LINK
Z mieszanymi uczuciami czytałem powyższy tekst Interii/Economist.
Prezydent Salwadoru Nayib Bukele wydał wojnę gangom terroryzującym obywateli. Ale jego metody są krytykowane przez obrońców praw człowieka, bo często nie ma pewności, czy aresztowany faktycznie jest gangsterem. Śledczym wystarczy niewiele do aresztowania: gangsterski tatuaż, ubiór lub anonimowe informacje. W efekcie prezydent Salwadoru cieszy się około 90-proc. poparciem. I wykorzystuje to poparcie, by ograniczać demokrację w kraju - nieprzychylnych dziennikarzy zamierza wsadzać do więzienia, a niewygodnych sędziów już dawno usunął. W efekcie tworzy w Salwadorze dyktaturę.
Pojawiają się dwa problemy.
Czy można zło niszczyć złem? Skoro można się spodziewać, że część aresztowanych i przetrzymywanych to niewinni (niektórych w końcu zwolniono), nie przeprowadzono rzetelnych śledztw, przesłuchań, przetrzymywano ludzi bez wyroku, a skazywano na podstawie wątłych przesłanek to trudno to określić jako poszanowanie praw obywateli. Z drugiej strony obywatele przyznają, że facet jest skuteczny. Wskaźnik zabójstw spadł z 51 na 100 tys. mieszkańców przed objęciem przez Bukele prezydentury w czerwcu 2019 r. do 18 w 2021 r.
Drugie to niestety naturalne następstwo: Władza absolutna demoralizuje absolutnie. Bukele eliminuje niezależnych sędziów i niezależne media i tak manipuluje kodeksem wyborczym by zapewnić sobie i swojej partii dożywotnią władzę.
Co nie całkiem dziwi zapewne będzie miał naśladowców w obszarze Ameryki Łacińskiej. Władze Hondurasu, Gwatemali, Ekwadoru (a nawet RPA) mocno obserwują efekty rządów Bukele i przymierzają się do podobnych kroków.
Jak to ma się do Polski? Ma się nijak. Salwador miał jeden z najwyższych wskaźników morderstw na świecie i był uznawany za jeden z najniebezpieczniejszych krajów. Skąd taka chęć do dyktatorskich rządów u obecnej władzy – tego nie wiem i nie wiem dlaczego Polacy te zapędy tolerują. Oby tolerowali tylko do wyborów. Jak wiadomo – uczciwe i równe te wybory już nie będą.
Na koniec luźne skojarzenie z powyższym tekstem. Stary film Harolda Lloyda z 1934 roku. Niestety nie znalazłem w internecie wersji polskiej, ale polecam…
Cytując z Filmweb: Młody i naiwny Ezekiel Cobb (Harold Lloyd), który był wychowany przez misjonarzy w Chinach przyjeżdża do Ameryki w celu znalezienia sobie żony. Na miejscu zostaje zwerbowany przez lokalnych, skorumpowanych polityków i skłoniony do startowania w wyborach na burmistrza. Mają oni nadzieję, że stanie się on ich figurantem, dzięki czemu będą mogli załatwiać własne interesy. Ten jednak niespodziewanie wygrywa i traktując swe obowiązki poważnie wytacza wojnę korupcji w mieście. Powoduje to konflikt z politykami, który Cobb postanawia rozwiązać w dosyć oryginalny sposób...
Inne tematy w dziale Polityka