzm i wspólnie go przeżywać? Kiedy zastanawiałem się nad polskimi obchodami 11 listopada i moją miłością do ojczyzny, przyszła mi na myśl pewna historia, na którą natrafiłem ostatnimi czasy w niemieckim miesięczniku „Cicero”. Zajmuje się on w listopadzie tematem wygaśnięcia za trzy lata praw autorskich „Mein Kampf“ . Dzisiaj prawa do tekstu ma rząd Bawarii, a zatem wszelkie ewentualne wydania dzieła Adolfa Hitlera są pod jego kontrolą. Problem pojawi się 1 stycznia 2016 roku, kiedy biblię nazizmu będzie mógł opublikować każdy.
Jednak autorzy „Cicero” zgodni są co do tego, że udostępnienie „Mein Kampf“ jest konieczne. Problemem nie jest fakt, że książkowy manifest Hitlera będzie można niedługo kupić w księgarniach, tylko że do tej pory nie było to możliwe. To, co jest kulturowym tabu, może bowiem wydać się pewnym grupom zakazaną prawdą.[1] Rozliczanie się z winą za drugą wojnę światową wymaga od Niemców uznania „Mein Kampf“ i nazimu za przeszłość ich kultury, bez zbędnego jej wypierania. Za zachodnią granicą wiadomo, że trupy, które schowamy do szafy, prędzej czy później zaczną nas straszyć.
Wydarzenia, których świadkami możemy być 11 listopada już prawie rokrocznie, dowodzą tego, że Polska ze swoimi demonami rozliczona nie jest. Naród, który mimo swoich zasług i autorytetów, wypiera do podświadomości pewne winy, skazany jest na popadnięcie w jedną z dwóch skrajności: albo wpada w populizm i pustą formę (jak pochód prezydenta), albo pada ofiarą nacjonalizmu i nienawiści (na przykład manifestacja organizacji narodowych).
Patriotyzm, na który nas stać, to wspólne przetrawienie naszej historii. Wydarzenia z 11 listopada najlepiej dowodzą, że w tym momencie nie jesteśmy tym w najmniejszym stopniu zainteresowani. Wolimy skupić się na ulicznych walkach i zamykaniu się w swoich wizjach polskiej historii i kultury. Skoro widać, że nieporozumienia w praktyce mogą już być rozwiązywane tylko przez konfrontacje siłowe, a nie słowne, powinniśmy zacząć od nowa. Brakuje nam rzetelnej debaty historycznej i kulturowej, bez niej nie pogodzimy różnych wizji naszej historii, będziemy skazani na polaryzację zmierzającą jedynie do konfrontacji. Nie ułatwią nam rozwiązać tych problemów marsze w imię „patriotycznego ekumenizmu“, radykalnej dumy popadającej w nacjonalizm lub buntu wobec faszyzmu.
Jako młoda osoba mam poczucie, że nie mogę znaleźć języka, który pozwalałby mi mówić o mojej ojczyźnie z dumą, ale samokrytycznie. Grupy, które podejmują się omawiania historii Polski, żyją we wzajemnym antagonizmie. Czy nie jesteśmy w stanie porozmawiać wspólnie o naszych dziejach? Może dopiero mojemu pokoleniu albo następnemu uda nam się zacząć rozmawiać z założeniem pewnych podstaw, ale pozostać przy swoich zdaniach w pewnych kwestiach. Zamiast narzekać na zamknięcie polskich nacjonalistów, może warto na przykład przedyskutować w szkołach „Myśli nowoczesnego Polaka” R. Dmowskiego. Osobiście uważam, że zdecydowanie za późno miałem możliwość zetknięcia się z tą lekturą. Nauczanie historii w polskich szkołach jak na razie nie daje młodym ludziom szansy wypracowania sposobu mówienia o wartościach takich jak naród, ojczyzna, patriotyzm. Chyba w pierwszej kolejności to właśnie od edukacji szkolnej należałoby zacząć, gdy myślimy o przepracowywaniu polskiej historii.
Zamiast kroczenia po mieście z flagami, transparentami i racami, musimy nauczyć się dumy bez szowinizmu oraz samokrytyki bez masochizmu. Może po dogłębnej dyskusji uda nam się wyjść z błędnego koła zawieszenia pomiędzy dwoma nihilizmami- populizmem i radykalnym nacjonalizmem. Potrzebny jest język, który zmieści w sobie i winę i dumę. Mam nadzieję, że moje pokolenie przełamie swoje obciążenia i spróbuje zbudować platformę dyskusji, na której będą mogli rozmawiać zarówno nacjonaliści jak i liberałowie, czy lewicowcy. Tak jak niektórzy Niemcy z odwagą potrafią zrozumieć konieczność udostępnienia „Mein Kampf“, mimo ciągłego naporu neonazistowskich środowisk, my zrozummy potrzebę omówienia publicznie polskich tabu. Narastająca 11.11 agresja powinna nas mobilizować do działań.
[1] P. Blom, „Copyright auf ein Tabu“, [w:] Cicero, listopad 2012.
* Jakub Stańczyk, student III roku Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim, członek redakcji Kultury Liberalnej.
** Tekst ukazał się w dziale "Temat tygodnia", w„Kultura Liberalna” nr 201 (46/2012) z 13 listopada 2012 r.
Inne tematy w dziale Polityka