Sługa Boży Bogdan Jański
APOSTOŁ ZMARTWYCHWSTANIA
Znajdował się albowiem wtedy między nami umysł prawdziwie wyższy, mąż ze wszech miar niepospolity, nazywał się Bogdan Jański. Przechodził i on przez ciemności, ale pierwszy powitał owo światło wschodzące. A wtedy i sam zaświecił jako gwiazda zwiastunka dnia już nadeszłego, jako zapowiednia światłości już panować mającej. Niedługo wprawdzie niósł on pochodnię w ręku, ale dosyć, aby drogę pokazać. Iluż to zaraz koło niego się skupiło, iluż to w nim i przez niego spostrzegło światło niebieskie, na iluż to przez niego spłynął pokój Boży! I witali go jako posłańca z góry, szli jak za aniołem przewodnikiem! - A choćby i niewielu było ich liczbą, iluż jednak rzeczą i następstwami! - Co za miła i piękna to postać wśród owej biedy publicznej i ciemności, i upadku! - Dusza wielka, niezłomna, niczym nie zachwiana; a jasna, czysta, pogodna; ona pierwsza od Boga zjawiła się publicznie ze światłem, z łaską, z pokojem.
Piotr Semenenko, Biesiady filozoficzne
MARZENIE TEODORA BOGDANA JAŃSKIEGO, APOSTOŁA NADZIEI
Bogdan Jański figuruje wprawdzie we wszystkich pracach poświęconych romantyzmowi i Wielkiej Emigracji, ale współczesne pokolenie wie o nim – niestety – niewiele albo nic. A postać ta jest naprawdę godna przypomnienia i poznania – i to nie tylko w kontekście naszych wielkich romantyków i narodowych wieszczów. Już to bowiem, co zrobił dla zjednoczenia polskich emigrantów i odrodzenia religijnego rodaków, stawia go w rzędzie najwybitniejszych społeczników i apostołów XIX wieku. Uderza przy tym aktualność i śmiałe prekursorstwo jego wielkich idei, które dopiero w naszych czasach - po Soborze Watykańskim II - stały się czymś oczywistym i zrozumiałym.
Bogdan Jański przyszedł na świat w Wielki Czwartek, 26 marca 1807 roku, na mazowieckiej ziemi. Jego dzieciństwo przypadło na burzliwe czasy Księstwa Warszawskiego, kiedy to Polacy przy boku Napoleona, usiłując „wybić się na niepodległość”, wystawili 100-tysięczną armię, w której szeregach znalazły się całe zastępy młodych mężczyzn. Dezorganizowało to niestety życie rodzinne i ubożyło, i tak już biedne wskutek rozbiorów, społeczeństwo. Jańscy odczuli to zresztą na własnej skórze, ponieważ Piotr Jański, ojciec Bogdana, też musiał stawać pod broń. W takiej właśnie atmosferze przyszło Bogdanowi zdobywać zasadniczą edukację. Był uczniem dobrym, zdolnym i pojętnym i dlatego mógł ukończyć jedną z najlepszych szkół średnich tamtych czasów: wojewódzką szkołę w Pułtusku, prowadzoną przez benedyktynów. Po drodze - ponieważ mimo zdolności lubił się bawić i leniuchować - przyszło mu jednak siedzieć dwa lata w tej samej klasie. Bieda w domu zmusiła go także do podjęcia pracy: mając piętnaście lat przyjął w „swojej” szkole posadę nauczyciela pomocniczego matematyki, języka polskiego i kaligrafii.
Proszę, pamiętaj na mnie, biedną matkę, i posłuchaj mojej rady... Szukaj tylko dobrego towarzystwa, gdzie byś znalazł dobrą reputację i miłość wszystkich. Bądź dobrym, religijnym i pobożnym, a Bóg najwyższy będzie ci błogosławił we wszystkim. Ty jesteś jeszcze młody, ale masz pięknie w głowie i dobry rozum, aby go na dobre użyć.
Z listu Agnieszki Jańskiej do syna
Mając 16 lat Bogdan niespodziewanie postanowił podjąć studia prawniczo-ekonomiczne na Uniwersytecie Warszawskim. Schorowana matka wręczyła mu na pożegnanie krótki list, który był pewną formą jej testamentu i który Bogdan przechowywał przez całe swoje życie.
Zgodnie z życzeniem matki używał swojego „dobrego rozumu” i to nie tylko do nauki własnej; korepetycjami, opracowaniami statystycznymi i artykułami pisanymi do gazet zarabiał na siebie i na młodszych braci, którzy z biegiem czasu dołączyli do niego. W okresie studiów cierpiał biedę i musiał wiele pracować, jednocześnie jednak trwonił ciężko zapracowane pieniądze na „tańce, zabawy i hulanki”. Po czterech latach nauki, w 1827 roku ukończył studia, otrzymując tytuł magistra obojga praw i ekonomii politycznej. W tym czasie zaprzestał zupełnie praktyk religijnych i pozwolił się pociągnąć złudnym hasłom materializmu i ateizmu. W 1828 roku Jański wygrał konkurs, uzyskując nominację na „profesora nauk handlowych” z którą było związane stypendium i dotacja rządowa na odbycie trzyletniej podróży naukowej do Paryża, Londynu i Berlina. W przeddzień wyjazdu za granicę wziął nieoczekiwanie ślub z Aleksandrą Zawadzką, znajomą jeszcze z lat dziecięcych. Tę zaskakującą decyzję podjął dla ratowania dziewczyny, która znalazła się w beznadziejnej sytuacji (będąc w ciąży, straciła dobrą reputację i została bez środków do życia, bez kontaktów z rodziną i z ojcem dziecka). Nie był to jednak gest czysto „rycerski”; w jego żarliwych listach pisanych do Aleksandry można wyczuć tęsknotę i zaangażowanie uczuciowe, a także szczerą, namiętną miłość i autentyczne przywiązanie. Zmuszony okolicznościami do przebywania z dala od żony czuł się jednak za nią odpowiedzialny i usiłował utrzymywać z nią kontakt poprzez listy (w których zapewniał ją o wierności i chęci powrotu). Starał się też w miarę swoich skromnych możliwości wspierać ją materialnie. Wybuch powstania listopadowego i późniejsze represje carskie spowodowały, że już nigdy się nie spotkali i Bogdan do końca życia miał wyrzuty sumienia z powodu niedopełnienia małżeńskich obowiązków. W Paryżu od razu zaczęły się nieodłączne kłopoty finansowe: pieniędzy stypendialnych starczało zaledwie na życie, a wielka metropolią kusiła, różnymi ofertami. W konsekwencji Jański – intelektualista, próbując się odnaleźć na paryskim bruku, topił swoje rozterki egzystencjalne w knajpach i domach publicznych. Profesor – nominat – aczkolwiek „urządził się jak mógł najtaniej” – popadł szybko w biedę i tkwił w długach, tak że w chwilach desperacji myślał o ucieczce do Ameryki, a nawet o samobójstwie. Przy tym wszystkim jednak poważnie traktował swoją misję i skrzętnie wywiązywał się ze swych obowiązków względem uczelni. W tym trudnym czasie totalnego zagubienia natknął się na głośny i modny wówczas ruch saint-simonistów, któremu, służył z bojowym zapałem i gorliwością przez 18 miesięcy. Saint-simoniści, w imię wiary w postęp, który był dla nich bogiem, zapowiadali nową erę ludzkości, nową moralność i tak zwane „nowe chrześcijaństwo”: przystawało to jakoś do młodzieńczych ideałów Jańskiego, do jego wizji nowego i sprawiedliwego ustroju społecznego. Praktyka odbiegała jednak od rzeczywistości. Rozczarowanemu wewnętrznymi sporami saint-simonistów Jańskiemu dane było spotkać chrześcijan, którzy otworzyli mu oczy na wartości katolicyzmu. „Myśl moja obróciła się ku Chrystusowi – zanotował – i wszedłem w stosunki z kilkoma ludźmi, przyjaciółmi Lamennais'go. Za przybyciem Mickiewicza, stanąłem z nim”. Poeta przybył do Paryża na krótko w lipcu 1831 roku i już wtedy „szanowny Jański” zrobił na nim duże wrażenie. Potem stali się bardzo bliskimi przyjaciółmi (nawet przez jakiś czas mieszkali razem).
Modlić się o wyniszczenie wszystkich nałogów starego człowieka, o zupełne odrodzenie, o żywą wiarę, czystą miłość, niezachwianą nadzieję, o oświecenie myśli, pokrzepienie woli, poskromienie ciała i wszelkiej pożądliwości.
Bogdan Jański
Jański tłumaczył na francuski „Konrada Wallenroda”, „Dziady” oraz „Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego”; był też kierownikiem i korektorem paryskich wydań poezji Adama Mickiewicza, a zwłaszcza pierwszej edycji Pana Tadeusza. Mickiewicz z kolei był dla Jańskiego wzorem człowieka żyjącego wiarą i w jakimś stopniu stał się też impulsem do przemyślenia i rewizji własnego życia. Pracując dla chleba w wydawnictwie – pisze – pracował także „około ducha” zaczął się modlić, chodzić do kościoła, ale przy byle okazji wpadał w stare grzechy. Oceniając przeszłość, powie, że były to „trzy lata wiary, bez żadnych uczynków i katechumenatu. Chrystus jest Bogiem, wszystkie dogmaty przyjmuję, ale nie poddaję się zupełnie Kościołowi i nie jednam przez sakrament pokuty”.
Tworzyć nowych ludzi, oczywiście stawszy się samemu nowym człowiekiem.
Bogdan Jański
Spotkania, lektury, medytacje, rachunki sumienia torowały stopniowo drogę, która wydłużyła się wprawdzie w czasie (nawracał się przez siedem lat), ale powoli prowadziła Bogdana do wewnętrznej przemiany i odrodzenia religijnego. Najpierw chciał się wydźwignąć z tych dołów moralnych o własnych siłach, ale potem zrozumiał, że sam nie da rady i że pomocy należy szukać w Bogu. Potykając się na drodze powrotu do Boga, zaczął stopniowo zdawać sobie sprawę, kim był, kim jest i kim ma być dzięki dobroci i miłosierdziu Bożemu. Rozpoczęty w 1832 roku intelektualny proces nawrócenia przerodził się na przełomie lat 1834/35 w nawrócenie moralne: była to spowiedź z całego życia – trwająca 48 dni i rozłożona na pięć etapów – i „pierwsza Komunia święta” o której napisał: „Dzień w moim życiu na zawsze uroczysty. Dzień nowego przymierza z Bogiem”. Ten dzień, 11 stycznia 1835 roku, stał się dla niego „dniem radości i nadziei”.
Kwestia główna - odrodzić się w Chrystusie Panu. Nie można być na pół chrześcijaninem, na pół pobożnym, na pół pokutować i niewielkim wysiłkiem zdobywać wieczność w Bogu. Powinność główna, jedyna - oddanie się całkowicie Panu Bogu.
Bogdan Jański
Jego gorliwość zaowocowała najpierw założeniem, wraz z Mickiewiczem, związku Braci Zjednoczonych, których celem było dawanie dobrego przykładu poprzez modlitwę, dzieła miłosierdzia i wzorowe życie chrześcijańskie. Do tej elitarnej grupy świeckich należeli (obok Mickiewicza i Jańskiego) znani działacze Wielkiej Emigracji. Ludzie ci dostrzegli pilną potrzebę rechrystianizacji poganiejącej Europy oraz ewangelicznego pogłębienia katolicyzmu w Polsce i na wychodźstwie. Rozpoczęli z wielką gorliwością i pobożnością: co piątek spotykali się na Mszy świętej, a potem u Mickiewicza czytali wspólnie Pismo święte i rozprawiali o sposobach ratowania ojczyzny, ale zapału starczyło tylko na kilka miesięcy. Jański - uskrzydlony charyzmatem apostoła - założył nową grupę apostolska, którą nazwał Służba Narodowa. Głównym celem tego bractwa miało być wprowadzanie zasad chrześcijańskich w życie publiczne i osobiste oraz „obowiązek wzajemnej modlitwy i wzajemnej poprawy”. Stefan Witwicki zanotował: „Nawrócony, nawracał żarliwie drugich. Słodyczą i dobrocią swoją rzadką wszystkich sobie ujmował, nauką i niepospolitą w rzeczach Kościoła biegłością oświecał, pobożnym i przykładnym życiem budował. Gdyby kiedyś historia naszej emigracji miała być dobrze skreślona, Jański, acz dziś nieznany prawie, ważne i piękne zająłby w niej miejsce. Wpłynął on tu więcej może niż ktokolwiek na umysły i serca młodzieży, zwracając ją do miłości Boga, do dobrych obyczajów, do świętej wiary katolickiej. Działania jego apostolskie bywały tym skuteczniejsze, że znał z doświadczenia ścieżki błędu, sam je wprzód przebiegając”. Pośród nawróconych emigrantów znaleźli się dwaj młodzi lewicowi rewolucjoniści i masoni, Piotr Semenenko oraz Hieronim Kajsiewicz, później najwierniejsi uczniowie, a po śmierci Jańskiego, kontynuatorzy jego dzieła.
Nie można ślepo przyjąć zwyczajów mnichowskich, jakie są; ale sięgnąć do tradycji i robić rzecz żywą, stosownie do potrzeb dzisiejszych.
Bogdan Jański
Jański nie chciał, aby jego pomysły były tylko pobożnymi zamiarami i dlatego założył w Paryżu przy ulicy Notre Dame des Champs 11 dom, nazywany „Domkiem Jańskiego” w którym grupa nawróconych przez niego młodych ludzi (przyszłych pierwszych zmartwychwstańców) zaczęła prowadzić wspólne życie od Popielca, 17 lutego 1836 roku. Jański zapisał po latach: „Ponieważ chcieliśmy nawróceni poświęcić się najcałkowiciej dla sprawy Bożej, Domek był dla nas środkiem i ogniskiem, w które złożyliśmy wszystek nasz zapał, wszystkie nadzieje. Założyliśmy go w myśli, żeby dla każdego z owych nawracających się stał się Domem przytułku, poprawy, musztry duchowej”.
Człowiek sam dla dobrych czynów swoich i czas, i miejsce tworzy. I to jest jego powołaniem na ziemi — natchnione uczucia i obowiązki wydobywać z głębi sumienia, rozwijać w życiu społecznym, piętnować ich potęgą świat nieludzki, tworzyć na ziemi czas i miejsce dla prawdy i cnoty.
Bogdan Jański
Walery Wielogłowski, działacz emigracyjny, pisał: „Krzątał się, aby drugich z kałuży wyciągnąć, i wszystkie siły swoje umysłowe, uczuciowe i fizyczne temu jedynemu celowi poświęcił. Wszystkich do wiary pociągał, namawiał, zaklinał. Trawił się w zabiegach, pracował nad siły, wytrwał, zwyciężył trudności; ale kosztem własnego zdrowia i życia. Wszystko i całego siebie dla Boga i dla Prawdy Bożej w Polsce poświęcając, był już w końcu jak pelikan, który nie mogąc żywić inaczej swe dzieci, piersi swe rozrywa i własnymi płucami je karmi, tak Jański, lekcjami zarabiając, Dom założony utrzymywał. Byłem sam świadkiem, jak ten niepojęty człowiek, przestawszy już żyć dla siebie, dogorywał na ofiarnym stole miłości Boga i bliźniego; a przecież ostatnim tchnieniem rozżarzał święty płomień wiary. Ale w końcu zerwał go anioł jak owoc dojrzały i jako pierwociny z urodzajnego drzewa katolickiej myśli zaniósł od Polski w dani przed tron Zbawiciela”.
Jeżelim ja niby robił kiedy co dobrego, tom nie robił ja, ale Bóg, który mnie wezwał, chociaż niegodnego, pod chorągiew Chrystusową.
Bogdan Jański
„Domek Jańskiego” – mimo trudności materialnych i wewnętrznych kłopotów, mimo nieprzychylności (czy wręcz wrogości) niektórych kręgów politycznych – urastał powoli do rangi centrum apostolatu i odnowy ewangelicznej. Obok „Domku” powstały cztery nowe ośrodki. Oczywiście, za tym wszystkim stał niezmordowany Jański, który mimo niepospolitej aktywności apostolskiej, troszczył się równie gorliwie o swoje życie duchowe. Od zorganizowania wspólnoty zdwoił jeszcze wysiłki o świętość: uczestniczył w codziennej Mszy świętej, spowiadał się w każdą sobotę (wychwytując w systematycznych precyzyjnych rachunkach sumienia najmniejsze uchybienia), często przyjmował Komunię świętą. Nie brakowało mu też okazji do umartwienia: złe odżywianie, dodatkowe posty, częste zapadanie na zdrowiu, ustawiczna troska o utrzymanie i rozwój dzieła, nędza i ciągłe żebranie o wsparcie, stałe przepracowanie umysłowe i fizyczne – to piętno ostatnich lat jego życia.
Boże, niech święte uczucie, którym mnie natchnąłeś, żyje we mnie, żyje bezustannie! A moje życie niech będzie wyrazem Twej miłości, środkiem uwiecznienia na ziemi Twojej chwały, pracą ku wzniesieniu Ci świątyni, w której cała ludzkość będzie Cię kochać, czcić cała ziemia!
Bogdan Jański
Jański, sam będąc gorliwym patriotą, wzywał Polaków do nawrócenia w imię dobra ojczyzny. Uświęcenie osobiste i zmartwychwstanie Polski stało się celem, do którego pociągnął liczne grono emigrantów. Przekonywał nauczaniem i własnym przykładem, że świętość i doskonałość chrześcijańska są przywilejem i zadaniem wszystkich wierzących. To właśnie ludzie świeccy mieli wprowadzać zasady chrześcijańskie „w politykę, edukację, literaturę, w nauki, sztuki, przemysł, obyczaje i całe życie publiczne i prywatne”. Wysoki stopień osobistej wrażliwości i niespożyte zaangażowanie apostolskie miały swe źródło w jego miłości do ludzi i do kraju ojczystego. A była to miłość wielka i mądra, bo wymagająca: od siebie i od innych. Słusznie pisano więc o nim, że „był kapłanem, apostołem, ewangelicznym wzorem poświęcenia i zapału dla sprawy”.
Używać niezmordowanie wszystkich osobistych wpływów i stosunków na chwałę Boga i dobro bliźniego. Ściągać na łono Kościoła ludzi pomordowanych na bezdrożach błędu i prowadzić wracających do religii aż do zupełnego zjednoczenia z Bogiem, którego cudowną rzeczywistością jest Komunia święta.
Bogdan Jański
Jański – dostrzegając potrzebę skuteczniejszej opieki duchowej nad emigrantami – posłał do seminarium Piotra Semenenkę i Hieronima Kajsiewicza (później następnych uczniów). Studiowali oni najpierw w Paryżu w College Stanislas, potem w Rzymie, gdzie w 1838 roku założono nowy dom Wspólnoty. Mieli oni przygotować się do wychowywania „nowych” kapłanów dla Polski oraz stanowić pewnego rodzaju „ambasadę polską” przy Stolicy Świętej, często oszukiwanej przez zaborców. Wiosną 1839 roku pojechał do opactwa trapistów, by odprawić tam rekolekcje. Jak wielu wielkich mistyków również on przeżył doświadczenie duchowej nocy, a następnie doznał głębokiego zjednoczenia z Bogiem w miłości. Wrócił z początkami ciężkiej choroby płuc, słaby, ale odnowiony duchowo i pełen nadziei i nowych projektów.
Nad każdym dniem serio pracować, żeby go przepędzić święcie.
Bogdan Jański
Lekarz radził mu wyjechać na kurację gdzieś na południe Francji, ale Bogdan pragnął dołączyć do swoich uczniów w Rzymie. Niestety, w Wiecznym Mieście jego zdrowie się nie poprawiało. Mimo wielkiej troskliwości współbraci i opieki lekarskiej, wycieńczony chorobą, pracą i pokutą, Bogdan Jański zmarł w wieku 33 lat, 2 lipca 1840 roku. Wieczorem poprzedniego dnia wyspowiadał się, przyjął sakrament namaszczenia i Komunię świętą. Na jego grobie umieszczono znamienny napis: Hic resurrecturus quiescit (tu spoczywa mający zmartwychwstać), a wkrótce po jego śmierci wspólnota, którą założył przyjęła nazwę „zmartwychwstańcy”. Ks. Jan Koźmian, przyjaciel Bogdana, napisał o nim: „Historia Jańskiego jest podobna do historii wszystkich bohaterów Kościoła. Żył krótko, wiele cierpiał, wiele kochał. Błądził z dobrą wiarą, dopóki się nie opamiętał, a wtedy od razu oczyścił się pokornym i odważnym przyznaniem. Wiele umiał, ale tylko mądrość Bożą cenił”.
Modlitwa zmartwychwstańcza
Zmartwychwstały Jezu Chryste, który jesteś Drogą, Prawdą i Życiem, spraw, abym wiernie żył duchem Twego Zmartwychwstania. Odnów moje serce i naucz mnie umierać samemu sobie, abyś Ty i tylko Ty we mnie pozostał. Uczyń mnie znakiem Twojej miłości, co przemienia i przekształca. Zechciej posłużyć się mną w odnowie społeczeństwa, abym głosząc Twoje życie i Twoją miłość prowadził wszystkich do Twego Kościoła. Przyjmij te prośby, Panie Jezu, który żyjesz i królujesz z Ojcem, w jedności z Duchem Świętym, jako Bóg na wieki. Amen.
My, zmartwychwstańcy, kontynuując myśl i charyzmat Bogdana Jańskiego, jesteśmy przekonani, że Bóg kocha nas miłością bezwarunkową i powołuje, abyśmy budowali i uczyli innych budować wspólnoty chrześcijańskie, w których wszyscy mogą doświadczać nadziei, radości i pokoju – darów, które przynosi nam Zmartwychwstały Jezus.
Zacząwszy rzecz dobrą ze szczerym i mocnym postanowieniem, ze szczerą i mocną ufnością w Bogu, nie zaczyna się bezskutecznie.
Bogdan Jański
Drogi Przyjacielu!
Właśnie przeczytałeś opowieść o Bogdanie Jańskim, założycielu naszej wspólnoty zakonnej. My, zmartwychwstańcy, zdecydowaliśmy się poświęcić nasze życie dla realizacji Chrystusowego pragnienia, które znalazło swoje odbicie w powołaniu Bogdana Jańskiego, by uczynić lepszym świat, w którym żyjemy. Nasze przesłanie jest proste i jasne: próbujemy pomóc tym, którzy zmagają się z grzechem i słabością oraz czują się duchowo bezsilni albo martwi. Mówimy im o mocy Bożej miłości, która zdolna jest przemienić życie człowieka, jeśli uwierzy on i zaufa Chrystusowi. Pragniemy dzielić się naszym osobistym doświadczeniem Bożej miłości oraz pomagać ludziom, którzy chcą podnieść się z upadków, aby mogli żyć prawdą i miłością.
Jeżeli będą ludzie święci, wszystko będzie.
Bogdan Jański
Modlitwa o szczególną łaskę przez wstawiennictwo Bogdana Jańskiego
Bądź uwielbiony miłosierny Boże, który w swojej bezwarunkowej miłości, odnalazłeś Bogdana Jańskiego na pogmatwanych ścieżkach jego życia i przemieniłeś go w jawnego pokutnika oraz apostoła miłości i duchowego zmartwychwstania. Za jego wstawiennictwem wysłuchaj mojej modlitwy i udziel mi łaski (przedstaw Bogu swoją prośbę), o którą Cię z ufnością proszę. Pozwól ponadto, dobry Panie, byśmy mogli czcić sługę Twego, Bogdana, na ołtarzach, dla większej chwały Twojej. Amen.
Ojcze nasz... Zdrowaś Maryjo... Chwała Ojcu...
Zaleca się dopełnienie modlitwy podjętej w określonej intencji przez przystąpienie do Sakramentu Pojednania i do Komunii Świętej. Do modlitwy można też dołączyć jakąś formę umartwienia.
http://www.wpcr.pl/index.php/zmartwychwstancy/nasi-zalozyciele/sluga-bozy-bogdan-janski
Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo