http://krakow.tvp.pl/23777004/dekret-w-sprawie-siostry-emanueli-kalb
http://krakow.tvp.pl/23777004/dekret-w-sprawie-siostry-emanueli-kalb
Momotoro Momotoro
196
BLOG

Emanuela Kalb - Czcigodna Służebnica Boża

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

18 stycznia 1919 roku, w wieku niespełna 20 lat, przyjęła chrzest. 18 stycznia 1986, w kolejną rocznicę swych narodzin do życia we wspólnocie Kościoła, odeszła do Pana, by zagubić się ze szczęścia w ‘Jego uścisku Miłości’. Córka narodu żydowskiego, nazywana naszą, polską Edytą Stein – Służebnica Boża Siostra Emanuela Kalb, na której beatyfikację z upragnieniem oczekujemy.
Św. Faustyna opisuje w swym „Dzienniczku” pewne niezwykłe zdarzenie, które miało miejsce w pierwszych dniach lutego 1937 roku. Dzień dzisiejszy jest dla mnie tak wyjątkowy, pomimo że doznałam tyle cierpień, ale dusza moja opływa w radość wielką. W sąsiedniej separatce leżała ciężko chora Żydówka; przed trzema dniami byłam ją odwiedzić, odczułam w duszy ból, że już niedługo umrze i łaska chrztu świętego nie obmyje jej duszy. Pomówiłam z siostrą pielęgnującą, że jak będzie się zbliżać ostatnia chwila, żeby jej udzielić chrztu świętego, ale była ta trudność, że zawsze Żydzi byli przy niej. Jednak uczułam w duszy natchnienie, aby się pomodlić przed tym obrazem, który mi Jezus kazał wymalować; mam broszurkę, a na okładce jest odbitka z tego obrazu Miłosierdzia Bożego. I rzekłam do Pana: Jezu, sam mi powiedziałeś, że udzielać będziesz wiele łask przez obraz ten, więc proszę Cię o łaskę chrztu świętego dla tej Żydówki; mniejsza o to, kto ją ochrzci, byle została ochrzczona. Po tych słowach dziwnie zostałam uspokojona i mam zupełną pewność, że pomimo trudności woda chrztu świętego spłynie na jej duszę. I w nocy, kiedy była bardzo słaba, trzy razy do niej wstawałam, aby czuwać na stosowny moment, w którym by jej tej łaski udzielić. Rano czuła się jakby lepiej, po południu zaczęła się zbliżać ostatnia chwila; siostra pielęgnująca mówi, że trudno będzie jej udzielić tej łaski, ponieważ są przy niej. I nadszedł moment, że chora zaczęła tracić przytomność, a więc zaczęli biegać jedni po lekarza, inni znowuż gdzie indziej, aby chorą ratować, i tak [się stało], że pozostała sama chora, i siostra pielęgnująca udzieliła jej chrztu świętego. I nim się wszyscy zbiegli, to jej dusza była piękna, ozdobiona łaską Bożą i zaraz nastąpiło konanie; krótko trwało konanie, zupełnie jakby zasnęła. Nagle ujrzałam jej duszę wstępującą do nieba w cudnej piękności. O, jak piękna jest dusza w łasce poświęcającej; radość zapanowała w mojej duszy, że przed obrazem tym otrzymałam tak wielką łaskę dla tej duszy.
W przeciwieństwie do Żydówki, o której wspomina św. Faustyna, Chaje Kalb – jak zwała się przed wstąpieniem do zakonu Kanoniczek Ducha Świętego siostra Emanuela – nim znalazła się na łożu śmierci, miała za sobą kilkadziesiąt lat życia w niezwykłej bliskości i zjednoczeniu miłości z Chrystusem, którego już w swej młodości rozpoznała jako Tego, na Którego czekał jej izraelski naród.
Chaje Kalb urodziła się w Jarosławiu 26 sierpnia 1899 roku w rodzinie żydowskiej, jako pierworodna z sześciorga dzieci Schie (Osiasa) Kalb i Jutte Friedwald. Cała codzienność w domu Kalbów bardzo mocno zakorzeniona była w tradycji judaistycznej. Rodzice dbają, by mała Chaje wraz z pozostałym rodzeństwem, poznawała historię i religię swego narodu. Helena, jak się do niej zwracają domownicy, zdobywa w Rzeszowie podstawowe wykształcenie. Tymczasem ojciec opuszcza rodzinny dom i w poszukiwaniu pracy (jak wielu wówczas) wyjeżdża do Ameryki. Chaje już nigdy więcej go nie zobaczy. Gdy dziewczyna ma 16 lat, umiera jej matka, zarażona tyfusem przez osoby, którymi się opiekowała. W wieku 19 lat bardzo poważnie zachoruje również sama Chaje. Krzyż zaznacza więc swą obecność niezwykle mocno i już na dobre staje na drodze jej życia. Ale na tym krzyżu i wraz z tym krzyżem przychodzi do niej sam Mesjasz, Ten przez nią Oczekiwany, Ten Upragniony. Przebywając przez pół roku na leczeniu w szpitalu, młoda Żydówka zetknęła się z pełniącymi tam swą pielęgniarską posługę siostrami zakonnymi. Doświadczając nieustannie ich dobroci, obserwuje bezinteresowność i ofiarność z jaką troszczą się o powierzonych swej opiece pacjentów. To właśnie one przekazują jej Dobrą Nowinę o Chrystusie, świadectwem nie tylko słowa, lecz przede wszystkim życia. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż Chaje dostrzega, że ta pełna miłości bliźniego postawa zakonnic, jest bardzo mocno zakorzeniona i posiada swe źródło w ich życiu modlitwą, w ich głębokiej, żywej relacji z Bogiem. Bardzo znamienne, że w doświadczeniu łaski nawrócenia innej Żydówki, starszej od Chaje Kalb o 8 lat - Edyty Stein (znanej dziś bardziej jako św. Teresa Benedykta od Krzyża), niezwykle istotne znaczenie odegrało pewne wydarzenie sprzed 1918 roku, które opisała ona następująco: "…Gdyśmy tam pozostawały [w katedrze] w nabożnym milczeniu, weszła jakaś kobieta obarczona koszykiem i uklękła w jednej z ławek na krótką modlitwę. Było to dla mnie coś zupełnie nowego. Do synagogi i zborów protestanckich, do których chodziłam, szło się tylko na nabożeństwo. Tu ktoś oderwał się od wiru zajęć, aby wstąpić do pustego kościoła, jakby na jakąś poufną rozmowę. Nigdy tego nie zapomnę".
Po wyjściu ze szpitala i powrocie do zdrowia Chaje Kalb, pomimo przeszkód czynionych jej ze strony rodziny, przyjmuje 18 stycznia 1919 roku Sakrament Chrztu Świętego w katedrze w Przemyślu, otrzymując wybrane przez siebie imiona Maria Magdalena. „Poznałam prawdę i poszłam za nią. (…) Dusza moja otwierała się ku Bogu, jak kwiat ku słońcu. Gdy wspominam, o Jezu, te chwile pierwszej mojej gorliwości, ogarnia mnie wzruszenie i wdzięczność głęboka. Jak wówczas kochałam Ciebie! Jak nic trudnym, nic przykrym nie było dla mnie, by Ci miłość moją okazywać” - napisze potem w swoim „Dzienniku”.
Była cała otwarta na działanie łaski, i to właśnie dlatego nowa wiara nie napotykała oporów w tym sercu, spragnionym Boga. Chaje Kalb rozpoznała czas swego nawiedzenia, rozpoznała przechodzącego Chrystusa, Który Jest Drogą, Prawdą i Życiem. „Poznałam prawdę i poszłam za nią” - wyzna z ujmującą prostotą.  Jakże pięknym i znamiennym świadectwem podobieństwa przebiegu tego wspaniałego procesu otwarcia się na prawdę, jest doświadczenie Edyty Stein: "Sięgnęłam do biblioteki po jakąś książkę, na chybił trafił. Wyciągnęłam pokaźny tom. Nosił tytuł:’ Życie św. Teresy od Jezusa' napisane przez nią samą. Zaczęłam czytać. Lektura urzekła mnie. Czytałam jednym tchem, aż do końca. Gdy ją zamknęłam, powiedziałam sobie: to jest prawda!". Niespełna 3 lata po przemyskim chrzcie Chaje Kalb, za naszą zachodnią granicą, w Bergzabern, 1 stycznia 1922 roku w Mistyczne Ciało Chrystusa, jakim jest wspólnota Kościoła, zostaje wszczepiona również inna córka narodu wybranego, 30-letnia wówczas doktor filozofii Edyta Stein. W 1933 roku wstąpi ona do kolońskiego Karmelu. Również i na tej drodze, oddania się Bogu na wyłączność wyprzedzi ją Żydówka z Jarosławia. Lektura „Wyznań” św. Augustyna wywiera na Kalb ogromne wrażenie i sprawia, że pragnie ona jeszcze ściślej zjednoczyć się ze swym Boskim Oblubieńcem. „Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem. (…) W głębi duszy byłaś, a ja się po świecie błąkałem i tam szukałem Ciebie. Zawołałaś, krzyknęłaś, rozdarłaś głuchotę moją. Zabłysnęłaś, zajaśniałaś jak błyskawica, rozświetliłaś ślepotę moją. (…) Przeszyłeś moje serce, jak strzałą, Twoją nadziemską miłością” – pisał w swym dziele święty Biskup z Hippony. Jakże przejmująco podobnie wybrzmi wyznanie Kalb: „Boże mój, tyle czasu traciłam szukając Ciebie tam, gdzie Ciebie nie było! Lecz od tej chwili, o Boże, dla Ciebie tylko chcę żyć! Ty jesteś Wszystkim!”. 30 kwietnia 1927 roku, w wieku 28 lat, wstępuje do Zgromadzenia Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego de Saxia w Krakowie. W sierpniu 1928 roku rozpoczyna nowicjat, otrzymując habit zakonny i przyjmując imię Emanuela. 29 października 1933 roku składa śluby wieczyste. Bóg jest teraz dla niej Wszystkim. "Jedno z Jezusem. Żyję tym cała, objęta, wchłoniona cała, nic już moje nie jest. Myśli moje, uczucia, życie, to tylko Jezus. Stale we mnie, stale ze mną…(…) Jezus jest wychowawcą najlepszym i najdoskonalszym. Gdyby dusze umiały Go słuchać, doprowadziłby je do zupełnego z Sobą podobieństwa. (…) Nic innego już nie wiem, tylko że Bóg jest Miłość, że porwała i pochłonęła mnie całkowicie ta Miłość. (…) Boże mój, szukać Ciebie dla Ciebie samego, to największe szczęście. Szukając Ciebie i tylko Ciebie – znajdę wszystko: moją miłość, moje życie, moje szczęście”.
Dzięki zdobytym wcześniej kwalifikacjom s. Emanuela Kalb podejmuje pracę nauczycielki i wychowawczyni w różnych placówkach zgromadzenia. Powierzano jej również funkcje mistrzyni nowicjatu, przełożonej wspólnot, sekretarki generalnej, wikarii domu. Na drodze życia wewnętrznego, poza św. Augustynem, jej przewodnikami są wielcy mistycy karmelitańscy: św. Teresa z Avila, św. Jan od Krzyża, św. Teresa z Lisieux, bł. Elżbieta od Trójcy Świętej. Ale Najwyższy, Boski Przewodnik, Ten Który jako Jedyny Jest Drogą, i Prawdą, i Życiem pragnie osobiście prowadzić swą odnalezioną, umiłowaną córkę po duchowych ścieżkach. S. Emanuela doświadcza niezwykłej bliskości Boga, zostaje też obdarowana wieloma łaskami mistycznymi. "Cóż mogę powiedzieć o tym blasku, którego dozwalasz mi niekiedy zakosztować. Wszak to tajemnica, którą można przeżywać, ale oddać w słowach niepodobna. (...) Ujrzałam jakąś Istotę, której określić nie mogę. Niby jakieś światło, jakieś Piękno, coś tak rozkosznego, tak niewypowiedzianego! To była MIŁOŚĆ – ISTOTA. To był jednak Jezus, choć poznałam tylko Istotę Miłości – wyzna Służebnica Boża. „Patrz, miłuję cię nie jakąś ogólną, bezosobową miłością. Miłuję cię tkliwą, czułą miłością” – powie jej Chrystus. Jak Bóg nas miłuje… to nie do przeżycia – zapisze Siostra Emanuela.
Odkupiciel towarzyszy jej wiernie, również ze swym najcenniejszym skarbem duchowym, jakim jest dar uczestnictwa w Jego krzyżu. Kalb zostaje dotknięta utratą słuchu i przez niemal 40 lat, aż do końca swej ziemskiej pielgrzymki, żyje w głuchocie. Musi zrezygnować z pracy w szkole. Przyjmuje to bardzo pokornie i z ufnością. „Znosić krzyż kalectwa i inne fizyczne dolegliwości, bez mówienia o nich. W cichości łączyć się z Ofiarą Zbawiciela” – zanotuje s. Emanuela. Zewnętrzne uciszenie sprzyja też pogłębieniu niezwykłej, żywej relacji z Oblubieńcem. „Boga znaleźć można tylko w milczeniu, w uciszeniu myśli i w uciszeniu woli, wolnej od nieumartwionych pragnień, które wnoszą niepokój, hałas i podniecenie. (…) Bez milczenia nie ma mowy o zjednoczeniu z Bogiem”. Tym bardziej, że przecież „nikt nie został święty bez wielkich cierpień. A cóż to wszystko znaczy wobec wieczności. Jedna kropla wobec oceanu. (…) Trzeba się stać Jezusem Ukrzyżowanym, Ojciec Niebieski uzna nas tylko wtedy za swoje dzieci, gdy ujrzy, gdy rozpozna w nas Jezusa Ukrzyżowanego, Swego Syna. (…) Jezu… przede wszystkim daj mi ukochać Krzyż. Bo złudzeniem jest kochać Ciebie bez Twojego Krzyża. (...) Większą łaską jest cierpieć z Jezusem w milczeniu zupełnym, niż otrzymywać najwznioślejsze dary mistyczne”.
„Jeśli Mnie miłujesz, pomóż Mi zbawiać dusze – prosi ją Zbawiciel – Potrzeba Mi dusz, które by wynagradzały wszystkie zniewagi, potrzeba Mi dusz, które by uwierzyły w Moją Miłość.” Siostra Emanuela Kalb doskonale rozumie swoje posłannictwo. „Powołanie do Zakonu nie jest tylko dla własnego uświęcenia, lecz by wynagradzać Bogu za grzechy świata i ratować dusze od zguby wiecznej” – zapisze. Przyjmuje Boże zaproszenie do współpracy z Nim na drzewie Krzyża, w dziele rodzenia dusz dla wieczności. W swym „Dzienniku” opisze następujące zdarzenie. „Odprawiając raz Drogę Krzyżową, ujrzałam nagle Pana Jezusa. W jednej ręce trzymał życie pełne pociech i szacunku ludzkiego, czci, jaką z sobą niesie gorliwość w służbie Bożej, oraz wszelkie błogosławieństwa jakich można doznać w życiu zakonnym. W drugiej ręce trzymał bezmiar męki, cierpień, bólów wszelkich, całe morze goryczy. Pan rzekł do mnie: ‘Wybieraj! – ‘Ty sam, Jezu, wybieraj dla mnie. Daj, co chcesz, wszystko mi będzie jednakowo miłe z Twojej Ręki. Tylko łaski Twojej nie odmawiaj’. (…) – ‘Otóż przeznaczyłem ci całe to morze goryczy i cierpień, ale nie bój się, prędzej Wszechmocy by Mi zabrakło, niż biednej duszy pomocy Mojej. (...) Nie bój się. Im bardziej będziesz Mi oddana, tym więcej ogarniać cię będzie Miłość Moja".
Zasadniczą prawdą jest świadomość - wyzna Emanuela Kalb - że prowadzi nas Miłość. Ona nad nami czuwa i żywi względem nas nieskończenie łaskawe zamiary. Musimy się im poddać z uległością i całkowitą ufnością.
Cały swój ciężki krzyż, wszystkie cierpienia zarówno duchowe, jak i fizyczne, Siostra Emanuela ofiaruje Bogu w intencji swego, żydowskiego narodu, „by poznał Światło Prawdy, którą Jest Chrystus”. Czyni to już od 1935 roku. I znów, kilka lat później, w sierpniu 1942 roku, w odległym zakątku Europy, inna żydowska chrześcijanka – karmelitanka Edyta Stein, wybierając się w drogę do Domu Ojca, wiodącą przez męczeńską śmierć z rąk niemieckich oprawców, biorąc za rękę swą rodzoną siostrę, powie do niej: „Chodź, idziemy za nasz naród”. Bóg przyjmuje również ofiarę Siostry Emanueli Kalb. „Przez wiele razy okazywał mi Pan Przenajświętszą Krew Swoją płynącą daremnie dla tak wielkiej liczby dusz. Z dziwną boleścią duszy zbierałam tę Krew Przenajdroższą. Wreszcie pewnego ranka stanął przede mną Pan Jezus. W ręku trzymał Przenajświętsze Serce Swoje, a poprzez palce spływała z tego Najświętszego Serca Przenajświętsza Krew obficie. Pan rzekł do mnie: ’- Oddaję ci Moją Krew. Wylewaj Ją nieustannie na twój naród, na Mój naród, szafuj hojnie, nie żałuj (…) Czynię cię szafarką Mojej Krwi. Nie zabraknie ci teraz cierpień. Nie bój się. Im bardziej będziesz Mi oddana, tym więcej ogarniać cię będzie Miłość Moja”. A Siostra Emanuela Kalb, niczym żertwa ofiarna na ołtarzu, cała poświęca się i wyniszcza w tej upragnionej intencji. Jezu, ponad wszystkie rozkosze, jakich mogłabym zażywać, wybieram: byc całopalną ofiarą w złączeniu z Tobą. Przeżyłam – nie zmysłami lecz umysłem – złączenie z Ukrzyżowanym. Rodzić dusze w cierpieniu! Na ziemi zresztą  nie pragnę innej miłości. On jest ‘Oblubieńcem Krwi’. Dusze poślubione miłości Boga – Chrystus ich Oblubieńcem. Łączą się z Nim, rodzą dusze do wieczności. Jeżeli celu tego nie osiągną przez ścisłe zjednoczenie z Bogiem, są bezpłodne; ich życie mija się z celem. Dawanie życia połączone jest z cierpieniem. (…) Cierpienie wtedy ma wielką wartość, gdy ofiarowane jest tylko Panu Jezusowi, w złaczeniu z Jego Męką, jako zupełnie czysty dar (...) Bez wielkiej ofiarności, bez wielkiego cierpienia nie ma wielkiej miłości. (...) Wycierpiałam wszystko, zdaje mi się, co człowiek może na ziemi wycierpieć.  Niech będzie za to Bóg uwielbiony! (...) Tak, warto cierpieć, warto ofiarować życie dla sprawy większej niż życie samo, zasługującej przeto, by wszystkie siły dla niej wyczerpać". Jeszcze przed wstąpieniem do zakonu, lecz już po dostąpieniu łaski sakramentu Chrztu Św., Kalb intensywnie wspierała swego brata i siostrę w ich drodze ku katolicyzmowi. W czasie II wojny światowej Służebnica Boża przygotowała do chrztu 11 Żydów, którzy o to poprosili. Zdecydowanej większości z nich udało się przeżyć niemiecką okupację. „Czy zgodzisz się przyjąć pokusy niewiary, aby inni uwierzyli?” – zapytał ją kiedyś Chrystus. „Tak, Jezu, aby inni uwierzyli, aby Ciebie na wieki kochali, chcę wycierpieć te okrutne pokusy niewiary, które są mi już znane. Lecz Ty znasz moją słabość, wspieraj mnie, bym sama nigdy nie zwątpiła”.
Pod koniec życia Siostra Emanuela złożyła się Panu w ofierze, również w innej swej wielkiej intencji, za kapłanów, by wynagradzać za ich niewierności oraz wypraszać łaskę świętości dla nich. Zachęcał ją do tego Sam Odkupiciel. Naraz Pan Jezus stanął przed oczyma mej duszy. Patrzę, z oczu płyną Mu łzy. Jezu! – wołam w męce ducha. – „To kapłani zdradzają swoje kapłaństwo. To krwawe łzy Moje z Ogrójca. Za wybranie, za miłość – odrzucenie, niewiara. Pomóżcie, bo zginą! Nie przestałem ich miłować. Ratujcie ich, ofiarujcie za nich całe Moje życie, całą Moją mękę! Jestem stale we wszystkich Mszach Świętych jako Żertwa przed Ojcem. Bierzcie z tych skarbów! Łączcie się ze Mną! Ofiarujcie się, wynagradzajcie za zniewagi, módlcie się za kapłanów! (…) Chcę, byś Mi pomogła dźwigać cierpienia, bo bardzo cierpię za grzechy. Dziecko Moje, tobie powierzyłem ciężar grzechów niewiernych kapłanów. Módl się i cierp wraz ze Mną. Nie lękaj się. Nic ponad siły. Niech cię wspiera myśl, że cierpisz razem ze Mną. Jedno tylko zachowaj sumiennie: „Milczeć i cierpieć!”. Panie mój - odpowie s. Emanuela - jeżeli trzymasz mnie przy Sobie, zupełnie w Sobie, to przecież będę mogła u Ciebie wszystko uprosić, zwłaszcza, gdy proszę Cię tak stale, tak usilnie za kapłanów, którzy od Ciebie odeszli, by wrócili, przeprosili Ciebie.
Chce Pan, by dusze wierne zechciały przez żarliwą modlitwę i wynagrodzenie błagać o nawrócenie kapłanów – zapisze Służebnica Boża, by w innym miejscu dodać – Wszystko jest owocem modlitwy.
Siostra Emanuela Kalb zawsze z otwartym sercem przyjmowała każde zaproszenie Swego Oblubieńca  do podjęcia wysiłku współpracy z Nim w dziele rodzenia dusz dla Królestwa Bożego, poprzez modlitwę, ofiarę, wynagradzanie, niesienie im duchowej pomocy. – „Czy chcesz przyjąć na siebie pokusy dusz słabych, które by w nich uległy, gdyby nie twoja pomoc?” – „Jezu, chcę wszystko wycierpieć, byłeś Ty był kochany”. Uczułam, że jestem bardzo głodna. Nic nie znaczyło, że normalnie przyjmowałam posiłek w refektarzu. Głód był tak dotkliwy, że formalnie skręcał mi wnętrzności. Ach kraść, kraść w szkole, w kancelarii, gdziekolwiek i kupić coś do jedzenia, zakupić chleba, bułek, całą piekarnię wykupić, byle ten głód nasycić! Parę tygodni męczył mnie ten głód nieopisany, wraz z ciężką pokusą kradzieży. Pewnego dnia ujrzałam w duchu jakiegoś młodego człowieka, porządnie ubranego, lecz bardzo mizernie wyglądającego. – „Widzisz tego człowieka? Oto bezrobotny, którego zatrzymałaś nad brzegiem występku”. Wnet popadłam znowu w ciężkie pokusy przeciw powołaniu zakonnemu. Dręczyły mnie z taką siłą, że już powiedziałam spowiednikowi, ze opuszczę zakon. Dręczyły mnie z taką siłą (…) i nie ustawały. Przetrwałam w tym utrapieniu mniej więcej trzy tygodnie. Naraz ujrzałam jakąś pracownię krawiecką. Dziewczęta pracowały przy stołach, a wśród nich młoda i bardzo miła zakonnica. – „Widzisz tę siostrę? Gdyby nie twoje cierpienia, opuściłaby swój zakon i zgubiłaby się w świecie”. – Ach siostro – wyrzekłam mimo woli – gdybyś wiedziała, ile za ciebie cierpiałam!
Służebnica Boża Emanuela odznaczała się wielkim umiłowaniem Eucharystii. ‘Jak Bóg cię ukochał, niech ci powie Eucharystia” – pisała – ‘Boże mój, cóż znaczą wszystkie najwznioślejsze łaski modlitwy, najwspanialsze zachwyty, wobec jednej Komunii Eucharystycznej! Tu jest takie zjednoczenie, takie wchłonięcie naszej istoty przez Boga, że stajemy się Nim, jedno, nierozdzielne. (...) Zrozumiałam, że nasze małe wysiłki, gdy podczas Mszy św. kładziemy je na ołtarzu, gdzie Chrystus, Ofiara jest obecny, nabierają nieskończonej wartości’. "Czy nie wiesz – pouczał ją Pan - że ofiarując Mi Syna Mego, Jego życie, Jego Mękę i śmierć, ofiarujesz Mi więcej, niż którykolwiek z największych świętych Starego Testamentu mógł Mi ofiarować? Gdy ofiarujesz Mi tę Przenajświętszą Ofiarę, nie mogę wówczas powiedzieć: ‘Zostaw Mnie w spokoju (Wj 32,10).’ Kto w imię Jego prosi, nigdy nie prosi nadaremno".
Od 1957 roku aż do końca swych ziemskich dni Siostra Emanuela przebywała w krakowskim klasztorze, włączając się, na ile mogła, w życie i pracę wspólnoty. W Zgromadzeniu Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego przeżyła 59 lat. Zmarła w opinii świętości 18 stycznia 1986 roku w Krakowie, w 67-rocznicę przyjęcia sakramentu Chrztu i włączenia we wspólnotę Kościoła. W latach 2001-2003 przeprowadzono jej proces beatyfikacyjny na szczeblu diecezjalnym. Dnia 13 maja 2005 roku w Kongregacji do spraw Kanonizacyjnych rozpoczął się etap rzymski procesu. „Ty musisz zostać świętą! – powiedział jej kiedyś Pan – Chcę przypomnieć światu, że Kościół jest powszechny”. Całe życie Służebnicy Bożej, Siostry Emanueli Kalb, tej wciąż tak mało jeszcze znanej, wspaniałej córki Kościoła, a zarazem niezwykłej córki narodu żydowskiego, dla którego tak bardzo pragnęła, „by poznał on Światło Prawdy, którą jest Chrystus”, jest dla nas wszystkich wielkim wyzwaniem, ale zarazem i zaproszeniem, aby odświeżyć w sobie ducha wdzięczności za darmo nam daną łaskę wiary oraz Sakrament Chrztu Świętego, wszczepiajacy nas w Mistyczne Ciało Chrystusa, a także, by odkurzyć nieco już zapomniany, w jego nieocenzurowanej wersji, Akt Poświęcenia Rodzaju Ludzkiego Najświętszemu Sercu Jezusowemu (encyklika 'Annum Sacrum', napisana w roku narodzin Chaje Kalb - 1899), autorstwa wielkiego papieża Leona XIII, i modlić się do Pana wraz z nim, za wstawiennictwem Sł. B. Emanueli Kalb i św. Teresy Benedykty od Krzyża: "Wejrzyj okiem miłosierdzia swego na synów tego narodu, który niegdyś był narodem szczególnie umiłowanym. Niechaj spłynie i na nich, jako zdrój odkupienia i życia, ta Krew, której oni niegdyś wzywali na siebie. Zachowaj Kościół swój, o Panie; użycz mu bezpiecznej wolności. Użycz wszystkim narodom spokoju i ładu. Spraw aby ze wszystkiej ziemi od końca do końca jeden brzmiał głos: Chwała bądź Bożemu Sercu, przez które stało się nam zbawienie. Jemu cześć i chwała na wieki. Amen".
***
- „Czy wiesz, co cię czeka?”. Ujrzałam nagle jakąś dziwną jasność, jakieś piękno niewypowiedziane, jakąś rozkosz niepojętą, ale to było jakoby tło. Wśród tej niepojętej szczęśliwości był Bóg. I On objął, ogarnął duszę w niewypowiedzianym uścisku Miłości. To trwanie w uścisku Miłości Boga jest właściwą istotą Nieba. Tu język ludzki nic nie wypowie. Tylko słowa świętego Pawła Apostoła można zastosować: Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują...". (Sł. B. Emanuela Kalb CSS 'Dziennik')
Siostro Emanuelo, wstawiaj się za nami!
Dziękuję z całego serca Siostrom ze Zgromadzenia Kanoniczek Ducha Świętego de Saxia, z Krakowa, za umożliwienie mi zapoznania się z antologią pism Sł. B. Emanueli Kalb "Poznałam prawdę i poszłam za nią".

za: http://www.fronda.pl/blogi/prog-nadziei/w-uscisku-milosci-sl-b-emanuela-kalb-corka-narodu-zydowskiego-ktora-rozpoznala-mesjasza,25364.html

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo