http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/jozef_kowalski/
http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/jozef_kowalski/
Momotoro Momotoro
492
BLOG

bł. Józef Kowalski

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

 

 

Urodził się w 1911 r. w Siedliskach koło Rzeszowa w rodzinie chłopskiej. Był siódmym z dziewięciorga dzieci Wojciecha i Zofii z Borowców, z których tylko czworo przeżyło dzieciństwo… Jako dziecko, był ponoć chorowity, i zdrowie zawdzięczał Matce Bożej w cudownym obrazie starobrodzkiego klasztoru, niedaleko Lwowa (dziś Ukraina), której rodzice go ofiarowali … Po ukończeniu w 1922 r. szkoły podstawowej rozpoczął, za zgodą rodziców, naukę w Zakładzie Salezjańskim im. św. Jana Bosko w Oświęcimiu. Ucząc się grał na skrzypcach i w orkiestrze dętej, śpiewał w chórze, występował jako aktor w teatrzyku szkolnym. Należał do Towarzystwa Niepokalanej. Był przewodniczącym i najaktywniejszym organizatorem prac działającego na terenie szkoły Towarzystwa Misyjnego. W 1927 r. rozpoczął w Czerwińsku nad Wisłą nowicjat salezjański, po ukończeniu którego, rok później, złożył pierwszą profesję zakonną na ręce Prymasa Polski, współsalezjanina, ówczesnego abpa Augusta Hlonda. W latach 1931-4 odbył, jako kleryk, praktykę pedagogiczną (asystencję) w Czerwińsku i Przemyślu. Po studiach filozoficznych i teologicznych w Krakowie w 1938 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk ks. bpa Stanisława Rosponda. Następnie od 1938 r., poprzez tragiczny rok 1939, rok kolejnego rozbioru Polski, do aresztowania był sekretarzem inspektora salezjańskiego o. Adama Cieślara (1893, Gródek – 1978, Marszałki). Zajął się porządkowaniem Archiwum Inspektorialnego. Rozpoczął kurs księgowości. Angażował się w pracę duszpasterską w parafii św. Stanisława Kostki na Dębnikach. Głosił kazania i konferencje, spowiadał, prowadził chór młodzieży męskiej, uczył kleryków śpiewu gregoriańskiego, organizował spotkania religijne i sportowe dla zaniedbanych chłopców. 23.v.1941 r. został, z 11 innym salezjanami, których postanowiono zlikwidować, aresztowany przez Niemców (pod dowództwem gestapowców Siberta i Procnera). Zatrzymanych zawieziono do więzienia na Montelupich w Krakowie, skąd po miesięcznych torturach 26.vi.1941 r. przetransportowano do obozu koncentracyjnego w Auschwitz (Oświęcim). Odtąd był numerem 17350. Już następnego dnia po przyjeździe, 27.vi.1941 r., na żwirowisku przed budującym się teatrem, na oczach więźniów Niemcy zamordowali kilkoro Żydów i czterech dopiero co przywiezionych salezjanów: Jana Świerca (1877, Królewska Huta –1941, Auschwitz), Ignacego Dobiasza (1880, Ciochowice –1941, Auschwitz), Franciszka Harazima (1885, Osiny - 1941, Auschwitz) i Kazimierza Wojciechowskiego (1904, Jasło - 1941, Auschwitz). Wszystkich czterech zakatowali w sadystyczny sposób kapo obozowi (szefowie komand roboczych, wybierani przez Niemców, często spośród pospolitych kryminalistów i sadystów). Z ostatniego z wymienionych męczenników, przed zamordowaniem, naigrywali się i szydzili: „Tak, ogłupiać ludzi umiecie… Pracować wam się nie chce… Twierdzicie, że jest Bóg. Pokażcie mi Go, chcę Go widzieć! Bogiem jestem ja! Ja teraz jestem panem waszego życia!”… „Bądźcie o mnie spokojni, jestem w ręku Boga”, Józef napisał trzy dni później w zachowanym liście (jednym z 19 zachowanych listów obozowych) do rodziców… Naoczny świadek, współwięzień Auschwitz, ksiądz Konrad Szweda (1912, Kuźnia k. Rybnika –1988, Łaziska Górne), późniejszy prałat, wspominał, że ksiądz Józef zachował w obozie godność człowieka i kapłana, pomagał innym - choć był za to bity. Jako sumienny kapłan, mimo surowego zakazu, rozgrzeszał konających, dodawał otuchy zrezygnowanym, pocieszał załamanych. W tajemnicy przed obozowymi władzami, na strychach lub w piwnicy bloku nr 25, odprawiał Msze św. i przewodniczył modlitwom. Roznosił po blokach Komunię świętą dla tych więźniów, którzy nie mogli osobiście uczestniczyć. Spowiadał. Organizował, m.in. z o. Maksymilianem Kolbe, nabożeństwa maryjne. Inny współwięzień, ksiądz Stanisław Garecki (1907, Zagnańsk– 1990, Kraków), ofiara zbrodniczych niemieckich eksperymentów medycznych, mówił: „Ksiądz Józef Kowalski do obozu śmierci, w którym (jak mówili kapo) nie ma Boga, potrafił współwięźniom przynosić Boga…” W grypsie z 10.xi.1941 r. do salezjanów Józef pisał: „Najmocniej prosimy […] o [największą przysługę], trochę wina mszalnego i kilkanaście komunikantów z wielką Hostią. Czujemy bowiem ogromny głód eucharystyczny!”… Natomiast 8.xii.1941 r., wraz z innymi towarzyszami niedoli, w piwnicy bloku nr 5 odmówił „Akt oddania się więźniów oświęcimskich Matce Najświętszej Niepokalanie Poczętej”… Na samym dnie człowieczeństwa nie załamał się, obronił swoją i nas wszystkich godność ludzką – do końca. 31.v.1942 r. część księży (58 duchownych) wywieziono z Auschwitz do obozu koncentracyjnego w Dachau (wyjechał m.in. ks. Szweda i ks. Garecki). Józefa z tej grupy wykluczono. Oficer raportowy, sadystyczny niemiecki oficer SS Gerhard Palitzsch, zatrzymał go ponieważ nie odrzucił i nie podeptał – mimo rozkazu – Różańca Świętego, który podczas kąpieli przed transportem trzymał w dłoni. Wszak to do Swej Matki modlił się kiedyś: „O Maryjo, […] uproś mi łaskę, bym coraz więcej postępował po drodze świętości. O Matko moja, ja muszę zostać świętym, wszak to mój cel, to moje przeznaczenie”. Odtąd dla więźniów był „Męczennikiem Różańca Świętego”… Za karę wcielono go do karnej kompanii, gdzie doznał kolejnych szykan i upokorzeń. 3.vii.1942 r., ostatniego dnia w karnej kompanii, podczas kopania rowu kapo znęcali się nad Józefem. Dla rozrywki zrzucili go z nasypu do głębokiego, bagnistego dołu. Po chwili wyciągnęli go, od stóp do głowy ubrudzonego lepkim błotem i bijąc kijami zagnali pod dużą beczkę, na którą jeden z kapo, niejaki Karol Langenhagen, nakazał mu wejść i wygłosić z niej kazanie. Józef na beczce uklęknął, uczynił znak krzyża i zaczął po kolei odmawiać modlitwy, jak zaświadczył jeden ze współwięźniów tak, „jak świat ich nigdy przedtem nie słyszał”: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Pod Twoją Obronę i Salve Regina (Witaj Królowo)… Zbito go straszliwie, ale nie złamano. Pozostał wierny hasłu życia: „Cierpieć i być wzgardzony”, które zapisał wiele lat wcześniej w „Pamiętniku” – skatowany wrócił na swój blok… Jak wspominał Zygmunt Kolankowski (1913-1998), po wojnie wieloletni dyrektor Archiwum Polskiej Akademii Nauk, po wieczornym apelu Józef modlił się na obozowej pryczy. W pewnym momencie spojrzał na towarzysza i rzekł: „Klęknij i módl się ze mną za tych, którzy nas prześladują”. Akurat gdy skończył modlitwy na salę wszedł kapo i rozkazał Józefowi pójść za sobą. Wiedząc, że to jego ostatnia droga, oddał koledze z pryczy swoją kromkę chleba, mówiąc: „Zygmuś, weź ten chleb, bo mnie już nie będzie potrzebny”. I w ostatnim słowie dorzucił: „Módlcie się za mnie i moich prześladowców”… Po wyjściu z bloku został jeszcze raz, przez wspomnianego Gerharda Palitzscha oraz sztubowego (niem. Stubendienst, pomocnik blokowego, niem. Blockältester) Józefa Mitasa, skatowany, a potem utopiony w beczce z fekaliami. Było to 4.vii.1942 r. … Ciało Józefa spalono w krematorium… Na terenie salezjańskiej parafii św. Stanisława Kostki na Dębnikach przez pewien czas mieszkał Karol Wojtyła. Znał o. Józefa. I to on miał sprawić, że 13.vi.1999 r. ziściło się, w oczach świata, życzenie Józefa, wyrażone jeszcze w 1930 r. w swoim „Pamiętniku”: „O mój Drogi Jezu, daj mi wolę wytrwałą, stanowczą, silną, bym zdołał wytrwać przy swoich świętych postanowieniach i zdołał dopiąć szczytnego ideału świętości, jaki sobie zakreśliłem. Ja mam i muszę być świętym”. Beatyfikował go wówczas, jako jednego ze 108 błogosławionych męczenników Kościoła Katolickiego z czasów II wojny światowej, w Warszawie, już jako papież z Polski – Jan Paweł II. Tego dnia przypominał: „Ci błogosławieni męczennicy i męczennice wpisują się w dzieje świętości Ludu Bożego pielgrzymującego od ponad tysiąca lat po polskiej ziemi…” Gdy już w Rzymie pokazano mu obraz bł. Józefa, Jan Paweł II rzekł do jego siostrzenicy, Zofii Kołwy: „Ja go znałem, to był wspaniały człowiek”…

za: http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0704blJOSEFKOWALSKImartyr01.htm

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo