Brat Wincenty Józef Wolniarski urodził się 21.01.1874 r. w Stradowie. Lata dzieciństwa i młodości spędził w rodzinnej parafii i tam uczęszczał do szkoły elementarnej. W 1898 wyjechał do Włoch, gdzie podjął naukę w Gimnazjum Polskim p.w. św. Joachima, prowadzonym przez Księży Salezjanów w Lombriasco k. Turynu. Tam zetknął się m.in. z bł. księciem Augustem Czartoryskim, który był wychowawcą w tym ośrodku. Tutaj poznał również system wychowawczy św. Jana Bosco.
Zafascynowany heroicznym poświęceniem św. Brata Alberta w służbie opuszczo-nym i odrzuconym poza margines ówczesnego życia społecznego, Br. Wincenty zapragnął wstąpić do nowo powstającego Zgromadzenia Braci Posługujących Ubogim. Został przyjęty przez św. Brata Alberta 15.06.1899 r. W święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, 2.07.1899 r. o. Czesław Bogdalski OFM zapisał go do Trzeciego Zakonu św. Franciszka, działającego przy klasztorze oo. Bernardynów w Krakowie. 19.03.1934 r. br. Wincenty złożył śluby wieczyste na ręce ks. bpa Stanisława Rosponda, sufragana krakowskiego. W Zgromadzeniu pełnił funkcję wychowawcy, przełożonego kilku placówek, w tym ośrodków wychowawczych dla ubogiej młodzieży. Dwukrotnie powierzano bratu Wincentemu funkcję przełożonego generalnego. Pełniąc odpowiedzialne zadania w Zgromadzeniu, gorliwie zabiegał o jego rozwój. Nie oszczędziło mu to jednak wielu szykan i trudności. Posądzany o stronniczość i odchodzenie od ideałów ubóstwa św. Brata Alberta, był narażony na wiele negatywnych opinii na temat swojej osoby i prowadzonej działalności. Znosił to jednak cierpliwie, z poddaniem się Woli Bożej.
Jako przełożony generalny podjął starania o wszczęcie procesu beatyfikacyjnego Założyciela, zabiegi te przerwała jednak wojna. W celu propagowania kultu Brata Alberta oraz szerzenia w społeczeństwie jego idei założył w 1932 r. wydawnictwo, w którym wydawano w okresie międzywojennym czasopisma: „Myśl Brata Alberta”, „Głos Brata Alberta” i „Kalendarz Brata Alberta”. Redagowano również czasopismo albertyńskich wychowanków z Zakładów Wychowawczych dla ubogiej młodzieży, prowadzonych przez Zgromadzenie, pod tytułem „Nasza Myśl”. Pod rządami Brata Wincentego Zgromadzenie osiągnęło najwyższy poziom rozwoju w swoich dziejach. Wyrazem uznania były listy pochwalne, które zostały skierowane do Brata Wincente-go jako przełożonego z okazji pięćdziesięciolecia istnienia Zgromadzenia w 1938 r., m.in. przez ks. kard. Augusta Hlonda, ks. abpa Adama Stefana Sapiehę, ks. abpa Bolesława Twardowskiego. Br. WIncenty otaczał miłością i troską braci i ubogich, a szczególnie ubogie dzieci i młodzież, których pragnął wychowywać na wzorowych katolików, sumiennych i prawych synów Ojczyzny. Jerzy Żak-Tarnowski pisał: „Opiekę nad dziećmi sprawował od samego początku istnienia zakładu wychowaw-czego przy ul. Kościuszki 86 w Krakowie brat Wincenty. Potrafił on skupić i połączyć w sobie surowość ojca z dobrocią i miłością matki. Szczupłość pomieszczenia w wy-sokim stopniu utrudniała pracę wychowawczą zakładu. Lecz tym brakom wychowaw-cy, z bratem Wincentym na czele, przeciwstawiali ogromny zmysł praktyczny. Radzili sobie, jak mogli, z wciąż narastającymi trudnościami. Efekty pracy wychowawczej braci przeszły wszelkie oczekiwania”.
Podobną opinię o działalności wychowawczej Zgromadzenia wśród ubogiej młodzieży w tym okresie wyrażały również samorządy kilku miast ówczesnej Polski, w tym również Częstochowy. W mieście tym, ze względu na jego pielgrzymkowy charakter, problem opieki i pracy wychowawczej wśród dzieci i młodzieży dotknię-tych ubóstwem i bezdomnością odznaczał się szczególną wyrazistością.
Kilka miesięcy przed aresztowaniem, w maju 1939 r., Brat Wincenty odprawił rekolekcje w pustelni na Kalatówkach. W notatniku rekolekcyjnym napisał: „Kazno-dzieja się pytał, czy jesteśmy gotowi na śmierć... Wydaje mi się, że ja jestem gotowy. Jakby mi kazali umrzeć, to bym tylko poprosił – gdyby była taka Wola Boża – o Oleje Święte i zaraz chciałbym umierać. Nie wiem, czy to byłoby tak, jak mi się teraz wydaje, ale zawsze ufam Maryi Pannie, że Ona by mi i na sądzie dopomogła”. „Tak wiele Pan dla mnie uczynił, a ja jeszcze jestem tak oziębły i leniwy. Ale proszę Cię Jezu odpuść mi moje grzechy i daj mi, abym mógł Cię kochać bezmiernie. I gdyby, któryś członek w mym ciele nie chciał Ciebie kochać, to niech on lepiej zmarnieje aniżeli miałby istnieć a Ciebie nie kochać. Tak mój Jezu. Tak moja miłości. O Matko daj mi wielką miłość do Ciebie i Syna Twojego”. „...Bo dobry jest Pan i co mam na to począć, trzeba się poddać Woli Najwyższego, bo On mnie doprowadzi do wiecz-ności. Kiedy ta chwila przyjdzie? Oby jak najprędzej! Wprawdzie według ciała to mi bardzo dobrze, ale się boję i dla bojaźni Bożej chciałbym ażeby dusza wyszła z ciała i aby ciało nie obrażało już dobrego Boga”. W tymże notatniku zawarł także duchowy testament, będący aktem ofiarowania swego życia Chrystusowi: „Tak Jezu, daj mi łaskę i wiarę silną, że prawdziwie jesteś w Najświętszym Sakramencie, ażebym wierzył i kochał, żeby naprawdę dać się na męki dla Ciebie i nie odstąpić od Ciebie. Nikogo nie mam milszego, nikogo bliższego od Ciebie. Tyś moją nadzieją. Tyś moją podporą, z Tobą zawsze chcę żyć, z Tobą chcę umrzeć, z Tobą królować. Tak mi dopomóż Matuchno moja kochana. Daj mi Jezusa daj, a z Nim i Ty na zawsze”.
Uwięziony przez gestapo 13.01.1940 r. z domu przy ul. Kościuszki 86 w Krako-wie, gdzie rezydował, przeszedł kilka więzień i obozów, w których był poddawany różnym aktom przemocy i okrucieństwa. Wreszcie osadzono go w obozie koncentra-cyjnym w Dachau. O. Albert Urbański OCD w opracowaniu Duchowni w Dachau zaświadcza: „Miłą pamięć o sobie wśród więźniów zostawił brat Wincenty Generalny Przełożony Braci Albertynów”. Postać br. Wincentego o. Urbański wspomina w zestawieniu z kilkoma osobami, których wymienia z imienia i nazwiska, to jest bł. ks. bp. Kozala oraz bł. ks. Frelichowskiego, męczenników. Według relacji i wspomnień współbraci oraz innych współwięźniów, w tych nieludzkich warunkach niszczenia godności człowieka br. Wincenty zachował radosną pogodę ducha. Odznaczał się szczególną ufnością w Bożą Opatrzność oraz żywym nabożeństwem do Matki Naj-świętszej. Ciągłą łączność z Bogiem wyrażał poprzez stałe rozmodlenie. Będąc dla braci moralnym i duchowym oparciem, nakazywał im godzić się z Wolą Bożą. Po-mimo podeszłego wieku i słabego zdrowia służył innym pomocą i życzliwym sło-wem. W książce Ucisk i strapienie, zawierającej wspomnienia z pobytu w obozie, ks. kard. Adam Kozłowiecki pisał: „Dziś po południu jak zwykle pracowałem przy tacz-kach. Jeździłem najczęściej po ładunek do O. Morawskiego lub Br. Wolniarskiego, ponieważ pokrzepieniem był mi ich widok i słowa. Gdy przyjadę do nich celem zała-dowania taczki to zamieniamy jedno, drugie słowo, ale słowo do rzeczy, nie jakieś tam banalne, konwencjonalne słowo bez treści, lub do zgorzkniałego serca dolewają-ce jeszcze więcej goryczy... Takich słów człowiek oczekiwał i pragnął od Naszych, nie śmiał tego otwarcie żądać, ale jakże się cieszył, gdy nie żądając znajdował je” (o. Marian Morawski SJ jest również kandydatem na ołtarze). Był więc brat Wincen-ty w obozie dla innych więźniów wsparciem duchowym. Jak zaświadczają Bracia oraz inni więźniowie, ciągle się modlił, odznaczał się otwartością i życzliwością, podtrzymywał ich na duchu, zachęcał do wytrwania w dobrym. Świadectwa te, które podkreślają wewnętrzny spokój, rozmodlenie, troskę i podnoszenie innych na duchu, wskazują na stałe cechy osobowości, które ujawniały się na co dzień w trudnych warunkach obozowej egzystencji. Postawy te w naturalny sposób były kontynuacją tego, co czynił podczas swojego życia pełnego poświęcenia w służbie ubogim i opuszczonym, w pracy wychowawczej nad ubogą młodzieżą. Odznaczał się również Brat Wincenty szczególnym nabożeństwem do Matki Najświętszej, którą czcił z synowskim oddaniem, zawierzając Jej przemożnemu wstawiennictwu swoje życie i powołanie.
Wychowany w szkole trudnej służby pięknu, które nazywa się Miłosierdzie, kształtowany przez świętego mistrza Brata Alberta, podobnie jak on poświęcił swoje życie dla braci z miłości do Jezusa.
za: www.albertynki.pl/Ktoredy_8_2007.doc
Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo