http://www.sobieraj.bielsko.opoka.org.pl/w_g_olej_3.html
http://www.sobieraj.bielsko.opoka.org.pl/w_g_olej_3.html
Momotoro Momotoro
259
BLOG

Jadwiga Borzęcka - Służebnica Boża

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

 

JADWIGA BORZĘCKA WSPÓŁZAŁOŻYCIELKA ZGROMADZENIA SIÓSTR ZMARTWYCHWSTANIA PAŃSKIEGO

Referat S. Tarsylli Krymowskiej CR wygłoszony w Kętach, w czasie sympozjum: „Kęckie sacrum" i zamieszczony w pracy zbiorowej pod redakcją Ks. dr Stanisława Cadera pod tym samym tytułem, Kęty 2008

W związku z beatyfikacją Celiny Borzęckiej, założycielki Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstania Pańskiego, pojawiło się sporo publikacji jej poświęconych, odbywały się sesje i sympozja, ukazujące sylwetkę i działalność Celiny, liczne mniej lub bardziej uroczyste nabożeństwa. Przy okazji wspomina się córkę Celiny, Jadwigę, współzałożycielkę Zgromadzenia. Właśnie przy okazji. A tymczasem Jadwiga była w życiu i w realizacji „charyzmatu założycielskiego" matki pomocnikiem tak ważnym, że koniecznym. Matka i córka razem podjęły „sprawę Bożą", razem wzrastały w świętości, niemal równocześnie Kościół uznał obu heroiczność cnót. Sługa Boża Jadwiga jest kandydatką na ołtarze. Dzieciństwo Jadwigi było mało sielskie i mało anielskie. Jadwinia - tak ją nazywano w rodzinie - była czwartym, najmłodszym dzieckiem Celiny z Chludzińskich i Józefa Borzęckich. Miała o 5 lat starszą siostrę i odczuwała ciągle obecny w domu żal po śmierci dwojga rodzeństwa: Kazia i Maryni. Matka w dniu urodzin Jadwigi miała lat 30, ojciec lat 42. O Józefie Borzęckim nie pozostało wiele informacji, ale te, które ocalały w jego listach, pisanych do ojca jeszcze przed zawarciem małżeństwa z Celiną oraz w listach Celiny do córki Jadwigi i w jej „Pamiętniku dla córek", a także we wspomnieniach wnuczki, Heleny z Hallerów Duninowej, dostarczają nieco wiadomości na temat: jakim człowiekiem był ojciec Jadwigi. Po matce, Petroneli z Zawadzkich] niewątpliwie odziedziczył delikatność uczuć, dobroć, wrażliwość na biedę, ale też na piękno - był zwłaszcza miłośnikiem muzyki. W listach do ojca, Karola Borzęckiego, pisze o słuchaniu koncertu Moniuszki w Druskienikach, o pięknym śpiewie Roszaldiego, o „solennej" mszy śpiewanej w kościele św. Krzyża w Warszawie.] A Celina przypomina Jadwidze: „Wasz ojciec grywał na cztery ręce z panią Moniuszkową".] Listy Józefa Borzęckiego do ojca, pisane doskonałą polszczyzną, są świadectwem głębokich uczuć synowskich i chęci sprostania pokładanych w nim nadziei : założenia rodziny. W sierpniu 1851 roku pisze z Druskienik: „Dzięki najczulsze składam drogiemu Ojcu za pisma łaskawie do mnie skreślone, z rozczuleniem i wdzięcznością każdy czuły wyraz przyjmuje serce moje. Jedynym szczęściem i pociechą jest teraz dla mnie otrzymanie dowodu dobroci najlepszego mojego Ojca i udowodnienie mu uczuć moich najwyższego przywiązania. Szczerze bym pragnął nowym wdziękiem ożywić tak smutną Obrembszczyznę i nasze bolesne sieroctwo [śmierć matki, zamążpójście siostry], lecz ażeby zamiast osiągnięcia szczęścia nie zakłócić tak wzorowego i serdecznego węzła naszych rodzin, z wyborem ostrożnym być się staram i chociaż powierzchowne przymioty nieraz pociągają, chcę zgłębiać skłonności serca i gruntowne przymioty, tę rękojmię jedyną szczęścia całego życia".[ Każdy list kończy bardzo wylewnie, jak ten z maja 1851r. „ [...] polecając się dobroci i pamięci mojego najdroższego Ojca, ponawiając wyznanie uczuć najwyższego przywiązania i uszanowania dla Niego, wdzięczny i kochający syn Józef”. Nie wydaje się jednak, by „kochający syn" odziedziczył po ojcu, marszałku grodzieńskim, umiejętności zarządzania majątkiem. Karol Borzęcki dbał o wychowanie i wykształcenie jedynaka, sprowadzał do domu starannie dobranych guwernerów i nauczycieli,[ale nie przekazał mu głębszych wartości narodowych i religij­nych[.Toteż o Józefie Borzęckim napisze wnuczka, Helena z Hallerów Duninowa, że był lubiany w towarzystwie i w rodzinie jako człowiek z gruntu dobry, ale nie był typem bohatera. Obaj panowie Borzęccy ulegali wpływom swoich małżonek: Karol - Petroneli, osobie religijnej, prowadzącej na Grodzieńszczyźnie znaczącą działalność charytatywną; Józef - Celinie, kobiecie wybitnej pod względem moralnym, duchowym i intelektualnym. Celina wyróżniała się również w środowisku rodziny Chludzińskich, dla której była uznanym autorytetem, u której szukano rady i pomocy zwłaszcza po śmierci ojca Ignacego i przedwczesnym odejściu brata Alojzego. Do Jadwigi można zastosować słowa wieszcza: „Urodzona w niewoli, okuta w powiciu". Przyszła na świat, gdy w kraju rozgorzało powstanie narodowe, 01. lutego 1863 r. Miała parę tygodni, kiedy wraz z matką znalazła się w carskim więzieniu, w klasztorze pojezuickim w Grodnie, za wspieranie powstańców przez Celinę Borzęcką. Wzrastała w atmosferze niepokoju, prześladowań, kryzysu gospodarczego jako skutków polityki represyjnej zaborcy. Wprawdzie dom rodzinny w Obrembszczyźnie był oazą, chroniącą dzieci przed zagrożeniami losu, jednak wrażliwa Jadwinia wcześnie dostrzegała i odczuwała cierpienia ludzi z najbliższego otoczenia. Może stąd się rodzi dziwna dojrzałość dziewczynki, refleksyjność, zaduma, niechęć do ujawniania swoich uczuć i własnego rozumienia świata. Wcześnie przejawia mocną osobowość. Z uporem broni swoich racji, niezależności w myśleniu, niechętnie ulega pouczeniom matki. Jednocześnie jest dzieckiem skłonnym do entuzjazmu, spontanicznej radości, umiejętności cieszenia się i kochania. Miała zaledwie 6 lat, gdy właściwie skończyło się dla niej dzieciństwo „sielskie, anielskie". Ciężka choroba Józefa Borzęckiego, konieczność opuszczenia kraju dla leczenia dobrego, kocha­jącego, a obezwładnionego paraliżem ojca, znalezienie się w wielkim obcym Wiedniu musiało być ciężkim przeżyciem dla całej rodziny. A Jadwinia już wówczas ujawniła niezwykłą zdolność zapominania o sobie, troski o innych, poświęcenia. Uczyła się w domu. W wieku lat 12 oprócz ojczystego języka znała angielski, francuski i z konieczności niemiecki. Śmierć ojca w 1874 r., jego pogrzeb w kaplicy grobowej Borzęckich w Obrembszczyźnie, pobyt w rodzinnych stronach - to wszystko wywarło na dorastającej Jadwini silne wrażenie. Obie córki Celiny zbliżyły się do miejscowej ludności, pragnęły dzielić się tym, co posiadały, czego się nauczyły, z dziećmi służby i mieszkańców wsi. Zaczęły udzielać lekcji, przede wszystkim uczyły czytania i pisania po polsku, organizowały wieczorki z recytacjami i modnymi ówcześnie „ żywymi obrazami". Ta aktywność panien Borzęckich zaniepokoiła władze gubernialne. Życzliwy urzędnik ostrzegł Celinę przed konsekwencjami „nielegalnej działalności" i radził wywieźć dziewczynki z kraju. W roku 1875 matka z córkami wyjechała przez Warszawę, Wiedeń, Wenecję do Rzymu. Rozpoczął się kolejny etap życia Jadwigi, która parokrotnie będzie odwiedzała Obrembszczyznę, ale właściwie nie miała odtąd rodzinnego domu. Wieczne Miasto zobaczyła Jadwiga jako ojczyznę wszystkich chrześcijan. Poczuła się bezpiecznie. Pokochała to miasto z jego starożytnością, z centrum życia Kościoła, ze śladami działalności apostołów i ich grobami, z licznymi pamiątkami świadectwa wiary i męczeństwa świętych. Tu rozwijała się intelektualnie i duchowo, zdobywała wiedzę; pod kierunkiem wybitnych profesorów - między innymi ks. Stefana Pawlickiego CR - studiowała historię, sztuki piękne, matematykę, filozofię, nie zaniedbując literatury i historii ojczystej. Doskonaliła znajomość języków obcych: łaciny, włoskiego, hiszpańskiego. Poznawała zabytki Rzymu, i innych miast włoskich, a także Paryża, Tuluzy, Lourdes. Pobierała lekcje religii, zgłębiała tajemnice wiary, obowiązki człowieka wobec odwiecznej miłości Boga. W Rzymie w 1876 roku przyjęła pierwszą komunię św. z rąk ks. Piotra Semenenki CR, który przez następnych 10 lat był jej kierownikiem duchowym i zaufanym przyjacielem. Czuła się kochana przez ks. Semenenkę i nawzajem darzyła go głębokim szacunkiem i miłością dziecka. Ks. Piotr Semenenko był wymagającym spowiednikiem. Ukazywał prowadzonym przez siebie duszom wzniosłe ideały świętości, drążył i piętnował wszelkie nawet najmniejsze przejawy miłości własnej, uwrażliwiał na zrozumienie nicestwa i nędzy człowieka. Jadwiga, z natury skryta, wobec ks. Semenenko nie miała tajemnic; szczerze przedstawiała mu swoje wady, zwłaszcza braku pokory, niechętnego podporządkowywania się innym, rezygnacji z własnego zdania, nieumie­jętności okazywania uczuć. Z pomocą spowiednika wytrwale pracowała nad sobą. „Niezmiernie wdzięczna jestem Panu Jezusowi, który mi przez słowa najprzewielebniejszego Ojca pokazał, ile we mnie nędzy i który mi wskazał drogę do wykorzenienia mego ja" - pisała 17 letnia Jadwinia.. Modliła się: „Ufam, Jezu, że pozwolisz mi z każdym dniem coraz lepiej poznawać Twoją miłość i Twoją pokorę i odpłacać się Tobie stale coraz większą miłością". A ks. Semenenko zachęcał: „Oddaj się cała Temu, który daje się cały". Pragnienie ściślejszej więzi z Bogiem pogłębiło się z przyjęciem sakramentu bierzmowania, którego udzielił Jadwidze kardynał Mieczysław Ledóchowski w dniu 24.04.1876 r. Odtąd słowa ks. Semenenki: „Oddaj się cała Temu, który daje się cały" i myśl o powołaniu zakonnym nie opuszczają Jadwigi, a ks. Semenenko utwierdza ją w wyborze drogi życia konsekro­wanego. Inaczej na sprawę powołania Jadwigi zapatruje się najbliższa rodzina, przyjaciele, znajomi. W niej samej również budzą się wątpliwości, a także matka zachęca do rozważenia słuszności wyboru. „Mówiłam mamie - pisze do ks. Semenenki - że już chyba dosyć miałam tego świata hucznego, nieopamiętałego, a usłyszałam na to: dotychczas byłaś dzieckiem, teraz trzeba, abyś się wypróbowała w świecie [...] nie w tym zasługa, aby wszystko porzucić i zacząć oficjum odmawiać”. Podobnie starsza siostra odwodzi Jadwigę od wyboru drogi życia zakonnego. „Miałam rozmowę z Celką, która chciała mi wybić z głowy moje powołanie; dałam jej zrozumieć, o ile tylko mogłam, że nie są to wpływy, które na mnie działają, tylko uczucie od Boga i że ufam, że ono będzie trwałe”. Nic dziwnego, że myśląca, mądra dziewczyna rozważa wszystkie „za" i „przeciw", nim podejmie ostateczną decyzję”. Dotychczas widzę tylko głównie całą piękną, miłą stronę powołania i cieszę się tym jak niczym innym, cieszę się radością dziecinną [...] Ale może by lepiej poświęcić się raz na zawsze i żyć wśród świata hucznego głównie w myśli, żeby kiedyś nie rzucali kamieniem na Mateczkę mówiąc, że mnie zamykała i zmusiła do zamknięcia się od ludzi". Niewątpliwie w wyborze przez Jadwigę życia zakonnego ważną rolę odegrał ks. Semenenko, który podtrzymywał ją w pragnieniu całkowitego oddania się Bogu. Ale zarówno matka jak i spowiednik z szacunkiem odnosili się do decyzji Jadwigi, jej zostawiali całkowicie wolny wybór. Początkowo Jadwiga nie brała pod uwagę możliwości, by razem z matką wstąpić do istniejącego już zgromadzenia. Rozważała własne powołanie, kontaktowała się z różnymi wspólnotami zakonnymi, rozmawiała z siostrami kilku zgromadzeń, po prostu: poszukiwała. Ważnym dniem w jej życiu okazał się 25. marca 1881r. O tym dniu tak napisała Matka Celina: "Pamiętny dzień, gdy Jadwinia walcząc z naturą ludzką jeszcze nie chciała oddać się zupełnie Bogu i tysiąc powodów dawała, aby odwlec swe postanowienie - w duszy jednak czuła, gdzie ją Bóg woła. Na koniec wyrzekła po długiej rozmowie z Ojcem Semenenko: Oto ja służebnica Pana mojego, niechże mi się stanie według słowa Twego. I zadzwoniono w tej chwili na Anioł Pański”. Ten dzień był bardzo ważny, tak ważny w życiu Jadwigi, że wielokrotnie będzie sobie przypominała ten moment i ponawiała akt oddania się Panu. W miesiąc po tym fakcie pisząc do ks. Semenenko dzieli się przeżywaną radością: „Czuję taką wdzięczność dla najdroższego Ojca za to połączenie mnie z Panem Jezusem. Jakiż to święty węzeł łączy mnie z Panem Jezusem; myśl ta jest dla mnie radością największą, taką, jakiej dotąd nie zaznałam". Jednak ta radość nie trwa nieprzerwanie; budzą się nowe wątpliwości. „Co do przyszłości mojej, nie wiem dlaczego, przychodzi mi na myśl: czy ja kiedyś nie pożałuję, żem się zamknęła w te mury klasztorne, żem sobie wolność odebrała i nic już nigdy pięknego nie zobaczę”. Ten niepokój wzmagają okoliczności życia towarzyskiego. Młodą, ładną, starannie wychowaną i dosyć majętną panienką interesują się młodzieńcy w celach matrymonialnych. Jadwiga nie jest obojętna na okazywane jej względy i szczerze dzieli się swymi odczuciami ze spowiednikiem”. W Giebułtowie bawił kilka dni przyjaciel Józia, którego głównym celem jest wstąpić w ślady mego szwagra, tj. ożenić się. Aż mi teraz wstyd wspomnieć, jaką byłam wobec niego. Dzięki Bogu, że dłużej z nami nie przebywał, bo bym się do reszty zepsuła. Myśl moja była ciągle tym zajęta, aby mu się podobać. Słuchałam z niemądrym ukontentowaniem komplementów, które mi prawił, wreszcie z przyjemnością czułam, że on o mnie myśli. Po jego wyjeździe opamiętałam się z łaski Bożej .[...] Gdym się na koniec upokorzyła przed Panem, lżej mi się zrobiło, bom Go bardzo przeprosiła i czułam, że to upokorzenie było zbawiennym lekarstwem dla duszy mojej". Jak widać z listów, młoda normalna dziewczyna nie była obojętna na powaby życia w świecie i Jadwiga niejednokrotnie jeszcze będzie miała okazję sprawdzić siebie i swój wybór. A konkurentów do jej ręki nie brakowało. O jednym z nich tak pisze: „Poznałam młodego pana Niemcewicza. [...] Prawdziwą pokusą było dla mnie przebywanie parę wieczorów z rodziną państwa Niemcewiczów w Grodnie; chwilami żałowałam odmowy danej, coraz więcej sympatii do nich czuję. Widzi Ojciec, jak słaba jestem!" W takich momentach wraca myślą do chwili, gdy wyraziła wolę oddania się Panu i w modlitwie szuka umocnienia. „Modlę się, ale słabo, bo sucho na duszy”. „Ojcze najdroższy - pisze do spowiednika - proszę mnie raz na dobre oddać Panu, ale tak, abym już siebie nie miała za swoją, abym co chwila pamiętała i wierzyła, że On mnie wziął, że nic nie mam swego, a że cokolwiek On zarządza, jest z miłości ku mnie!". W roku 1882 ks. Semenenko zaproponował próbę wspólnego zamieszkania obu Borzęckich i kilku osób, pragnących głębszego życia duchowego. Sam objął kierownictwo duchowe, a do przełożeństwa wprawiała się Celina. Jadwiga po okresie niepewności i wahań, stwierdza: Dzisiaj wiem, że moim obowiązkiem jest iść za głosem powołania. Decyzja - przemyślana i przemodlona - była jej samodzielnym wyborem, co często podkreśla, odrzucając zarzuty, zwłaszcza rodziny, że matka nakłoniła córkę do zostania zakonnicą. Stanęła u boku Matki, by ją wspierać w budowaniu nowego zgromadzenia, opartego na nauce, którą przekazał im ks. Piotr Semenenko. Jadwiga zdaje sobie sprawę z tego, że matka, którą niewątpliwie kocha, ale od której bardzo się różni usposobieniem, będzie odtąd dla niej podwójną matką, a ona na mocy ślubu posłuszeństwa będzie jej podwładną. Ta sytuacja wymagała od Jadwigi postawy prawdziwie heroicznego posłuszeństwa, by stać się narzędziem w ręku przełożonej zakonnej. Nie czuła się „narzędziem", bo ukochała posłuszeństwo i pragnęła być dla podwójnej matki Cyrenejczykiem. Brała na siebie najcięższe brzemię krzyża i zastępowała w szczególnie trudnych obowiązkach, chroniła przed atakami nieprzychylnego środowiska. Gdy pierwsza wspólnota przyszłego Zgromadzenia otworzyła w1887 roku szkołę dla ubogich dziewcząt w Rzymie, Jadwiga objęła obowiązki dyrektorki. Patronem szkoły - z ini­cjatywy kardynała Lucido Parocchiego - został św. Jan Kanty. 23 letnia Jadwiga z zapałem podjęła trud pracy apostolskiej, wykazując niepospolity talent pedagogiczny, umiłowanie młodzieży i doskonałą organizację skromnego dzieła, które dało początek licznym w przyszłości placówkom wychowawczym Zgromadzenia. Już w tej szkole realizowano ideę głoszoną przez Bogdana Jańskiego i pierwszych zmartwychwstańców: odrodzenie społeczeństwa. Ks. Walerian Kalinka uważał, że„ na polu moralnym i religijnym nic dobrego, nic skutecznego nie można zrobić bez niewiasty; rodzina jest tym, czym ją tworzy niewiasta, wiernym zwierciadłem jej cnót lub występków, zalet lub niedostatków, przeto i naród jest tym, czym go zrobi niewiasta". W prawie zakonnym zmartwychwstanek zapisano: „Celem bliższym Zgromadzenia jest nauczanie i wycho­wanie chrześcijańskie dziewcząt". Ważnym wydarzeniem w życiu obu Borzęckich była prywatna audiencja, 02.07.1889 r. u papieża Leona XIII. Ojciec Święty udzielił błogosławieństwa dla rozpoczętego dzieła, pozwolił na złożenie ślubów zakonnych i włożenie habitów, co nastąpiło 06.01.1891 roku w Rzymie. Obie Założycielki mogły złożyć od razu profesję wieczystą po dziewięcioletnim nowicjacie. Gdy latem tegoż roku Matka Celina wyjechała do Polski, by w kraju otworzyć dom Zgromadzenia, Jadwiga została w Rzymie i oprócz zarządzania szkołą pełniła obowiązki przeło­żonej domu, mistrzyni nowicjatu i alumnatu, organizowała kancelarię, utrzymywała kontakty z władzami kościelnymi w Watykanie. Bardzo ożywiona korespondencja między matką i córką wskazuje na ścisłą współpracę i wzajemne podtrzymywanie się w trudnych sytuacjach rozwija­jącego się dzieła. Gdy Matka Celina waha się z wyborem miejsca osiedlenia się w Galicji, Jadwiga zachęca do wyboru Kęt. Dostrzega dobre strony apostolstwa w małym miasteczku. Interesuje się szczegółami: wyglądem nabytej chaty, mieszkańcami Kęt, kościołami, siostrami klaryskami, a Matka barwnie opisuje warunki życia i zwyczaje miejscowej ludności. Pierwszy raz przybyła do Kęt na poświęcenie kamienia węgielnego pod nowy klasztor, latem 1892 roku. Odtąd każdego roku stara się być „w kochanych Kątkach" - jak pisze w liście do s. Marii Zubylewicz, - bo to taki zaciszny kąt, który nam Pan Bóg zgotował w Kętach. Stara się pomóc Matce w spłaceniu długów, zaciągniętych na budowę w Kętach i w tym celu podejmuje kwestę w Hiszpanii i we Francji. W „Dzienniczku z podróży" zanotowała: „Wszelkie wskazówki woli Bożej skłoniły mnie do przekonania, że obowiązkiem moim jest udać się na kwestę na cel fundacji naszej w Kętach - lecz jakież walki, ile cierpienia, wahania się i uczucia wstrętu naturalnego przebyłam. [...] Prócz tego uczucie nieudolności i niedoświadczenia mego w podobnej sprawie wstrzymałoby mnie z pewnością , gdyby nie najgłębsze zrozumienie, że Bóg właśnie najnieudolniejsze narzędzia wybiera do dzieła swego, bo wtenczas nie ja, ale On za mnie i we mnie zrobi, co Mu się spodoba. Więc na bok wszelkie względy osobiste; tu tylko zniknąć trzeba, skoro sam Pan chce tej ofiary ze mnie. Zniknąć i zaufać”. To kwestowanie było dla Jadwigi odprawianiem drogi krzyżowej, najeżonej upokorzeniami w przedpokojach arystokratek, takich jak: Czetwertyńska, Potocka, Przeździecka, Starzyńska, a efekt finansowy - znikomy. Listy między Założycielkami kursują co dwa, trzy dni: wymieniają się informacjami, dzielą się pomysłami, udzielają nawzajem sobie rad, wspólnie podejmują ważniejsze decyzje, jak na przykład otwarcia w 1896 r. domu misyjnego przy współpracy ze zmartwychwstańcami w Bułgarii. Razem wizytują tę placówkę w1899 roku. W 1897 r. Jadwiga przyjeżdża do Polski i obejmuje przełożeństwo domu zakonnego w Kętach, gdzie jest nowicjat, a poza tym siostry prowadzą szkołę szycia i haftu, ochronkę, uczą w szkole i udzielają się w pracach parafialnych. Przełożona dba nie tylko o formację kandydatek do Zgromadzenia ze wszystkich zaborów, ale także o dobre wychowanie i wykształcenie. Sama przygotowuje do ślubów, udziela indywidualnych rekolekcji, troszczy się o piękno liturgii, gra na fisharmonii podczas nabożeństw i uczy siostry śpiewu. Jednocześnie współpracuje z Matką Celiną nad redakcją Konstytucji Zgromadzenia i zabiega o ich zatwierdzenie. Jadwidze powierza Przełożona Generalna, Matka Celina, rozpoznanie warunków, środowiska, możliwości działalności apostolskiej w zaborze rosyjskim, by otworzyć domy w Częstochowie w Warszawie. Jadwiga była nadal podwładną władz rosyjskich i w związku nowymi obowiązkami często przekraczała granicę między zaborem austriackim a rosyjskim. Zakła­danie domów zakonnych w Królestwie było zabronione. Siostry mogły na tym terenie działać „konspiracyjnie", jako osoby świeckie. Jadwiga również za każdym razem musiała przebierać się w strój świecki, co odczuwała jako dodatkowe utrudnienie i upokorzenie. „Kończę, - pisze w jednym z listów do s. Marii Zubylewicz - by się pakować, przewdziewać i jechać na ścięcie dla natury, a na łaskę krzyża dla Pana”. Była też gotowa udać się do Ameryki, by otworzyć misję wśród emigrantów polskich w Chicago. Jej nie najlepsze zdrowie i konieczność wspierania Matki w zarządzaniu rozwijającym się Zgromadzeniem nie pozwoliły na podjęcie jeszcze jednego obowiązku. Pojechała razem z Matką w 1902 roku, w dwa lata po osiedleniu się sióstr w Ameryce, by na miejscu zapoznać się z życiem sióstr, oczekiwaniami duchowieństwa i potrzebami tamtejszego społeczeństwa. Po powrocie do Europy Jadwiga dłuższy czas spędziła w Rzymie, gdzie jej znajomość języka, środowiska oraz gotowość wspierania Matki w początkach budowania podstaw prawnych Zgromadzenia była nie do przecenienia”. Cóż za szczęście, że razem dźwigamy nasz krzyż"- pisała Matka Celina do s. Marii Zubylewicz w 1904 roku. W 1905 roku Zgromadzenie otrzymuje „Dekretum Laudis" - pierwszą oficjalną aprobatę władz kościelnych. Jadwiga została formalnie mianowana asystentką generalną, przestała być przełożoną w Kętach. Czuwała nad funkcjonowaniem placówek Zgromadzenia w Polsce, troszczyła się o prawidłowy rozwój apostolatu, a także o byt materialny, o zdrowie sióstr i o ich postęp w dziedzinie życia duchowego, a szczególnie o właściwe sprawowanie obowiązków przez przełożone. A czyni to z wyrozumiałością dla słabości natury ludzkiej, dla niezawinionych braków dobrego wychowania. Zdawała sobie sprawę, że nie wszyscy otrzymali od Boga i od rodziny to, co ona. „Widzę, żem słaba i litująca się bardzo. Już trudno, taki to pokarm duchowy ssałam od dzieciństwa, od niemowlęctwa życia duchowego: miłość, litość, miłosierdzie, przebaczenie, nadzieję przeciw wszelkiej nadziei”. Była wrażliwa nie tylko na niedostatki natury moralnej, ale starała się też ulżyć biedzie, pomóc rodzinom dzieci uczęszczających do przedszkola. W liście do sióstr w Rzymie pisze o jednym znamiennym fakcie skutecznej pomocy„Najlepsza pani Wrotnowska chciała uczcić dzień moich imienin kwiatami i czekoladkami. Przypadkiem dowiedziałam się o tym wcześniej i bardzo ją prosiłam, aby kwiaty i czekoladki zamieniły się w ... czy zgadniecie? W zupę dla najbiedniejszych dzieci naszego przedszkola. Dała nam 10 florenów i zaraz zakupiono worek mąki, worek kaszy i ziemniaków. /.../ W ten sposób te biedne maleństwa nie będą wystawione na mróz przez dwie godziny i szukanie swoich matek, które poza domem zarabiają na chleb. Żebyście widziały radość tych dzieci i jak chwaliły posiłek.[...] Od dawna pragnęłyśmy móc okazać miłosierdzie. Św. Jadwiga nas wysłuchała. Mamy nadzieję, że inni bogatsi mieszkańcy Kęt zechcą w przyszłości udzielać tej jałmużny”. Litość i miłosierdzie stosowała zarówno wobec współsióstr jak i wobec wychowanków szkół i ochronek Pouczała siostry: „Proś Pana Jezusa o większą miłość. Widzieć braki, dziwić się niedoskonałością to nie jest miłość". „Ucz się zachęcać i umilać pracę, a dawać wszystkim ciepła najwięcej”.  „Utarło się - wspomina siostrzenica, Helena Duninowa, - że była sucha i chłodna, tymczasem, owszem, była męska, zwłaszcza rozum miała niepospolity i bardzo logiczny, ale to było serce ogromne, ciepłe, szerokie, wielkie serce”. W młodości kryła się z własnymi uczuciami, była powściągliwa, opanowana, zamknięta w sobie. W wieku dojrzałym rozumie, że „potrzeba miłości niezmiernej w obejściu się z duszami". Coraz więcej serdeczności pojawia się w listach, pisanych do sióstr: „Niech Ci Bóg dopomaga i błogosławi, moja kochana. Tulę Cię do serca mego z całą szczerością mego oddania". „Niech kochanym siostrom Pan Jezus dopomaga, wspiera, przytula, natchnienie daje, miłością rozgrzewa”. Na kilka miesięcy przed śmiercią doświadczył Pan Jadwigę bolesnym cierpieniem, jakiego doznała ze strony kilku, tak przez nią kochanych, sióstr. Jakże bliskie były dla niej słowa Psalmu 55: „gdyby lżył mnie nieprzyjaciel, z pewnością bym to znosił /.../ Ale to jesteś ty, mój rówieśnik, mój zaufany przyjaciel, z którym żyłem w słodkiej zażyłości". W tajemnicy przed przełożoną generalną kilka nadgorliwych sióstr zastanawiało się, czy Matka Jadwiga jest odpowiednia osobą, by po śmierci leciwej już Matki Celiny stanąć na czele Zgromadzenia. Krytykowały w Jadwidze zbyt światowe, ich zdaniem, maniery, formy wielkiego świata, a z drugiej strony rygorystyczne wymagania w wypełnianiu prawa zakonnego. Trudno interpretować takie zachowanie osób, które oczywiście kochały Zgromadzenie, ale przecież nie więcej, niż te, które to dzieło z takim trudem do życia powołały. Jadwiga została poinformowana o nieporządkach we wspólnocie, jednak nie ujawniła tego faktu przed Matką Celiną i nikomu nawet odczuć nie dała swojej niechęci, czy żalu. Przyjęła to cierpienie jako osobistą ekspiację za błędy, wynikające z niedoświadczenia, a nie ze złej woli - zinterpretowała ówczesna kronikarka, s. Regina Gostomska. W ponad rok po śmierci Matki Jadwigi jedna z sióstr, dręczona wyrzutami sumienia, kajała się przed matką Celiną z powodu krzywdy wyrządzonej również przez nią Matce Jadwidze. Otrzymała taką odpowiedź: „Nie poruszajmy tych bolesnych szczegółów przeszłości. Wiedziałam od początku, że powinnam złożyć w ofierze głęboką boleść Matki Jadwigi. Taiła ją nawet przede mną, aż w końcu przed samą śmiercią - jakby ją przeczuwając - osłoniła mi swój krzyż. Kochała was wszystkie i tylko dobra waszych dusz pragnęła”.. W dniu śmierci Jadwigi, 27.09.1906 roku kronikarka zapisała: „Całą siłą i gorącością uczucia nadprzyrodzonego kochała Pana Jezusa, a Zgromadzenie jako Jego dzieło, do którego On ją powołał. Kochała duszę każdą, którą Bóg jej powierzył. Ta wielka jej miłość, delikatność duszy, z jaką bolała nad każdą niewiernością i nieporządkiem w Zgromadzeniu, może przyśpieszyła chwilę jej wyzwolenia”. To „wyzwolenie" nastąpiło w nocy 27.09.1906 r. Pozornie nic nie wskazywało na tak bliski koniec. Wprawdzie Matka Jadwiga nigdy nie miała dobrego zdrowia, ale w dniu poprzedzającym zgon na nic się nie skarżyła. Siostry wiedziały tylko, że obie Matki długo rozmawiały i domyślały się, że rozmowa była trudna, bowiem ważyły się w tym czasie niełatwe sprawy Zgromadzenia. Po wspólnych wieczornych modlitwach, którym przewodniczyła Matka Jadwiga, po udzieleniu błogosławieństwa pozostała jakiś czas w kaplicy, a następnie długo chodziła po ogrodzie klasztornym, odmawiając różaniec. Zmarła po północy w obecności kilku sióstr i wezwanego kapłana, który udzielił absolucji i sakramentu namaszczenia. Matkę Celinę, która mieszkała w sąsiednim pokoju, obudzono, kiedy przyszedł lekarz i stwierdził, że przyczyną śmierci był anewryzm serca. Matka Celina w pierwszej chwili nie mogła uwierzyć w śmierć córki, chciała jeszcze ratować, ale lekarz potwierdził zgon. „Czy ja to przeżyję? Co ja bez niej zrobię?" - zawołała i udała się przed Najświętszy Sakrament do kaplicy. Po długiej modlitwie wyszła i powiedziała do sióstr te znamienne słowa: „Nie ma rzeczy, której by dusza z miłości do Pana Jezusa nie wytrzymała”. Starała się zachęcić siostry do poddania się woli Bożej, a o Jadwidze mówiła: „Ja tak na niej polegałam, ale Pan Jezus zapragnął ją dla siebie, a nam odjął to, co mi bezpieczeństwo i pokój po ludzku dawało. Ja tylko Jemu ufam, bo co bym zrobiła teraz, gdy takiej pomocy zabrakło”. Pogrzeb odbył się 29. września. Przyjechała najbliższa rodzina, przybyło wielu kapłanów, którzy ją znali , szanowali i cenili. Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył ks. Władysław Orpiszewski CR, który podczas Mszy św. powiedział: [Jadwiga Borzęcka], „poświęcając Bogu swoje dziewictwo, stała się współmatką licznej rodziny zakonnej, dla której miała gorącą miłość i okazała w czynie wszystkie zalety i cnoty naszych przedziwnych matek polskich, łącząc w sobie rozum i męski hart duszy z gorącym sercem i szlachetnością, które budują wielkie rzeczy, a niewysłowionym urokiem energii i łagodności zdobywają serca i wolę. [...] umiała, używając swej władzy, łączyć to, co jest niesłychanie trudnym: powagę imponującą ze słodyczą zniewalającą więcej miłością, niż przewagą silnej woli”. A s. Antonina Sołtan, przejmując po Matce Jadwidze obowiązki asystentki przełożonej generalnej, powiedziała do sióstr: „ Ś. p. droga Matka nasza zostawiła nam najpiękniejszą spuściznę po sobie: wzór miłości, zaparcia się, poświęcenia i jedności”. Pochowana została w grobowcu na cmentarzu w Kętach. W 1913 roku w tymże grobowcu spoczęły zwłoki Matki Celiny. W 1937 roku nastąpiła ekshumacja ich prochów, które zostały przeniesione do krypty pod kaplicą sióstr zmartwychwstanek. W 2001 roku odbyła się kolejna ekshumacja i prochy obu Założycielek Zgromadzenia spoczęły w sarkofagu w kościele parafialnym Świętych Małgorzaty i Katarzyny. Zarówno błogosławiona Matka Celina jak i sługa Boża Matka Jadwiga nie były kęczankami z urodzenia; stały się nimi przez zamieszkanie, przez pracę apostolską i przez miejsce wiecznego spoczynku ich prochów. Obie nadal czuwają nad „miłymi Kątkami". Ufamy, że Sługa Boża Jadwiga szczególnie wstawia się u Pana za młodzieżą dorastającą i uczącą się, za poszukującymi swojej drogi życia, za nauczycielami i wychowawcami, za misjonarzami w dalekich krajach, wypraszając dla wszystkich łaskę męstwa i wytrwania w radosnym pełnieniu woli Bożej.

 za: http://www.zmartwychwstanki.mkw.pl/art/cat64/106zyciorys.html

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo