Sługa Boży ks. Reginald Krzyżanowski urodził się 19 sierpnia 1894 r. w Dziewierzewie, jako syn Franciszka i Anny z domu Hachart. Święcenia kapłańskie otrzymał 9 lipca 1922 roku. Pracował w duszpasterstwie jako wikariusz w Pucku i Grudziądzu, następnie jako kuratus w parafii Sumin, gdzie zastała go II wojna światowa.
Do Sumina przybył 22 grudnia 1924 r. W parafii dał się poznać jako przyjaciel młodzieży i dzieci. Prowadził Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej i Żeńskiej, rozwijał działalność Stowarzyszenia „Dzieciątko Jezus”. Dla dzieci organizował różne zabawy i wycieczki, np. do leśnictwa Wirty. Uczył ich wtedy odmawiania różańca świętego i śpiewania różnych pieśni. Wśród swoich parafian uchodził za człowieka głębokiej modlitwy – duchem modlitwy umiał ujmować wszystkich. Z jego postawy i zachowania emanował przedziwny spokój i cichość. Cechy te zachował nawet w obliczu zbliżającego się niebezpieczeństwa. Przecież zdawał sobie sprawę z tego, że może być aresztowany. Wiedział o uwięzieniu nauczycieli i księży z okolic Starogardu Gdańskiego. Mimo świadomości zagrożenia swego życia ciągle zapewniał swoich parafian, że z nimi zostanie do końca, że ich nie opuści. Zdania tego dotrzymał.
Nazwisko Niemca Egona Siewerta zapisało się szczególnie krwawo w historii Starogardu Gdańskiego i okolic. Powojenna prasa nazywała go: „Krwawy kat, oprawca ze Starogardu”. W nocy z 15 na 16 października 1939 roku około godziny 23.30 na plebanię do Sumina przyjechało trzech Niemców z Siewertem na czele. Wszyscy trzej byli upojeni alkoholem. Dla ks. Reginalda nadeszły ciężkie i tragiczne chwile. Hitlerowscy zbrodniarze przed aresztowaniem dotkliwie bili kapłana po całym ciele, w sposób wyszukany zadawali mu ból i cierpienie, oraz zmuszali do haniebnych czynów. Dla nich była to tylko zabawa. W końcu nad ranem postanowili zawieźć go do starogardzkiego więzienia. Podróż do Starogardu z pijanym esesmanem za kierownicą skończyła się w rowie. Gestapowcy pobudzili okolicznych mieszkańców, aby wyciągnęli samochód z rowu. W tym czasie E. Siewert „paradował” po wiosce w birecie ks. Reginalda. Parafianie odebrali ten fakt jako wyraz pogardy, nienawiści do wiary i kapłana.
Sługa Boży miał w tym czasie okazję uciec, nawet do tego był namawiany przez jednego ze swoich parafian. Nie uczynił tego, bo zdawał sobie sprawę, że gdy on ucieknie, oprawcy rozstrzelają jego parafian. Fakt ten wskazuje, że ks. Krzyżanowski dobrowolnie i świadomie udawał się na śmierć męczeńską.
W starogardzkim więzieniu Sługa Boży spotkał ks. Ignacego Stryszyka, jeńca wojennego z obozu Nienburg. To jemu zawdzięczamy spisanie wspomnień tamtych dramatycznych chwil. Opisał m.in. wygląd skatowanego ks. Reginalda, który nad ranem siedział w więziennym korytarzu trzęsąc się i płacząc. Miał się pytać wtedy, nie rozumiejąc jeszcze okrucieństwa faszystowskich oprawców, dlaczego oni tak biją więźniów. Po południu ok. godziny 14.00 wsadzono go wraz z pozostałymi księżmi do dwóch autobusów i wywieziono na rozstrzelanie do Lasu Szpęgawskiego.
za:http://www.meczennicy.pelplin.pl/?a=1&id=103&tekst=78
Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo