Oto najdłuższy wyjazd w tym roku - Ukraina w ciągu ośmiu dni. Pierwszym dniem był piątek, bo wtedy wyruszyłem do Jarosławia. W drugim dniu zaczęła się przygoda:). Wpierw udaliśmy się do Lwowa, żeby tam coś zjeść i ogólnie zobaczyć czy się coś zmieniło:)
W sumie nic się nie zmieniło, ale okazało się, że 24 sierpnia jest świętem niepodległości na Ukrainie. Za naszą niepodległość walczyli żołnierze w 1939 roku. Ginęli też w okolicach Lwowa. W pewnym sensie tak rozpoczęliśmy obchody 80 rocznicy rozpoczęcia II WŚ.
Po dłuższej podróży dotarliśmy do Złoczowa, a tam też odbywały się uroczystości. Grała orkiestra, solista śpiewał. Ładnie, tak trochę kozacko z wyglądu:).
W niedziele udaliśmy się w kilka ważnych miejsc.
Pierwszym były Podhorce, czyli miejsce, którego właścicielem był m. in. ród Sobieskich. Zdjęć zapomniałem zrobić:)
Drugim miejscem był cmentarz w Brodach. Jest tam kwatera, na której pochowani są polscy żołnierze walczący w latach 1914 -1920.
Ostatnim miejscem była Huta Pieniacka. Przy pomniku odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia.
Odwiedziliśmy też cmentarz w Hucie Pieniackiej.
Fakt jest faktem, że tak trudnej drogi po szutrach, kamieniach dawno nie miałem:).
W poniedziałek ze Złoczowa ruszyliśmy dalej w trasę. Celem był Latyczów. W Latyczowie byłem rok temu i w zasadzie pobyt tam było podobny jak rok temu, czyli ora et labora:).
Modlitwa był też i późno w nocy:)
We wtorek ruszyliśmy w do kilku miejsc. Pierwsze to Chmielnik i Kościół Św Trójcy.
Gdy w zeszłym roku zobaczyłem poniższy napis nad prezbiterium, zrozumiałem podświadomie, gdzie się znajduję i co spotkało Polaków tu mieszkających od wieków. Zajęło mi też parę miesięcy, by zrozumieć, czemu roku temu chodziłem strasznie struty tamtym wyjazdem.
Nie mniej umknęły mi dwie tablice pamiątkowe na kościele. Jedna o Ignacym Paderewskim.
A druga o Katyniu.
Przyjechaliśmy poprzez Kuryłówkę, do Berdyczowa. Pisz na Berdyczów, mówili. A ja tam byłem i Sanktuarium zwiedziłem:)
Środa i czwartek to czas przeznaczony na pracę, głównie na cmentarzu.
W piątek wracaliśmy już od domów. Niektórzy jednym rzutem, a niektórzy z noclegiem. Tak sobie policzyłem, że w ciągu tych kilku dni przejechałem ponad 2000 km. Czy było warto? Było warto, bo w odróżnieniu od zeszłego roku pojechałem bez żadnych oczekiwań i wszystkie zostały spełnione:).
Bogu niech będą dzięki!
Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości