Maria Jadwiga urodziła się w Warszawie 20.xi.1899 r., w rodzinie organisty Jana Kotowskiego i Zofii z Barskich. Była trzecim dzieckiem, drugą córką, jedną z siedmiorga rodzeństwa. Ojciec był niezwykle pobożnym człowiekiem, nie rozstawał się z różańcem i codziennie wieczorem, przy modlitwie, czytywał dzieciom fragmenty Pisma św. Marylka (tak nazywał Marię Jadwigę ojciec), wraz ze starszą siostrą, została oddana na prywatną pensję do gimnazjum prowadzonego przez Paulinę Hewelke (1854, Pułtusk –1924, Warszawa) – dziś IX Liceum Ogólnokształcącego im. Klementyny Hoffmanowej, w którym nauczały zakonnice. Tak wypadło, że przebywała tam i uczyła się przez cały czas I wojny światowej. Uczennicą była sumienną acz – jak niektórzy wspominali - nie zawsze zgodną… Maturę zdała w 1918 r.… Jeszcze w tym samym roku rozpoczęła studia medyczne na Uniwerstycie Warszawskim. A był to rok, w opisie którego użycie zwrotu Adama Mickiewicza:
„O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju!…”
A. Mickiewicz, „Pan Tadeusz”, ks. XI
nie wydaje się nadużyciem. 10.xi.1918 r. Marylka namówiła grupę studentów na opuszczenie wykładów i udanie się na dworzec, gdzie właśnie przyjeżdżał z więzienia w Magdeburgu Józef Piłsudski. Była tam też orkiestra przywitalna, w której grał ojciec Marylki, Jan Kotowski… Maria Jadwiga uczestniczyła w szalonym epizodzie, podczas którego rozentuzjazmowani studenci wyprzęgli konie z powozu wiozącego przyszłego Naczelnika Państwa i sami ciągnęli go pośród okrzyków i wiwatującego tłumu… Zaraz też wstąpiła do Polskiej Organizacji Wojskowej, zalążków armii odradzającej się Rzeczypospolitej. W 1920 r., jeszcze jako studentka medycyny, gdy najeźdźcze wojska bolszewickie zbliżały się do Warszawy, pospieszyła na front, jako sanitariuszka Czerwonego Krzyża. Udzielała się też w warszawskich szpitalach. Lata później, w 1932 r., za bohaterską służbę została odznaczona krzyżem Polonia Restituta. W jej osobistym życiu w okresie studiów najważniejsze jednakże okazało się poznanie wspólnoty Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa (łac. Congregatio a Resurrectione Domini Nostri Iesu Christi - CR) – zmartwychwstanek - założonych przez Celinę Borzęcką i jej córkę Jadwigę, które miało swoją siedzibę niedaleko Uniwersytetu. Będąc na trzecim roku – już po Cudzie nad Wisłą i odepchnięciu Rosjan od Warszawy - postanowiła przerwać studia i wstąpić do Zgromadzenia. Decyzję przyspieszyły na pewno tragiczne doświadczenia wojny polsko-bolszewickiej, jakże odbiegające od propagandowego heroizmu… W liście do matki generalnej, z prośbą o przyjęcie, pisała: „Pragnę żyć i umierać dla Chrystusa, miłując Go nad wszystko, gdyż jest Miłością Najwyższą, Panem, Bogiem i wszystkim moim”… Rodzice byli zaskoczeni, ale przyjęli decyzję córki z pokorą i zrozumieniem… W 1922 r. rozpoczęła życie zakonne w Kętach k. Bielska, pierwszym w Polsce domu zakonnym zmartwychwstanek, przyjmując imię Alicji. Dwa lata później, w 1924 r., po ukończeniu naznaczonych Prawem Kanonicznym etapów formacji zakonnej: postulatu i nowicjatu, złożyła pierwsze śluby i powróciła do warszawskiej wspólnoty. Odtąd zapatrzenie w Chrystusa, „Miłość Najwyższą”, oraz wielkie wyciszenie, towarzyszyły jej przez całe życie… Wznowiła też studia uniwersyteckie, choć – za radą przełożonych - na kierunku matematyczno-przyrodniczym wydziału fizyki. W 1929 r. obroniła pracę magisterską z chemii poświęconą badaniom ebulioskopowym… Praktyki nauczycielskie rozpoczęła, skierowana przez kuratorium, w Seminarium Nauczycielskim w Sewerynowie, a po otwarciu gimnazjum zmartwychwstanek kontynuowała je na Żoliborzu. Uczyła chemii, pełniąc jednocześnie obowiązki pielęgniarki. Po dwóch latach zdała egzamin komisyjny, zostając dyplomowanym nauczycielem szkół średnich. W międzyczasie, w 1928 r., złożyła zakonne śluby wieczyste, oddając swe życie – do końca – Bogu… Na Żoliborzu pracowała jeszcze przez dwa kolejne lata, przez pewien czas, po śmierci dyrektorki seminarium, kierując placówką. W 1934 r. wyjechała nad Polski Bałtyk, została bowiem – na prośbę państwowego Wydziału Oświaty i Zarządu Miasta Wejherowa - dyrektorem borykającej się z problemami finansowymi Prywatnej Szkoły Powszechnej i Żeńskiego Gimnazjum Ogólnokształcącego w Wejherowie, 4 km od granicy z Niemcami. Powierzono jej również kierowanie prywatnym przedszkolem i internatem dla dziewcząt. Tam dała się poznać jako znakomity dyrektor i pedagog, a także niedościgniony wzór cnót moralnych. Wysiłek zmartwychwstanek szybko zauważono i już w 1936 r. szkoła uzyskała prawa szkoły państwowej (acz jeszcze niepełne – pełne uzyskała w roku szkolnym 1938/39). Wizytacje kuratorskie potwierdzały wzrost poziomu nauczania w kierowanej przez s. Alicję placówce. Władze oświatowe odznaczyły ją także dyplomem honorowego członka Polskiego Związku Zachodniego, patriotycznej organizacji broniącej Polaków i polskości wobec żywiołu niemieckiego, zarówno w Rzeszy Niemieckiej, jak i w Rzeczypospolitej. Działo się to kilka kilometrów od Wolnego Miasta Gdańska, od granic z Niemcami. A w Wejherowie przebywało wówczas wielu Niemców… Wokół prowadzonych przez s. Alicję placówek powstawał też nowy, prowadzony przez nią dom zakonny zgromadzenia zmartwychwstanek. W 1938 r. rozpoczęła budowę trzypiętrowego skrzydła gimnazjum, z 10 nowymi salami lekcyjnymi, które poświęcono, choć jeszcze w stanie niedokończonym, rok później. Mimo natłoku zajęć zachowała owe „wyciszenie”, które odbijało się piętnem na całej prowadzonej przez nią placówce. Jedna z postulantek ze Stanów Zjednoczonych odwiedzająca Polskę powiedziała o niej: „Przyglądałam się z uwagą s. Alicji przez całą godzinę. Jej oczy i wyraz twarzy ujawniały głęboką duchowość i świętość. Była w niej łagodność i pogoda. Trudno mi było odwracać od niej wzrok i przysłuchiwać się toczącej się rozmowie. Patrząc na nią doznawałam wewnętrznego pokoju”Virginia Lelewicz… W wakacje 1939 r. po raz ostatni odwiedziła rodziców mieszkających naonczas w Cieszynie. W drodze powrotnej odwiedziła jeszcze dom macierzysty w Kętach i Jasną Górę, po czym powróciła nad nasze morze… Wtedy też zwierzyła się jednej ze współsióstr: „Miałam dzisiaj dziwny sen. Znalazłam się wobec cierpiącego Chrystusa. Zapytałam Go: - Panie, kiedy ja umrę? Pan odpowiedział: - Jak do tego domu będzie dobudowany dom”. I dodała: „Dom już dobudowany, dach położony, teraz tylko podłogi, może więc właśnie teraz?” Wrzesień 1939 r. to jedna z najtragiczniejszych cezur w historii Polski i Polaków. Zaraz po agresji niemieckiej 1.ix w wielu regionach Rzeczpospolitej rozpoczęły się represje. Po 17.ix to samo miało miejsce w części zajętej przez agresora rosyjskiego. Na początku okupanci skierowali swoją uwagę na wojskowych, oraz duchowieństwo i inteligencję - czyli osoby odpowiedzialne za formowanie i kształtowanie naszego państwa. Tak też stało się na polskim Pomorzu, gdzie wkroczyli Niemcy… Aresztowania, rewizje, grabieże – to dzień powszedni pobitej, acz niepokonanej Rzeczypospolitej. Jedną z pierwszych niemieckich decyzji w Wejherowie zlikwidowano szkołę i zakład sióstr zmartwychwstanek. Alicja nakazała współ-siostrom przebrać się w ubrania cywilne i poukrywać - nie usłuchały. Nakazała też woźnemu ukrycie w ogrodzie skrzynki z cennymi przedmiotami kultu. Ten niestety zdradził i wskazał miejsce ukrycia okupantowi… Próba ukrycia to - w rozumieniu niemieckim - opór. Matka jednej z uczennic, niejaka Anna Scheibe, dowiedziała się, że s. Alicji grozi aresztowanie i zaproponowała jej pomoc w ucieczce. „Nie mogę ratować siebie cudzym kosztem” – usłyszała w odpowiedzi… 24.x.1939 r. niemiecka policja polityczna, Gestapo, aresztowała s. Alicję. Mieszkający w zarekwirowanym budynku klasztornym niemiecki kapitan Wermachtu zapytał gestapowców, co im zawiniła. W odpowiedzi usłyszał: „Wystarczy, że jest Polką”… Gdy współ-siostry próbowały ofiarować się za przełożoną, gdy prosiły o możliwość towarzyszenia jej, Niemcy odpowiedzieli ironicznie, że s. Alicja „ma dostateczną opiekę”… Zanim wsiadła do wojskowego samochodu zatrzymała się na chwilę i spojrzała ciepło, łagodnymi oczyma, na pozostawiane zakonnice. Powiedziała tylko jedno: „Wszystko wybaczam Franciszkowi”. To imię nosił woźny… Słowa pożegnania nie padły… Zawieziono ją do więzienia w Wejherowie. Ubiegano się o jej uwolnienie – bezskutecznie. Dwóm uczennicom udało się ją odwiedzić w więzieniu. S. Alicja przekazała pozdrowienia współ-siostrom, mówiąc, że w więzieniu jest jej dobrze. Poprosiła tylko o swój ulubiony krzyżyk… Później informowała jeszcze, że w nocy często ją budzą i zapalają światło… Długo modliła się na różańcu, cerowała – sobie i współwięźniomwspomnienia Aleksandra Jankowskiego… 11.xi.1939 r., rankiem, na dziedziniec więzienia wjechały ciężarówki. Jak to opisał jeden z przetrzymywanych tam więźniów, Aleksander Jankowski, z zawodu kucharz, który przeżył te straszne dni i po wojnie zaświadczył o swych przeżyciach, z cel wywleczono pokaźną grupę więźniów, wśród nich s. Alicję. Niemcy kazali im opróżnić kieszenie, pozwalając na pozostawienie tylko chusteczek do nosa. Następnie popychając zmuszono do wejścia do ciężarówek. Alicja weszła ostatnia otulając swym ramieniem grupkę wystraszonych, żydowskich dzieci, które znalazły się w wywożonej grupie, dodając im otuchyAleksander Janowski, op. cit.… Rozstrzelano ją najprawdopodobniej tego samego dnia, 11.xi.1939 r., w dniu święta narodowego Rzeczypospolitej, w lasach Piaśnicy Wielkiej, 10 km od Wejherowa, na Pomorzu, w wielkiej egzekucji, w której zginęło 314 ofiar. W latach 1939-40 w Piaśnicy rozstrzelano ok. 10.000-12.000 osób z polskiej inteligencji pomorskiej. Znaleźli się na liście przygotowanej przed wojną przez lokalnych Niemców „Księgi poszukiwanych Polaków” (jej fragmenty znajdują się w Muzeum w Stutthof). Wielu z nich należało do Polskiej Organizacji Zachodniej, członkostwo której w oczach niemieckich równe było zdradzie stanu i było wystarczającym powodem do skazania na śmierć i wykonania „wyroku”. Rozstrzelano także i zakopano na miejscu straceń w masowych grobach setki niepełnosprawnych z okolic całego Pomorza… W 1944 r. większość ciał Niemcy – rękami skazańców z obozu w Stutthof – odkopali i spalili… Po zakończeniu zmagań wojennych, po klęsce jednej gangsterskiej potęgi – Niemiec – i triumfie innej – Rosji, w 1946 r., w Piaśnicy – w tej „Kaszubskiej Golgocie” - w grobie nr 7, znaleziono duży czarny różaniec, jaki przy pasku noszą siostry zmartwychwstanki. Na tej podstawie domniemuje się, że właśnie w tym miejscu siostra Alicja została pochowana. Czy tak rzeczywiście się stało - nie wiadomo, zresztą, jak tuż przed wybuchem wojny, zauważyła: „Czyż to nie wszystko jedno, gdzie ciało będzie leżało?”. Tylko Bóg wie, On wszystko wie. Stało się bowiem tak, jak pragnęła tego s. Alicja: „Chciałabym nawet, żeby nikt o mnie nie wiedział. Przecież chodzi o to, żeby móc połączyć się z Bogiem. A to jest wszędzie możliwe […] i we wszystkich okolicznościach […] W Nim żyć, zatopić się jak kropla wody w oceanie Jego miłosierdzia […]” Ojciec Święty Pius XII, usłyszawszy o śmierci s. Alicji, miał powiedzieć: „Macie męczennicę, to wielka chwała i pociecha dla Zgromadzenia. Czy może być większe szczęście, jak oddać życie za wiarę, za Kościół, za Chrystusa Pana?”. W 1950 r. szkołę w Wejherowie, której cały wysiłek ostatnich lat życia, a nawet można powiedzieć, że życie, poświęciła s. Alicja, decyzją nowych komunazistowskich władz prl-u zamknięto… W budynkach zorganizowano państwowe przedszkole, szkołę podstawową i zasadniczą szkołę zawodową dla dzieci i młodzieży niesłyszącej. Dopiero po przemianach w 1989 r. siostry zmartwychwstanki mogły ponownie prowadzić działalność dydaktyczno- wychowawczą. W 1992 r. w wejherowskim budynku zakonnym otwarto przedszkole, a w 2000 r. powstała Katolicka Szkoła Podstawowa. Jej patronką została bł. s. Alicja Kotowska… Już wtedy była wyniesiona na ołtarze, bowiem 13.vi.1999 r. w Warszawie, Ojciec św. Jan Paweł II, w czasie kolejnej pielgrzymki do Polski, zaliczył ją do grona 108 błogosławionych polskich męczenników II wojny światowej…
Siostro Alicjo błogosławiona,
zapisem własnej krwi
do męczenników wstąpiłaś grona
ku większej Bożej czci.
W lasach Piaśnicy życie za wiarę
składasz pod ogniem kul,
miłość Ojczyzny wieczystym darem
nagradza Niebios Król.
Wierna modlitwie drogą paschalną
wytrwale niosłaś Krzyż,
przeto u mety męczeństwa palmą
wita Cię Boski Mistrz.
Wyszłaś z klasztoru śmierci naprzeciw
darując zdrajcy dług
i pocieszając żydowskie dzieci,
że w niebie czeka Bóg!
Hymn ku czci bł. s. Alicji
za:http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/1111blALICJAKOTOWSKAmartyr01.htm
Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo