W środę wróciłem z krótkiego wyjazdu motocyklowego do Jarosławia. Krótkiego, bo trwał aż dwa dni:).
W sumie jechałem tam trochę z mieszanymi uczuciami, bo z jednej strony jednego i drugiego dnia po 340 km to spory dystans, a z drugiej, może dlatego, że data 14 czerwca z niczym mi się nie kojarzyła. W sumie wiedziałem, jaki jest program na wtorek i środę, ale jakoś nie trafiła do mnie powaga tego dnia. Dopiero na miejscu zdałem sobie sprawę, w jakiej uroczystości brałem udział.
Do Jarosławia dojechałem na godzinę 17, chociaż mogłem być nawet dwie albo trzy godziny później. Mimo wszystko łatwiej objechać Kraków przed popołudniowym szczytem:). Tak czy inaczej miałem czas, żeby lepiej poznać Gospodarzy, u których nocowaliśmy. I jaki dobry obiad zjadłem:). Dzień zakończyliśmy Apelem Jasnogórskim i ogniskiem. A że trochę przedłużyły się rozmowy, bo tematów wiele, to i kończyły się dobrze po północy:)
Środę zaczęliśmy od Mszy Św. Później było śniadanie, a jeszcze później przejazd pod dworzec kolejowy w Jarosławiu. Tam o godzinie 11 rozpoczęły się uroczystości odsłonięcia tablicy upamiętniającej I transport więźniów do Auschwitz. W tym transporcie było wielu mieszkańców Jarosławia, których dzisiaj jest coraz mniej. Jeden z nich, Kazimierz Kopeć, odsłaniał tą tablicę. (Art)
Trudno mi opisać od strony przeżyć tamtą uroczystość. Mimo zmęczenia, niewyspania i takiego trochę rozbicia wewnętrznego poczułem, że to był najważniejszy moment tego wyjazdu. A przy apelu poległych pojawiło się we mnie takie przeświadczenie, że ci, którzy zginęli, są w tym momencie z nami.
(zdjęcie z: fb/jazdaducha)
Po uroczystości odwiedziliśmy technikum budowlane, w którym uczyli się niektórzy z więźniów I transportu. Na sam koniec zwiedziliśmy podziemia Jarosławia i wróciliśmy do Gospodarzy na obiad i aby pogadać o swoich wrażeniach.
(zdjęcie z: fb/jazdaducha)
Wyjechaliśmy z Jarosławia po godzinie 16, przez co dojechałem do domu trochę przed 20.
Fajnie jest czytać o historii, a jeszcze fajniej jest jej doświadczyć osobiście i w jakimś sensie być jej częścią.:)
Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo